Zdradziłeś – Milcz! W podręczniku psychologii tego nie przeczytacie, ale na to wskazuje doświadczenie psychoterapeutów
„Prawda jest cacy, kłamstwo jest fe” – uczyli rodzice. Wzięcie sobie tej mądrości do serca może wiele kosztować w dorosłym życiu. Z psychoterapeutką, Moniką Dreger, rozmawiamy o tym, dlaczego o zdradzie warto porozmawiać na początku związku i kiedy skok w bok lepiej przemilczeć.
Osoba, która stawia partnera przed informacją "zdradziłem/zdradziłam" rozdaje karty. Na głowę bliskiej osoby wylewa wiadro zimnej wody, czego skutkiem są m.in. chorobliwa nieufność, zazdrość, poczucie przegranej czy zdeptane poczucie własnej wartości. Prawda, zamiast wyzwalać, często spuszcza raczej pierwszorzędne manto niewinnym.
W zażyłych relacjach często powtarzamy, że zawsze chcemy znać "całą prawdę". Częściej bywa jednak tak, że prawda interesuje nas tylko, jeśli może się nam spodobać.
Deklaracje o umiłowaniu szczerości służą przede wszystkim budowaniu poczucia bezpieczeństwa. W końcu nie może grozić nam krzywda ze strony osoby, która obiecała, że zawsze będzie nam wszystko mówiła. Prawdziwy komunikat w tym przypadku powinien brzmieć raczej: „odejdź, zanim zrobisz coś, o czym nie będziesz mógł/mogła mi powiedzieć”.
Nie da się zapobiec krzywdzie, do której już doszło, po co więc mówić o niej partnerowi? Nad tym zastanawiamy się z Moniką Dreger, terapeutką par i autorką książki "Co boli związek".
Jakie jest główne "za", kiedy zastanawiamy się, czy powiedzieć o zdradzie partnerowi?
Związki powinny opierać się na szczerości. Z tej prostej przyczyny, że nie ma dobrego związku bez zaufania. Do tego w wielu przypadkach zdrada to "produkt" źle funkcjonującego związku, a nie początek problemów w relacji. Zdarzają się pary, które przyznanie się do zdrady ratuje. Trafiają do gabinetu terapeuty i wyjaśniają sobie gromadzone latami niedopowiedzenia. Wcześniej było między nimi źle lub średnio, ale nie było impulsu, żeby coś z tym zrobić. Impulsem stała się zdrada. Takie przypadki zdarzają się najczęściej wśród par z bardzo długim stażem.
Przemilczenie to kłamstwo?
To już kwestia tego, jak rozstrzygniemy to we własnym sumieniu. Dla niektórych kłamstwem będzie zmyślanie, dla innych także zatajanie. Jestem zdania, że o ile "kłamanie w żywe oczy" jest w związku niedopuszczalne, o tyle nieinformowanie partnera o pewnych kwestiach bywa dla relacji zbawienne.
Także o zdradzie?
Tak. Chociaż mówię to z perspektywy wieloletniego doświadczenia psychoterapeutycznego, podręcznikowa wiedza psychologiczna prezentuje odmienne podejście. Co do rozbieżności w definiowaniu kłamstwa – nie dalej, jak tydzień temu było u mnie małżeństwo, w którym kobieta zarzucała mężowi, że jest kłamcą.
O co chodziło?
Otóż o kanapki. Ona wstawała wcześniej, żeby przygotować mu kanapki do pracy. Poświęcała codziennie pół godziny, żeby zrobić dla niego coś miłego. Potem okazało się, że on tych kanapek nie zjada. Bardzo ją to dotknęło, tym bardziej że pytała, czy mu smakowały, a on potwierdzał. Dla niego sytuacja była kuriozalna, a ona czuła się okłamywana.
Wspomniała Pani o rozdźwięku między Pani doświadczeniem psychoterapeutycznym a podręcznikową wiedzą psychologiczną. Co psychologia jako nauka mówi o przemilczaniu faktu, że partnera się zdradziło?
Zacznę może od tego, że psychologia jako nauka nie wydaje czarno-białych sądów czy "porad" na które możemy natrafić w bestsellerowych poradnikach. Co za tym idzie, w naukowej publikacji dotyczącej związków nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie "powiedzieć czy nie?". Mówi jednak, że zdrowy związek powinien opierać się na zaufaniu, a częścią składową zaufania jest szczerość. Szczerość zaś nie działa wybiórczo albo jest się szczerym od A do Z, albo nie . Myślę, że wiele osób zakłada, że nawet najgorsza prawda buduje związek bardziej niż zatajenie.
Pani się z tym nie zgadza?
Nie do końca. Nawet jeśli mamy z partnerem wyjaśnione, czym jest kłamstwo, pozostaje jeszcze kwestia definicji zdrady. I w konkretnych przypadkach, z konkretnymi definicjami partnerów mogę się z tym zgadzać lub nie.
Jak ludzie, którzy trafiają do Pani gabinetu, definiują zdradę?
Dla niektórych zdradą będzie zaczepianie wzrokiem osób płci przeciwnej w restauracji, dla innych oglądanie porno. Można też inaczej patrzeć na zdradę fizyczną. Rzadko kiedy dochodzi do rozmowy, w której pyta się partnera np. czy uważa pocałunek za zdradę. Jest jeszcze temat-rzeka zdrad emocjonalnych, które przeważnie bardzo ranią kobiety. Mężczyźni natomiast często nie zwracają na nie większej uwagi, dla nich zdrada = seks. Często nie przeszkadza im, że ich partnerka trzy razy w tygodniu spędza wieczór ze swoim przyjacielem, chociaż dla psychoterapeuty taka informacja byłaby już alarmująca.
Warto o zdradzie porozmawiać na samym początku relacji, żeby nie doszło do kuriozalnej sytuacji, kiedy już coś się wydarzyło, a my dopiero wtedy będziemy ustalać, co jest dla nas zdradą.
W jakich przypadkach zatajenie zdrady może okazać się dobrym wyjściem dla związku?
Kiedy zdrada była jednorazowa, a w związku nie ma większych problemów. Przykładowa sytuacja: ktoś jedzie na wyjazd integracyjny, strasznie się upija i budzi się w pokoju znajomej czy znajomego z pracy. Jest przerażony, bo przecież ma żonę/męża i "wcale nie chciał". Bywa, że wyjście jednorazowej zdrady na jaw prowadzi szczęśliwe, młode małżeństwa na skraj przepaści, a nawet kończy się rozwodem.
A co z wchodzeniem w związek równoległy?
Wchodzenie w relacje równoległe, niemal zawsze oznacza nierozwiązane problemy w "pierwotnym" związku. Jeśli ktoś postanawia zakończyć ten drugi związek, powinien głęboko zastanowić się nad tym, co go w ogóle do zdrady skłoniło. Bez tego nie uratuje małżeństwa, nawet jeśli kochanka czy kochankę odprawi z kwitkiem. Dlatego w takich sytuacjach jestem raczej za tym, żeby do zdrady się przyznać i udać się na terapię dla par, zamiast zamiatać problem pod dywan.
Jak podjąć decyzję — powiedzieć czy nie ?
Najlepiej zrobić bilans zysków i strat. Co to da związkowi? Co zabierze? Podkreślam, że chodzi o związek, nie o podejście "co to będzie znaczyło dla mnie".
Jeśli osoba, która chce przyznać się do zdrady, weźmie pod lupę swoje motywacje, często okazuje się, że wcale nie dobro relacji miała na uwadze. Oczekujemy, że świat będzie nas "za dobre wynagradzał, a za złe karał", to kwestia wychowania.
Kłamstwo męczy psychicznie i fizycznie, czasem łatwiej wyzwolić się od niego zamieniając je na prawdę. Tylko że w przypadku przyznania się do zdrady bywa, że tę będzie już musiał nosić na swoich barkach nasz partner. Liczymy też, że przyznamy się, a drugą osobę "poboli i przestanie". Może będzie trochę niemiło, ale potem już "jak dawniej".
Tymczasem wcale nie brakuje osób, dla których zdrada, i to nawet jednorazowe "po pijaku", oznacza definitywny koniec. Myślenie o zdradzie jest dla nich na tyle bolesne i trudne, że wolą przekreślić kilka lat wspólnego życia, niż się z tym mierzyć.
Jakie osoby kończą związek po informacji o zdradzie?
Bardzo różnie. Są to zarówno osoby o niskiej samoocenie, które zdradę partnera odczytują jako komunikat "jestem nic niewarta", jak i osoby wybuchowe i kategoryczne. Takie, które nigdy nie zmieniają podjętych decyzji. Bardzo często to też ludzie, którzy zostali zdradzeni w poprzednim związku lub tacy, w których domu rodzinnym był zdradzający współmałżonka rodzic, a oni jako dzieci występowali w charakterze mediatora między rodzicami, albo widzieli cierpienie matki/ojca.
Wydaje mi się, że mało osób jest gotowych przyjąć do wiadomości, że część winy za zdradę ponosi osoba zdradzana. No bo jak to. Czuje się ofiarą, była uczciwa, a u psychoterapeuty słyszy, że czegoś widocznie drugiej stronie nie dawała.
To rzeczywiście bardzo trudne. Osoba zdradzona uważa, że powinna otrzymać morze współczucia, a zdradzający partner zasłużył raczej na chłostę. Niejednokrotnie tego też oczekuje w gabinecie psychoterapeuty, a tu się okazuje, że i ona przyłożyła rękę do tego, w jakim stanie jest jej związek. Jednak jeśli mamy do czynienia z relacją, w której są jeszcze uczucia, osoby zdradzone współpracują, bo zależy im na drugiej osobie i na związku.
A jakie mogą być konsekwencje zdrady, jeśli nie powiemy o niej partnerowi?
Bez względu na to, czy zdecydujemy się powiedzieć, czy przemilczeć, coś z tą zdradą trzeba zrobić, zastanowić się z czego wynika. Osoby, które zdecydują się na zdradę, pod wpływem chwili, alkoholu czy czegokolwiek innego zapominają o jednym, banalnym prawidle. Każde nasze działanie ma konsekwencje.
To nie jest tak, że zdradzimy, decydujemy się nie mówić, mamy pewność, że sytuacja nie wyjdzie na jaw i to wszystko nie ma żadnego wpływu na związek. Może partner się nie dowie, ale wiemy o tym my. Możemy odczuwać długotrwały dyskomfort, wyrzuty sumienia tak silne, że zaczniemy kwestionować związek dla którego "ratowania" zaniechaliśmy mówienia o zdradzie.
Do tego nawet, jeśli o zdradzie nie powiemy, to założenie, że partner nic nie zauważy, jest pobożnym życzeniem. W długoletnich związkach ludzie znają się na wylot. Często spotykam się z tym w gabinecie. Kobieta czy mężczyzna nie ma dowodów i nie chce ich szukać, ale czuje, że został/a zdradzony/a. Niestety najczęściej nie jest to kwestia paranoidalnych skłonności. Ile razy w sytuacji, w której ktoś wyznaje zdradę, druga osoba łapie się za głowę, bo przypomina się jej kilkadziesiąt szczegółów, które dobitnie wskazywały, co się dzieje.
Co, jeśli zdrada wyjdzie na jaw, mimo że zrobiliśmy sobie bilans zysków i strat i postanowiliśmy milczeć?
Absolutnie nie należy kłamać, tylko zmierzyć się z tym że partner wie. Pójście w zaparte to w takiej sytuacji czysty egoizm. Nawet jeśli partner chwilowo nam uwierzy, to nabierze podejrzeń, będzie o tym myślał, przestanie nam ufać. To osoba, która skrzywdziła, powinna ponosić konsekwencje, nie jej partner.
Monika Dreger - psycholog, mediator rodzinny. Założycielka i koordynator zespołu Warszawskiej Grupy Psychologicznej. Autorka książki "Co boli związek?"