Ofiara własnego wizerunku
20 kwietnia 1999 roku w małej amerykańskiej miejscowości Columbine doszło do wielkiej tragedii. Dwójka uzbrojonych uczniów wtargnęła do szkoły i brutalnie zamordowała dwunastu swoich kolegów oraz nauczyciela. O krwawej masakrze w stanie Kolorado usłyszał cały świat, a skoro tuż po dokonanym przestępstwie oprawcy popełnili samobójstwo, trzeba było szukać innych winowajców. Padło na Marilyna Mansona, artystę, którego muzykę rzekomo mieli ubóstwiać obaj mordercy. Psychologowie sądowi uznali, że to właśnie jego twórczość wpłynęła na psychikę nastolatków i zmotywowała ich do zbrodni. I choć oskarżenia okazały się nieprawdziwe, zdążyły poważnie zaszkodzić dalszej karierze muzyka. Wówczas zespołowi odmawiano rezerwacji sal na koncerty, a w mediach mówiono o negatywnym wpływie jego muzyki na fanów.
- Nie znoszę ludzi, którzy starają się obwiniać filmy, zespoły, piosenki i programy talk show za wszystko, co ich spotyka – nastoletnie samobójstwa, przedawkowania narkotyków itp. Jeśli ktoś jest na tyle głupi, żeby zabić się z powodu jakiejś piosenki, to najwidoczniej na taki los sobie zasłużył – nie pasował do społeczeństwa – o jednego idiotę mniej. Jest tyle ludzi na świecie – nie rozczarowuje mnie to, że ludzie zabijają się z powodu muzyki. To, co najbardziej mnie smuci, to fakt, że ludzie są tak głupi – wyznał artysta w programie Phila Donahue.