Czy miłość to chemia?
Stanu zakochania nie trzeba nikomu opisywać. Każdy z nas przeżył to co najmniej raz w życiu. Mogła to być miłość odwzajemniona albo platoniczna, szczęśliwa lub nieszczęśliwa, romantyczna lub codzienna.
04.01.2008 | aktual.: 28.05.2010 15:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stanu zakochania nie trzeba nikomu opisywać. Każdy z nas przeżył to co najmniej raz w życiu. Mogła to być miłość odwzajemniona albo platoniczna, szczęśliwa lub nieszczęśliwa, romantyczna lub codzienna. Jednak z pewnością wszyscy czuliśmy to przyspieszone bicie serca i motylki w żołądku. Na myśli o ukochanym traciłyśmy głos, a nogi stawały się jak z waty. Skąd takie doznania? Czy miłość to tylko doświadczane przez ludzi uczucie? A może miłość to chemia?
Miłość jest procesem, który zachodzi w naszej podświadomości. Świadomość nie ma tutaj nic do powiedzenia. Najpierw dociera do nas to jak druga osoba wygląda, jak jest zbudowana, jaki ma kolor oczu, a jaką barwę głosu. Dopiero gdy to wszystko nastąpi –zaczynają działać feromony. Serce bije nam szybciej a oczy zaczynają błyszczeć. Także oddech staje się szybszy niż w normalnych sytuacjach. Dzięki „miłosnym hormonom” mamy zaróżowione policzki, gładką cerę i większe źrenice. Zakochani patrzą na świat przez „różowe okulary”.
Za miłosną chemię odpowiedzialna jest fenyloetyloamina. Substancja ta (a właściwie hormon) wytwarzana jest przez mózg - w przysadce mózgowej. Odpowiada ona za nasze uczucia, emocje i wszystkie fizyczne objawy miłości. Jest ona bardzo bliską, chemiczną „kuzynką” syntetycznej amfetaminy. To właśnie fenyloetyloamina daje zakochanym w sobie ludziom uczucie absolutnego szczęścia, zadowolenia i harmonii. Niestety substancja ta jest wytwarzana bardzo intensywnie jedynie przez pierwsze trzy miesiące znajomości, a więc dokładnie przez tyle czasu ile trwa pierwsza faza zakochania (tak zwane zauroczenie).
Hormonem odgrywającym ważną rolę w budzącej się miłości jest także noradrenalina. Jest ona jest swoistym środkiem dopingującym. Wywołuje euforię i niezwykły przypływ energii. Sprawia, że zakochani chodzą jak na lekkim rauszu. Są podekscytowani i podnieceni. To dzięki niej pamiętają najdrobniejsze szczegóły zachowania kochanej osoby i wspólnie spędzonych chwil. Jednakże stan zakochania to nie tylko pozytywne podekscytowanie. To także rozmaitość nastrojów oraz obsesyjne myśli na temat ukochanej osoby. Gdy ukochany nie dzwoni – zaczynamy się denerwować, martwić i irytować. Dzieje się tak za sprawą gwałtownego spadku poziomu serotoniny w mózgu, który powoduje totalny chaos w komunikacji komórek nerwowych. Mniej serotoniny to większy niepokój. I gdy coś się nie układa - łatwo popaść w stany depresyjne.
Przy pierwszym spotkaniu dwójka zauroczonych sobą ludzi wymienia się feromonami, które są niczym innym jak sposobem przekazywania informacji. I bez znaczenia jest czy dzieje się to na romantycznej kolacji przy świecach czy w przedziale drugiej klasy pociągu pospiesznego. To feromony sprawiają, że decydujemy się na związek z drugim człowiekiem. To one także są odpowiedzialne kim będzie ten drugi człowiek. Rozum w takich momentach zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia, bo jak mówi stare powiedzenie: „serce nie sługa…”.
Niestety ludzki mózg wytworzył sobie mechanizmy obronne przeciwko fenyloetyloaminie i po około pięciu latach zakochania, całkowicie uodparnia się na jej działanie. Stąd biorą się kryzysy w długich związkach i rozwody w małżeństwach. Przestajemy czuć do partnera to „coś” a naszą uwagę przyciągają inni ludzie. Wówczas trzeba włożyć dużo pracy i serca, aby związek przetrwał.
Na szczęście w tym czasie organizm zaczyna wytwarzać inny hormon – endorfinę, która działaniem przypomina morfinę: łagodzi ból, koi emocje, zmniejsza napięcie. Dzięki tej substancji ludzie mogą przetrwać zarówno w małżeńskich jak i partnerskich związkach wiele lat. I choć prawie wszystkie motylki wylecą już z brzucha, to pozostanie szacunek, zaufanie, przyjaźń oraz dojrzała miłość.
Każdy z nas wytwarza inne dawki hormonów miłosnych i dlatego na uczucie miłości reagujemy tak różnie jak różnymi jesteśmy ludźmi. Stężenie i współpraca hormonów zmieniają się też w miarę, jak przeżywamy wzloty i upadki miłości. Miłości czy chemii? Na to pytanie odpowiedzmy już sobie sami…