Analizujesz drobiazgowo każdy kęs, by przypadkiem nie zjeść czegoś niezdrowego? Uważaj! Możliwe, że dotknęła cię ortoreksja, czyli obsesja na punkcie zdrowego jedzenia.
Analizujesz drobiazgowo każdy kęs, by przypadkiem nie zjeść czegoś niezdrowego? Uważaj! Możliwe, że dotknęła cię ortoreksja, czyli obsesja na punkcie zdrowego jedzenia. Oto 10 sygnałów, które świadczą o tym, że przesadnie dbasz nie tylko o dietę, ale o wszystko, co związane z dobrym samopoczuciem.
Zacznijmy od ważenia się. Idziesz do znajomych. Zaglądasz do łazienki, a w kącie stoi waga. Co robisz? Jednym susem na nią wskakujesz, żeby zaspokoić swoją ciekawość: ile tutaj pokaże wskaźnik? W pewnym momencie słyszysz, jak gospodarze pytają zza drzwi: Czy wszystko w porządku? Długo nie wychodzisz! Tak, tak - odpowiadasz, starając się jak najciszej zejść z wagi i analizując w myślach to, co pokazała. Do tego zastanawiasz się, ile od pokazanej liczby kilogramów trzeba odjąć. Przecież masz na sobie ubranie!
Jeśli takie sytuacje zdarzają się czasami, nie ma problemu. Ale jeśli każdą okazję wykorzystujesz, żeby stanąć na wadze, to dobrze rozważ swoje podejście. I może spróbuj czasem popatrzeć w lustro łazienkowe zamiast na wagowy wskaźnik. Z pozoru niewinna skłonność do kontroli wagi może z czasem przerodzić się w utrudniającą życie obsesję. Zadbaj o sensowną dietę i postaw na aktywność fizyczną. A łazienkowej wadze daj wreszcie odpocząć.
Tekst: Michał Dobrołowicz, hellozdrowie.pl
[
]( http://www.hellozdrowie.pl/ )
Zasady diety oczyszczającej
Obliczanie kalorii zajmuje ci więcej czasu niż samo jedzenie
Niby prosty twarożek z owocami na śniadanie. Ale przecież truskawki w twarożku są dosyć kaloryczne. Podobnie biały ser. Do tego trochę śmietany, no i wkrojony banan. Jest w nim potas, ale też trochę kalorii. Ile? To trzeba sprawdzić w specjalnych tabelach, które są dostępne w internecie. I w gazecie, która leży przy łóżku.
"Trzeba też zweryfikować, czy na pewno w tym twarożku nie ukrył się gdzieś glutaminian sodu" - zastanawiasz się. Obliczasz, analizujesz, wpisujesz w specjalny zeszyt. Mija kilkanaście minut i wreszcie zabierasz się do konsumpcji. Warto przypomnieć sobie, że jedzenie to nie tylko kalorie i zaspokajanie głodu. Jedz, zamiast spożywać! Lunch z przyjaciółmi czy rodzinne śniadanie to także źródło przyjemności, więc nie psuj jej sobie tabelkami z kaloriami.
Czytasz etykiety jak codzienną prasę
Dymisje w rządzie? Wynik meczu polskiej reprezentacji? Kurs euro? Nie masz o tym pojęcia. Gazety leżą nieprzeczytane. Portale informacyjne zniknęły z listy, które przeglądarka wybierała jako najczęściej odwiedzane, bo zastąpiły je portale z wiadomościami o kaloriach i dietach. Jeśli czujesz się na siłach napisać doktorat pod roboczym tytułem "Zawartość glutaminianu sodu w produktach z osiedlowego sklepu oraz w tych z centrum handlowego. Analiza porównawcza" - przystopuj.
To może być droga donikąd, bo nie wydarzy się nic złego, jeśli czasem zjesz coś ze wspomnianym glutaminianem. Szkoda energii do ciągłego zapamiętywania, czego na etykiecie nie powinno być. Oczywiście, warto strzec się regularnego jedzenia spreparowanych mąk sojowych, które nadają smak mięsu czy innych sorbinianów lub benzoesanów, ale nie popadajmy w skrajności.
Jajko nie od eko-kury prowadzi do awantury przy stole
Dokładnie planujesz swój jadłospis. Punkt po punkcie. Tak jak było napisane w gazecie X lub w zaleceniu lekarza Y. Robisz swoją żywieniową listę. Aż pojawia się zaproszenie do rodziny na święta. Albo do znajomych na imprezę. I tam na stole lądują np. chrupki. Mało tego, pojawiają się jajka, ale nie od eko-kury.
Jak się zachować? Siedzieć z pustym żołądkiem? Zrobić awanturę? Trochę niezręcznie, ale emocje i tak biorą górę, bo przecież nie po to zarywasz noce, kontrolując, czy wszystko jesz zgodnie ze swoim grafikiem, żeby teraz garść chrupek i nieodpowiednie jajko w sałatce zniweczyły ten wysiłek! To też krótka droga do frustracji. Odpuść. Jasne, że na co dzień warto sensownie komponować listę zakupów i sięgać po to, co najzdrowsze i najmniej przetworzone. Ale jeśli raz na jakiś czas zjesz coś nie do końca zdrowego, świat się nie zawali.
Bierzesz nadgodziny, żeby wyjść na siłownię
Nie ulega wątpliwości, że siłownia to świetne miejsce. Ale jeśli masz wrażenie, że ciągle jest jej w twoim życiu za mało, zaczynasz robić nadprogramowe treningi, w domu mówisz, że musisz zostać dłużej w pracy, w biurze zapewniasz, że musisz załatwić ważne sprawy rodzinne, a w tym czasie wymykasz się, żeby kilkanaście minut pobiegać na bieżni, to może jednak lepiej zmienić nawyki? Kalorie też można spalić bawiąc się z dziećmi czy psem.
Wierzysz we wszystkie nowinki
Myjesz zęby pastą bez fluoru, bo gdzieś przeczytałaś, że jest szkodliwy. Gdzie? Nie pamiętasz dokładnie. Na noc używasz tylko nawilżacza, bo ktoś mówił, że jest najlepszy ze względu na swoje potrójne działanie. Kawę w nocy trzymasz tylko w zamrażalniku, bo tak podobno trzeba. Ktoś tak radził. Może jakaś koleżanka z pracy? Przed snem próbujesz medytować, bo gdzieś pisali, że to działa bardzo dobrze, nie tylko na ciało. Myślisz o zapisaniu się na masaż parafiną, bo ktoś opowiadał... Stop!
Zauważasz, że otaczasz się wieloma anonimowymi autorytetami od dbania o siebie? Bezimienni eksperci, amerykańscy naukowcy i ich rewolucyjne teorie, wujowie i ciocie z dobrymi radami dotyczącymi twojego samopoczucia? Zdecyduj się na kilka takich porad, ale sprawdzonych i wysokiej jakości. Nie zbieraj wszystkich doniesień na temat diet czy pielęgnacji z niepewnych źródeł. Oczywiście, kosmetyki to świetny wynalazek. Byle nie przesadzić. I pamiętaj, że są rzeczy, które na twoje samopoczucie wpłyną lepiej niż kawa z zamrażalnika czy masaż parafiną.
Gdy poznajesz nową osobę, zastanawiasz się, jakie ma BMI
Kiedyś wątpliwości dotyczyły zupełnie innych rzeczy: Jak ona to robi, że zawsze jest świetnie ubrana, Ciekawe, czym się zajmuje?. A teraz: Niby jest szczupła, ale te biodra są zaokrąglone, kto wie, czy to nie jest nadwaga. Stawiam na BMI 25,5! - analizujesz w myślach sylwetkę właśnie poznanej koleżanki. Stop!
To może cię zmęczyć. Indeks BMI nie jest wyznacznikiem, któremu warto ufać. To tylko proporcja masy ciała do wzrostu.
Co miesiąc wykonujesz badania kontrolne
Kiedyś wizyta w przychodni była jak święto. Nie dlatego, że wyczekiwana. Po prostu zdarzała się rzadko, kilka razy w roku. Sensowna profilaktyka. A teraz? Recepcjonistki reagują na ciebie jak na koleżankę z pracy. Mało tego, ty znasz ich imiona i kojarzysz problemy ich dzieci w szkole. Panie z przychodni to świetne znajome, ale chyba lepiej zamiast po raz dwudziesty ósmy w tym kwartale sprawdzać swoje ciśnienie, popracować nad nim na siłowni.
Albo podwyższyć je, wypijając dobrą kawę. Regularne dbanie o podstawowe badania jest bardzo ważne, bo nawet najprostsza morfologia może pokazać w porę, że dzieje się coś, z czym warto odwiedzić lekarza. Ale już morfologia robiona co miesiąc - ot tak, dla pewności - to przesada.
Zapominasz o zrobieniu sobie Dnia Dziecka
Pamiętasz takie dni, gdy spontaniczna kolacja następowała radośnie po 22? Raz na miesiąc, ale regularnie! Albo paczka chipsów do ulubionego serialu? To był tzw. Dzień Dziecka, który np. pojawiał się w lipcu. A czasami nawet w listopadzie i styczniu. Zimą nawet częściej.
I jakoś nic się nie działo. Mało tego, wspomnienia były miłe, to przychodziło tak łatwo. Może warto do tego wrócić? I zamiast w kalendarzu robić kolejne wyliczenia spożytych kalorii, zaznaczyć na czerwono datę, kiedy zrobisz sobie znowu swój prywatny Dzień Dziecka? I słoik z masłem orzechowym zostanie odkręcony.
Nie używasz zdania "Mam ochotę na..."
No właśnie, wypowiadasz czasem to zdanie? To takie proste, ale działa.
Wsłuchaj się w to, na co masz ochotę i zrób wszystko, żeby to spełnić, zapominając na chwilę o wadze, glutaminianie sodu i kolejnej kontroli BMI.