13 lat trwało diagnozowanie jej zaburzeń. "Pamiętam wszystkie razy, kiedy ktoś mnie opuścił"
Sugerowali, że była molestowana i to wyparła, że jej styl życia i nawyki pozostawiają wiele do życzenia. Była diagnozowana pod kątem ADHD i choroby afektywnej dwubiegunowej. Dziś ma 30 lat, a prawidłowa diagnoza została postawiona dopiero dwa lata temu: zaburzenia osobowości typu borderline (czyli tzw. osobowość z pogranicza) oraz zaburzenia lękowe. Dziś Zuzanna nie czuje się idealnie, ale ma siłę, by pomagać innym, którzy tak jak ona kiedyś, zbyt łatwo docierają do granic własnych emocji.
20.12.2021 16:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aleksandra Hangel, WP Kobieta: Ile miałaś lat, gdy po raz pierwszy przekroczyłaś granicę?
Zuzanna Melodyjska: Pierwsze objawy zaburzenia osobowości z pogranicza pojawiły się, gdy miałam jakieś 15 lat. Moje reakcje na różne zdarzenia były dużo silniejsze niż moich rówieśników. A przecież chodziło o te same sytuacje. Nikt nie mógł mnie w tym zrozumieć, jak wyrażam emocje. Sytuacja ciągnęła się latami, bo poprawnie zdiagnozowana zostałam dopiero dwa lata temu, a dziś mam 30 lat.
Długo.
Bardzo długo.
Ale podejrzewam, że zanim zaczęłaś się diagnozować, trochę borykałaś się z różnymi stanami.
Moja rodzina odczuwała, że mam problemy emocjonalne, więc próbowali mi pomóc - zabierali na doraźne wizyty u psychologa. Ale byłam wtedy temu całkowicie przeciwna, w ogóle podważałam psychoterapię. Nie wierzyłam też, że to jest tak duży problem, że reaguję aż tak skrajnie.
Mimo wszystko to były początki.
Tak. Sama zrozumiałam, że potrzebuję pomocy dopiero, gdy miałam jakieś 25 lat. Niestety każda wizyta u specjalisty była jak kulą w płot. Zrzucali to na mój styl życia, picie alkoholu, niewysypianie się. Później w rozmowach pojawiała się dwubiegunówka (zaburzenia afektywne dwubiegunowe - przyp. red.) i inne trefne diagnozy. Dostałam nawet leki, które przyjmowałam, ale to nic nie dawało.
Co dalej?
Też zadawałam to pytanie. Też myślałam: "co dalej?". Wiedziałam, że sobie nie radzę. Przełom nastąpił, gdy postawiłam sobie za cel wyzdrowieć albo przynajmniej zaleczyć to, z czym się zmagam. Wtedy rzuciłam definitywnie alkohol, papierosy, zaczęłam uprawiać sport, czyli wszystko, co podsuwali mi eksperci jako rozwiązanie moich problemów. Wróciłam też na psychoterapię, na której cały jej początek poświęciłam na robienie testów osobowości. Wielokrotnie je powtarzałam, żeby były wiarygodne i rzetelne. Robiłam też testy na ADHD, które próbowano u mnie zdiagnozować.
Sporo tych diagnoz.
Mnóstwo. Sugerowali mi też, że byłam molestowana, że mam zatarte wspomnienia, których nie pamiętam, że noszę w sobie traumy.
Co wydarzyło się, gdy wykonałaś tak wiele testów?
W końcu, dwa lata temu, postawiono diagnozę: zaburzenia osobowości typu borderline oraz zaburzenia lękowe. I wszystko zaczęło się wyjaśniać. Dotarło do mnie, co się ze mną dzieje, że to jest zaburzenie osobowości, nie choroba, więc nie jest to coś, co można wyleczyć. Wtedy zakończyłam współpracę z terapeutką, której zadaniem było zdiagnozowanie mnie. Musiałam stanąć na wysokości zadania i znaleźć terapeutę, który zna to zaburzenie od podszewki, wie, z czym się zmagam i jak ze mną rozmawiać.
Mówi się, że terapia psychodynamiczna, która opiera się na więzi i porozumieniu pomiędzy pacjentem a terapeutą, jest najlepszą terapią przy zaburzeniu osobowości typu borderline.
Uważam zupełnie inaczej. Byłam na terapii psychodynamicznej i czułam się strasznie roztrzęsiona, bo ten model pracy opiera się na emocjach, które przy moim zaburzeniu i tak są już całkowicie zachwiane. Wtedy zrezygnowałam i wybrałam się na terapię poznawczo-behawioralną, która dedykowana jest osobom ze stanami lękowymi. W ogóle to był mój największy problem już wtedy, ten lęk.
Co czuje osoba z aktywnym, folgującym wręcz, zaburzeniem osobowości typu borderline?
Ciężko jest na pewno kontrolować to, co mi udało się zrobić dzięki właśnie terapii poznawczo-behawioralnej, czyli ustanowienie i utrzymanie nawyków zdrowego życia - regularnego jedzenia, dobrego snu, niepicia alkoholu. Ale to, co u mnie było znamienne, to ciągłe powątpiewanie, zakładanie złych zamiarów, lęk, że ktoś mnie opuści. Teraz wiem, że te myśli pojawiają się przez zaburzenie. Mogę się zatrzymać i zasygnalizować samej sobie: "halo, to jest twoje zaburzenie, to jest ta część ciebie, to nie jest prawda". Dzięki temu bardzo się ustabilizowałam.
Spotkałam się z takim bardzo zatrważającym zdaniem o osobowości borderline, że osoby z tym zaburzeniem "odczuwają najlepsze z najlepszego i najgorsze z najgorszego".
To jest dokładnie to. Myślę, że tylko osoby z głęboką depresją potrafią tak głęboko jak my odczuwać smutek.
Zobacz także
Wróćmy do czasu, gdy nie miałaś jeszcze diagnozy, miałaś 17, 18, 23 lata. Co się wtedy działo w twoim życiu?
Byłam osobą skrajnie niestabilną. Ciągle zmieniałam pracę, mieszkania, nie byłam w stanie oszacować skali emocji, jaka się pojawi. Zwykła kłótnia z przyjaciółką wydawała mi się absolutnym końcem świata, płakałam wtedy dwa tygodnie. Rozpadały się moje związki, bo na pewno nie byłam wtedy dobrą partnerką. Bo jak można być z kimś, kto mówi: "kocham cię, bądź ze mną na zawsze", a za chwilę "zniknij z mojego życia".
Zachowywałam się jak osoba, która ma bunt dwulatka. Co chwilę coś się działo. Nie byłam w stanie też dokończyć niczego, co zaczynałam. Ciężko było mi też utrzymać relacje z innymi osobami, bo miałam bardzo wybuchowy temperament. Raniłam ludzi, gdy wchodziłam w tryb walki bądź ucieczki, bo to właśnie ten tryb był objawem zaburzenia osobowości typu borderline. Wtedy odczuwałam ogromny lęk, a osoba, która była w tej sytuacji, stawała się automatycznie wrogiem, zagrożeniem. Oczywiście następnego dnia to mijało i budziłam się z niezrozumieniem swojego zachowania. No i te ciągłe zmiany nastrojów, które wytrącały mnie z równowagi.
Nadal czasami to czujesz?
Tak. Czasami wydaje mi się, że będę się czuła świetnie, jak na wakacjach w tym roku, a okazuje się, że tak nie było, czułam się fatalnie. Albo z innej strony - coś się wali, wiadomo, życie codzienne, a mnie to nie rusza i czuję się świetnie.
Jak wchodzi się w dorosłość, stawia czoła codzienności, w której nie ma już rodziców, gdy cierpi się na zaburzenie osobowości typu borderline?
Nie wchodzi się w dorosłość. Jest się zbyt niestabilnym. Mnie całe szczęście przez cały ten czas wspierali rodzice. Traciłam pracę za pracą, więc potrzebowałam pomocy stale. Cały ten okres, kiedy byłam ciągle źle diagnozowana, byłam zachwiana. Nie można mówić o wchodzeniu w dorosłość, gdy nie jesteś w stanie wziąć odpowiedzialności za to, co robisz. Po prostu nie jesteś w stanie z dostępnych schematów zachowań wybrać tych dorosłych, odpowiedzialnych, właściwych. Przykład z pierwszej ręki: mam pracę, muszę zarabiać na życie, więc muszę do tej pracy pójść. To nie było dla mnie takie oczywiste.
Kilka razy podczas tej rozmowy określałaś to, co czujesz, jako koniec świata. Co to dla ciebie znaczy?
To uczucie bliskie śmierci. Myślę, że doskonale mogą ten stan zrozumieć osoby, które przeżyły wypadek samochodowy albo inną sytuację, w której prawie straciły życie. To uczucie, że nic już więcej nie będzie, że i tak umrzemy, że dalsze życie nie ma sensu, że to za bardzo boli. Ale też objawy somatyczne - bóle brzucha, drgawki, wymioty, zasłabnięcia. I to wszystko bardzo męczy. Jeśli ktoś nie ma wsparcia rodziny, terapeuty, to często dochodzi wtedy do samookaleczania, prób samobójczych, bo światełko w tunelu zgasło.
A ty o tym myślałaś?
Tak, chciałam ulżyć sobie w cierpieniu, nie mogłam już dłużej dźwigać tego, co czuję. I nie chodziło mi nigdy o to, że świat jest okropny. Po prostu ten ból, to cierpienie z emocji, jest niewyobrażalne. Gdy dochodzi do tego stanu, czuję się jak człowiek, któremu urwało nogę w wypadku samochodowym i po prostu więcej nie zniosę.
Jaki najgorszy moment pamiętasz?
Rozstawałam się z kolejnym partnerem i sytuacja była dla mnie na tyle ciężka, że nie wstałam z łóżka. Leżałam i w głowie ryły mi się myśli, że zawsze już będę sama. Że tracę właśnie największą miłość, że każdy mnie zostawi, że nikt mnie nigdy nie pokocha, bo jestem okropna, że mnie nie da się kochać. A my byliśmy dzieciakami. Przeżyłam to tak, jak ludzie przeżywają żałobę po kimś niesamowicie bliskim.
No właśnie, bliscy. To nie mogło być łatwe, wychowywanie nastolatki, która jest tak niestabilna.
Było dużo niezrozumienia. Nikt nie wiedział, co mi dolega ani co z tym zrobić. I wszyscy przez to cierpieli. Na pewno gdyby diagnoza została postawiona szybciej, byłoby łatwiej, bo mogliby chociaż częściowo to zrozumieć. Byłoby spokojniej. Ale zdecydowanie to wpłynęło na naszą rodzinę. Zresztą każdy problem ze zdrowiem, np. rak, wpływa na wszystkich. Pamiętam taką chwilę: pokłóciłam się z przyjacielem, strasznie to przeżywałam. Dotarłam do domu. Piłam jeszcze wtedy alkohol, więc byłam lekko pod wpływem, co nie polepszało mojego stanu, ale nagle przyszła do mnie taka myśl, że przecież mam do kogo zadzwonić, z kim porozmawiać. Była piąta rano. I nawet o takiej porze wiedziałam, że ktoś ten telefon odbierze. Wiedziałam, że "mam plecy", że ktoś za mną stoi.
Zadzwoniłaś?
Nie. Wytrzymałam to i zasnęłam. To był wielki sukces w moim procesie zdrowienia
Kiedy pojawiła się w twoim życiu nadzieja?
Dowiedziałam się, że te stany mijają. Nauczyłam się zarządzać nimi.
Masz dziś kogoś?
Tak. Mój związek teraz, gdy chodzę na terapię, przyjmuję leki, należę do grupy wsparcia, zupełnie nie przypomina poprzednich relacji. Myślę, że jest naprawdę stabilnie, dobrze. Zdarzają się czasem momenty, że miewam stany lękowe, w których bardzo boję się, że mój partner na przykład umrze, ale jestem w stanie już o tym mówić i przerabiam to na terapii. Nie wchodzę w to całą sobą, tylko oglądam te stany, analizuję. I mam też kartkę, na którą patrzę, gdy jest źle. Napisałam sobie na niej: "Osoby, które są w Twoim życiu, chcą być w Twoim życiu". To pomaga. No i lepiej się komunikuję. Nauczyłam się pytać, czy jest w porządku.
Działasz artystycznie w ramach Melody's Art, malujesz, aby pomagać innym. Skąd to do ciebie przyszło?
Rysowałam odkąd pamiętam. Teraz maluję, choć zaczęłam dopiero, gdy mój stan się poprawił. Uwierzyłam w siebie. Lubię też działać charytatywnie, współpracowałam wiele lat z Amnesty International, pomagałam w Otwartych Klatkach. Więc postanowiłam, że dochód z tego, co robię artystycznie, będę przeznaczać na pomoc innym. Zaczęłam wystawiać swoje prace na aukcje charytatywne, a w międzyczasie szukałam grupy wsparcia dla osób z zaburzeniami osobowości typu borderline, bo czułam się bardzo niezrozumiana. Okazało się, że takiej grupy, do której można bezpłatnie należeć, nie ma. Stwierdziłam, że spróbuję wziąć to na siebie, że czuję się na tyle silna, że mogę. Z tego, co sprzedaję, chciałam opłacić salę na takie spotkania. Ale i tu nie obeszło się bez problemów.
Chciałam ją wynająć od administracji, której nazwy nie wypowiem, bo strasznie mnie wkurzyli, niech się wstydzą. Powiedziałam im, w jakim celu potrzebuję przestrzeni, a oni zażądali danych wszystkich osób, które będą tam przebywać, z powodu wysokiego ryzyka. To nie było możliwe, bo te spotkania są anonimowe. Podziękowałam im za współpracę. Wtedy pojawiła się możliwość wynajęcia sali w przestrzeni co-workingowej. Stworzyłam grafik spotkań, zaplanowałam wszystko. Kolejnym krokiem będzie założenie fundacji. Chciałabym otworzyć więcej takich miejsc najpierw w Krakowie, a później w całej Polsce. I zatrudnić terapeutę, który mógłby prowadzić terapie grupowe. Mam też pomysł, by stworzyć bus zdrowia psychicznego, który objeżdżałby małe miasteczka, wsie, gdzie dostęp do pomocy psychologicznej i specjalistów jest bardzo utrudniony.
Zauważyłam w twoich social mediach, że organizujesz świąteczną grupę wsparcia.
Tak, to będzie takie pogotowie kryzysowe dla wszystkich, którzy podczas świąt poczują się gorzej. Będę tam siedziała i czekała, gdyby ktoś potrzebował. To ma być bezpieczna przestrzeń, w której każdy otrzyma wsparcie.
Jak się dziś czujesz?
Jest różnie. Mam duży problem z zaburzeniami lękowymi. Najbardziej dokucza mi pozostałość tej zaburzonej osobowości. Pamiętam wszystkie razy, kiedy ktoś mnie opuścił. Nigdy tego nie zapomnę. Ale widzę też ogromne postępy. Kiedyś z równowagi wytrącały mnie migające światełka, doprowadzały do ataków paniki. Dziś je uwielbiam, uważam, że są piękne. To trochę absurdalny przykład, być może ciężko to będzie komukolwiek zrozumieć, ale taka jest prawda. W ogóle mam taką refleksję, że musimy jako ludzie dawać więcej przestrzeni innym na bycie sobą i własne emocje, uczucia. Więcej akceptacji.
Powiedziałaś, że przykład ze światełkami był absurdalny. A ja mam wrażenie, że w ogóle kryzysy psychiczne są dla wielu osób tak niezrozumiałe, że aż absurdalne. Kiedy ty zrozumiałaś, że to nie jest absurdalne?
To był moment, w którym po raz pierwszy nie uciekłam, gdy dostałam ataku paniki, tylko otworzyłam się na ludzi, którzy wtedy przy mnie byli. A oni tylko zapytali, czy wszystko jest już w porządku. I dalej spędzaliśmy miło wieczór. Dla nich to nie było nic wielkiego. I życzę wszystkim, którzy zmagają się z takimi problemami, by mieli wokół siebie takich ludzi. Ludzi, którzy zapytają tylko, czy już jest w porządku. A później przytulą i dadzą poczucie, że cię akceptują.
GDZIE SZUKAĆ POMOCY?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.