17‑latek nieumyślnie zabił ojca. Dzięki dyrektorowi szkoły wyszedł z aresztu
"Dla mnie to Michał jest ofiarą" - mówi Arkadiusz Stefaniuk, który bez chwili zastanowienia udzielił osobistego poręczenia uczniowi swojej szkoły. Jak się okazuje, dyrektor przez wiele lat mieszkał w tym samym bloku co 17-latek, a nawet siedział w jednej ławce z ojcem Michała.
17-letni Michał nieumyślnie zabił ojca stając w obronie matki. Chłopak kolejny raz widząc jego brutalne zachowanie chwycił za nóż i zadał ciosy. Mężczyzna zmarł w karetce, a chłopak trafił do aresztu.
Matka Michała podkreśla, że gdyby nie pomoc syna, to mogłaby już nie żyć. Początkowo postępowanie prowadzono w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci, ale zarzuty zaostrzono i nastolatek został oskarżony o zabójstwo.
Po trzech miesiącach Michał wyszedł na wolność. Pomógł mu Arkadiusz Stefaniuk, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Międzyrzecu Podlaskim. Jako osoba godna zaufania dokonał osobistego poręczenia za swojego ucznia. Dzisiaj 17-latek chodzi na lekcje i próbuje nadrobić zaległości, jednak cały czas ma przed sobą perspektywę spędzenia 25 lat za kratami.
Klaudia Stabach, Wirtualna Polska: Dlaczego poręczył pan za Michała?
Arkadiusz Stefaniuk, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Międzyrzecu Podlaskim: Nigdy nie kopię leżącego, tylko podaję rękę. Nie mieści mi się w głowie przez jakie piekło ten chłopak musiał przejść, na jaki skraj wytrzymałości psychicznej został zepchnięty, że w obronie matki chwycił za nóż i dźgnął własnego ojca. Dla mnie to Michał jest ofiarą.
Myślę, że nie każdy dyrektor zdecydowałby się na taki krok.
Jestem świadomy, że często władze szkoły wolą skreślić ucznia z listy, bo po co brać na siebie dodatkowy problem. Wiele osób mówiło mi, że teraz mogę zaprzepaścić swoją karierę zawodową, jednak dla mnie to nieistotne. Dyrektorem się bywa, a człowiekiem jest się całe życie.
Co na to pana rodzina?
Żona stwierdziła, że chyba zwariowałem. Może i tak jest, ale ja wierzę, że on jeszcze wyjdzie na ludzi. Gdyby wszyscy się od niego odwrócili, to mogłoby się to skończyć recydywą. Nie wiem, jaki będzie wyrok, być może trafi kratki, ale chcę teraz dać Michałowi namiastkę normalności, której nie miał przez tyle lat w domu.
Ciekawe, czy wszyscy mieszkańcy popierają pana podejście.
Obawiałem się hejtu, ale o dziwo słyszę same pozytywne słowa. Dostaję masę wiadomości i telefonów. Zadzwonił nawet jeden pan z Irlandii i nazwał mnie bohaterem.
Michał uczy się drugi rok w zarządzanej przez pana szkole. Czy jego zachowanie kiedykolwiek wzbudziło w panu lub w nauczycielach podejrzenia?
Na początku chcę podkreślić, jaka to jest szkoła. Mamy technikum i branżową szkołę pierwszego stopnia, czyli dawną zawodówkę. W sumie w klasach jest ponad 400 uczniów i znacząca część z nich przysparza problemy wychowawcze. Na ich tle Michał wypadał bardzo dobrze. Nie należał do grona łobuzów. Chodził na lekcje, pisał sprawdziany, angażował się w różnego rodzaju akcje charytatywne, a nawet wziął udział w olimpiadzie.
Był agresywny?
To spokojny uczeń. Zazwyczaj trzymał się na uboczu i nie był typem ekstrawertyka, który robi wokół siebie szum. Nauczyciele czy uczniowie nie skarżyli się na niego.
Pewnie tłumił w sobie problemy.
Z pewnością. Jednak niestety jest tak, że większą uwagę nauczycieli przyciąga młodzież, która jest niepokorna i łamie regulaminy.
Wiedział pan, jaka jest sytuacja w domu Michała?
Nie. Dopiero w połowie września, czyli kilkanaście dni po tragedii, dyrekcja szkoły została powiadomiona, że rodzina ucznia miała przez pewien czas założoną Niebieską Kartę. Policja nie poinformowała nas nigdy o tym fakcie, a w trakcie rekrutowania Michała matka przyniosła jedynie opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Międzyrzec Podlaski to małe miasteczko, w którym mieszka 16 tys osób. W takich społecznościach ludzie sporo wiedzą o sobie nawzajem.
Niestety u Michała piekło rozgrywało się za zamkniętymi drzwiami. Przez wiele lat mieszkałem w tym samym bloku co on, ale nigdy nie słyszałem krzyków ani informacji, że dzieją się jakieś burdy w ich domu. Wiedziałem, że ojciec pije i ma na swoim koncie rozboje, ale nie podejrzewałem przemocy.
Znał pan go osobiście?
Znałem. Co więcej, w czasach szkolnych siedziałem z nim w jednej ławce. Później nasze drogi się rozeszły. Ja wyrwałem się z nieciekawego środowiska i zacząłem studia w Lublinie, a on został.
Ojciec Michała przychodził na wywiadówki?
Nigdy nie pojawił się w szkole.
Michał od kilku dni znowu chodzi do szkoły. Czy przygotowywaliście państwo uczniów na jego powrót?
Tak. Wychowawcy i psycholog szkolny przeprowadzili rozmowy i wytłumaczyli, jak bardzo istotne jest, aby właściwie przyjąć Michała i nie dręczyć pytaniami ani o pobyt w areszcie, ani o to, co zrobił.
Teoria sprawdziła się w praktyce?
Tak, na chwilę obecną wszystko jest w porządku. Traktują go, jakby wrócił do szkoły po przerwie chorobowej. Wiem, że już ktoś obiecał pożyczyć mu zeszyty na święta.
Nie ma atmosfery niepokoju? W końcu teraz w klasie jest chłopak, który dźgnął nożem i przyznał się do tego.
Nikt nie powiedział mi, że się boi. Poza tym ja gwarantuję każdemu uczniowi, że jest bezpieczny.
Odważne stwierdzenie.
Znam tego chłopca, obserwowałem go przez cały rok.
A jak on sam teraz się zachowuje?
Nie dotarły do mnie żadne niepokojące sygnały. Siedzi w pierwszej ławce, wszystko notuje i chce nadrobić zaległości.
Nauczyciele dali mu taryfę ulgową? W końcu nie było go trzy miesiące na lekcjach.
Nie. Musi zaliczyć wszystkie przedmioty do lutego.
I co dalej?
Mam nadzieję, że będzie chodzić na lekcje i nie spełni się czarny scenariusz.
Co pan pomyślał, słysząc, że Michałowi grozi 25 lat więzienia?
Nogi się pode mną ugięły. 17-letni chłopak miałby spędzić za kratkami więcej lat, niż do tej pory przeżył? To absurd. Przecież on stanął w obronie matki, więc mógłby w inny sposób odpokutować swoje winny. Niestety to sądy ferują wyroki, a my szarzy obywatele musimy je zaakceptować.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl