Nastolatka zgwałcona na domówce. Matka Zuzy mówi, jak teraz wygląda ich życie
"Przychodzi do mnie, przytula się i mówi, że nie chce jej się żyć" – mówi drżącym głosem Marzena Bruś, matka zgwałconej rok temu nastolatki. Ich życie nagle legło w gruzach, a tymczasem domniemany sprawca cieszy się wolnością.
18.11.2019 | aktual.: 18.11.2019 20:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nastoletnia Zuzanna została zgwałcona na domówce w Szczecinie. Sprawcą miał być młody barman, który również przyszedł na imprezę. Z zeznań dziewczyny wynika, że chłopak zaproponował jej drinka, po czym brutalnie zgwałcił w łazience. Biegły psycholog potwierdził, że Zuza nie konfabuluje. Ponadto obdukcja lekarska wykazała u niej rany w miejscach intymnych, ale i tak podejrzewany nadal nie został oskarżony.
Matka dziewczyny od samego początku uważa, że chłopak unika sprawiedliwości dzięki ojcu – wysoko postawionemu policjantowi. W czerwcu rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Szczecinie przekonywała, że funkcja mężczyzny nie ma żadnego wpływu na postępowanie. Problemem również nie ma być, że ojciec chłopaka przyszedł z synem na przesłuchanie oraz rozmawiał z policjantem, który wówczas prowadził śledztwo.
Dziś minął już ponad rok od tamtej nocy, ale niewiele się zmieniło. Nadal nie postawiono nikomu zarzutów. Bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować się z policją w Szczecinie. Tymczasem Zuza zmaga się z głęboką depresją, a jej mama jest na lekach uspokajających. "Dałam jej to życie, a później ktoś skrzywdził ją do tego stopnia, że ma myśli samobójcze. Nie życzę tego żadnej matce" – mówi Marzena Bruś w rozmowie z WP Kobieta.
Klaudia Stabach, Wirtualna Polska: Jak wyglądają dni Zuzy?
Marzena Bruś: Córka ma depresję, stany lękowe, wszystko typowe dla PTSD (przyp. red. – Zespół Stresu Pourazowego). Codziennie walczę o to, żeby nakłonić ją do podniesienia się z łóżka. Niedawno minął rok od tragedii i nie ukrywam, że przez to nasiliły się te stany.
W kwietniu Zuza próbowała popełnić samobójstwo.
Poszła do łazienki i podcięła sobie żyły. Od tamtego czasu nie zostawiamy jej samej. Jeśli ja jestem w pracy, to jest z nią moja druga córka albo ktoś bliski. Tak naprawdę czuwam nawet gdy jestem za ścianą, bo w momencie, gdy próbowała odebrać sobie życie, to wszyscy byliśmy w domu.
Pani córka chodzi do szkoły?
Tak. Codziennie odwożę ją przynajmniej do połowy drogi, bo zdarzało się, że nagle przychodziły jej do głowy myśli samobójcze. Zuzia jest w klasie maturalnej i bardzo chce podejść do egzaminów. To zdolna dziewczyna, miała dobre wyniki z próbnej matury. Uczy się, chociaż jest rozbita emocjonalnie i bardzo ją to frustruje, dekoncentruje.
Jak traktują ją rówieśnicy?
Niektóre koleżanki i koledzy odwrócili się. Są znudzeni, widząc ją ciągle smutną i przygnębioną, albo w zmiennym nastroju.
A nauczyciele?
Wielu nauczycieli ma podobne podejście. Pamiętam sytuację z zakończenia roku. Chciałyśmy odebrać świadectwo i usłyszałyśmy: "Dziewczyny, uśmiechnijcie się, głowa do góry, trzeba iść dalej, nie ma co tego rozpamiętywać". Byłam oburzona postawą nauczyciela, bagatelizowaniem problemu i stanu córki.
Nauczyciele może nie chcą źle, tylko nie wiedzą, co wam powiedzieć.
Z pewnością. Często to oni pytają mnie, jak powinni się zachowywać wobec Zuzy. To absurd, bo to oni są pedagogami, a nie ja. Mimo wszystko są również i tacy, którzy bardzo córkę wspierają. Bez nich nie dałabym rady. Jestem im bardzo wdzięczna.
A pani często rozmawia z córką o jej samopoczuciu?
Codziennie. Proszę mi uwierzyć, że pęka mi serce, gdy przychodzi do mnie, przytula się i mówi, że nie chce jej się żyć. Dałam jej to życie, a później ktoś skrzywdził ją do tego stopnia, że ma myśli samobójcze. Nie życzę tego żadnej matce.
Pamięta pani waszą pierwszą rozmowę o tym, co się stało?
Zuza nie chciała mi mówić, co konkretnie zrobił jej ten chłopak. Uszanowałam to, ale nadal drżę na myśl, przez jakie piekło przeszła.
Zuza jest pod opieką psychologa?
Psychologa, psychoterapeuty i psychiatry. Długo nie mogłyśmy trafić na lekarzy, którzy faktycznie potrafiliby jej pomóc. W końcu udało nam się dostać do świetnego psychiatry dziecięcego. Niestety teraz już Zuzia ma 18 lat i nie może chodzić do niego w ramach NFZ. Co prawda ten lekarz przyjmuje prywatnie dorosłych, ale to dla nas duży koszt. Dzięki fundacjom Dziewuchy Dziewuchom i Feminoteka dostałyśmy kompletną pomoc. I nadal dostajemy. Wiele życzliwości i konkretne spotkania terapeutyczne, które bardzo córce pomagają. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczna.
Biegły psycholog potwierdził, że Zuza nie konfabuluje, a lekarz potwierdził, że miała rany w miejscach intymnych, ale i tak podejrzewany nadal nie został oskarżony.
Nie został, bo jego tata jest wysoko postawionym policjantem w Szczecinie i robi wszystko, żeby zamieść sprawę pod dywan. Zarówno on, jak i jego syn próbują wmówić, że mojej córce przywidziało się, że została zgwałcona.
Przerażające dla mnie jest jeszcze to, że taka osoba chodzi bezkarnie po ulicach. Powinien ponieść konsekwencje swojego czynu, a przede wszystkim zacząć się leczyć. Jeśli wszystko ujdzie mu płazem, to przecież nie wiadomo, czy kolejny raz nie zaatakuje jakiejś dziewczyny.
Czy on albo jego rodzice odezwali się do was po tym, co się wydarzyło?
Nie. Szczerze mówiąc, to współczuję jego mamie, bo z pewnością również cierpi. Ja na jej miejscu skontaktowałabym się z Zuzą, nawet gdyby to mogło zostać zinterpretowane na korzyść ofiary.
Jak pani czuje się z tym wszystkim?
Jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Czasem jest mi tak ciężko, że z trudem łapię oddech. Wiem, że muszę pójść na terapię, ale teraz liczy się przede wszystkim zdrowie mojej córki. To ona jest tutaj najważniejsza.
Fundacja Dziewuchy Dziewuchom zorganizowała zbiórkę pieniędzy na Fundusz dla Zuzy. Organizatorzy chcieli zebrać 15 tys. zł i wiem, że już to się udało. Na co będą przeznaczone pieniądze?
Na rehabilitację córki oraz spłatę długów. Przez ostatni rok bardzo się zadłużyłam w związku z sytuacją. Ponadto mamy zagrzybioną łazienkę i muszę coś z tym zrobić. Jestem jedyną żywicielką i jeszcze kilka miesięcy temu byłam na zasiłku opiekuńczym z uwagi na stan zdrowia mojej drugiej córki. Teraz pracuję w przedszkolu, ale to nie wystarcza w obecnej sytuacji.
Wierzy pani jeszcze w sprawiedliwość?
Nie, chociaż mamy cudowną adwokat i robi wszystko, aby sprawiedliwość w sprawie córki zaistniała. Ja wierzę chyba już tylko w sprawiedliwość życiową. Nie życzę źle temu chłopakowi, ale wierzę, że kiedyś los odpłaci mu za to, co zrobił mojej córce.
Zobacz także: Siłaczki odc. 3. Nowy cykl Klaudii Stabach. Dajemy kobietom wsparcie, na jakie zasługują