Blisko ludziAnastasiia o życiu Ukrainki w Polsce. "Wiem, że nie jestem u siebie, dlatego staram się dostosować"

Anastasiia o życiu Ukrainki w Polsce. "Wiem, że nie jestem u siebie, dlatego staram się dostosować"

27-latka z Tarnopola od siedmiu lat żyje w Polsce. Dziewczyna cieszy się, że układa sobie tutaj życie, ale jednocześnie czuje, że Polacy nie dają jej zapomnieć, skąd pochodzi. - Nie odbieram telefonów od rodziny, gdy jestem w miejscach publicznych - przyznaje.

Anastasiia o życiu Ukrainki w Polsce. "Wiem, że nie jestem u siebie, dlatego staram się dostosować"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Klaudia Stabach

25.11.2019 | aktual.: 25.11.2019 21:58

Od dwóch dni internauci z niedowierzaniem oglądają filmik nagrany przez 22-letnią studentkę medycyny, która w wulgarny sposób wypowiada się na temat nieznajomej Ukrainki. Kobieta miała zająć jej miejsce w pociągu i nie reagować na upomnienia dziewczyny. Wideo momentalnie stało się viralem w sieci, a władze uczelni zawiesiły 22-latkę w prawach studenta oraz skierowały sprawę do prokuratury.

I tak na nowo rozgorzała dyskusja o naszych sąsiadach ze wschodniej granicy. W komentarzach można znaleźć zarówno przeciwników, jak i zwolenników obecności Ukraińców w Polsce. Ci, którzy są zadowoleni, argumentują swoje zdanie zachwytem nad pracowitością ludzi z Ukrainy. Z kolei oponenci twierdzą, że zachowują się jak hołota i nawet nie próbują dostosować się do naszej kultury.

Anastasiia Tampei mieszka w Warszawie od siedmiu lat i wielokrotnie doświadczyła dyskryminacji. Pomimo tego dziewczyna twierdzi, że wielu jej rodaków nie zachowuje się tak, jak powinno. – Nie chcą się uczyć polskiego, bo wychodzą z założenia, że to podobny język, więc się dogadają. Zachowanie tamtej studentki jest przerażające, ale jestem w stanie zrozumieć, że Polacy mogą czasem denerwować się, gdy trafiają na mojego rodaka, który nie rozumie ani słowa – przyznaje Ukrainka w rozmowie z WP Kobieta.

Cały czas pod górkę

W 2012 roku dziewczyna opuściła rodzinny Tarnopol i zamieszkała w Warszawie z nadzieją na lepsze życie. – Przeszłam wiele ciężkich chwil, dlatego postanowiłam wyjechać. Przeprowadzka do Polski nie była moim marzeniem. Zdecydowałam się przyjechać do was, bo tutaj było mi najbliżej – zaznacza.

Na Ukrainie Anastasiia studiowała kosmetologię i kontynuowała ten kierunek na jednej z warszawskich uczelni. Tuż po obronie młoda kobieta dostała pracę w salonie kosmetycznym i, jak się okazuje, szefowa potrzebowała czasu, żeby przekonać się do niej. – Kiedyś przyznała, że to jej mąż nakłonił ją, aby dała mi szansę. Był pod wrażeniem mojego CV i jeszcze podkreślał pracowitość Ukrainek – wspomina.

Niestety nie każdy potrafi zmienić swoje nastawienie wobec Anastasii. Dziewczyna opowiada, że raz na jakiś czas spotykają ją przykre sytuacje. Tak, jakby ludzie koniecznie chcieli przypomnieć, gdzie jest jej miejsce w szeregu. - Nie chcę mówić, że wszyscy Polacy są wrogo nastawieni, ale zdaję sobie sprawę, że cały czas jest spore grono takich osób, dlatego staram się nie prowokować – mówi.

27-latka trzyma się swojej zasady. - Nie odbieram telefonów od rodziny, gdy jestem w miejscach publicznych. Musiałabym odezwać się po ukraińsku, a nigdy nie wiadomo, kto stoi czy idzie obok mnie – tłumaczy.

Oprócz ukraińskiego paszportu Anastasiia nie wyróżnia się na tle koleżanek z pracy. Dziewczyna mówi płynnie po polsku i ma poprawny akcent. Rozmawiając z nią ani razu nie zauważyłam naleciałości z jej ojczystego języka.

Dokładnie tak samo było w przypadku jednej z klientek Anastasii, którą dziewczyna do dzisiaj doskonale pamięta. – Przyszła do salonu bez wcześniejszego zapisania się i zapytała, czy możemy ją natychmiast przyjąć, bo potrzebuje nowy manicure. Zgodziłam się, zrobiłam kawkę na dobry początek i zaczęłam zajmować się jej paznokciami – wspomina Ukrainka.

W trakcie usługi klientka chętnie rozmawiała z Anastasiią, a na końcu z zachwytem przyznała, że jeszcze nigdy nie miała tak perfekcyjnie zrobionego manicure. Po wszystkim Anastasiia razem z klientką podeszły do recepcji, aby wystawić rachunek. W tym momencie kobieta zapytała o imię kosmetyczki.

- Anastasiia – odpowiedziała Ukrainka.
- Ależ piękne imię! Jak z bajki! Ale raczej rzadko spotykane w Polsce - zwróciła uwagę klientka.

27-latka wyjaśniła, że jest z Ukrainy i dostała imię po babciach, na co kobieta wpadła w furię. - Zaczęła mnie wyzywać, że kto w ogóle dał mi prawo ją obsługiwać i jak śmiałam ją dotykać. Krzyczała, że dla mnie miejsce jest nawet nie w dyskoncie na kasie, tylko na śmietniku – mówi.

Kobieta wezwała właścicielkę salonu i oznajmiła, że nie zapłaci za wykonaną usługę. W tym czasie Anastasiia uciekła z płaczem do łazienki. – Było mi tak potwornie przykro. Dobrze, że szefostwo stanęło po mojej stronie. Wyprosili panią z salonu i jednocześnie nic nie potrącili mi z wypłaty – dodaje.

27-latka planuje swoją przyszłość w Polsce. – Wiem, że nie jestem u siebie, dlatego staram się dostosować. Dobrze mi się tutaj żyje i nie sądzę, żebym komuś wadziła. Jestem miła, pracuję uczciwie i płacę podatki – zwraca uwagę Anastasiia.

Napięta przeszłość

Zdaniem socjologa prof. Krzysztofa Podemskiego na niechęć Polaków wobec Ukraińców składa się kilka czynników. – Z Włochami czy Hiszpanami nigdy nie mieliśmy żadnych zatargów historycznych. Z Ukraińcami łączy nas napięta przeszłość, spory o ziemię – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.

Ważnym elementem wpływającym na postrzeganie ludzi z Ukrainy jest fakt, że Polacy, pomimo wielu podobnych cech kulturowych np. do Rosjan czy Ukraińców, aspirują do narodów zachodnich.

Ponadto ekspert uważa, że w Polsce obecnie nie patrzy się życzliwym okiem na Ukrainę. – Trwa odgórne sianie niechęci. Tolerowanie nacjonalistycznych ekscesów przez skrajną prawicę czy wspieranie historycznych formacji antyukraińskich i antybiałoruskich – wyjaśnia prof. Krzysztof Podemski. – W sferze kultury jest podobnie. Filmy proukraińskie nie mają takiego zasięgu jak np. antyukraiński Wołyń – dodaje.

Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat w historii naszego kraju prawie każdy ma możliwość spotkania Ukraińca, który pracuje np. na budowie czy w osiedlowym sklepie, ponieważ jest ich w naszym kraju ponad milion. – Wbrew pozorom jesteśmy nieprzyzwyczajeni do kontaktu z innymi kulturami. Nie każdy z nas wyjeżdża za granicę, nie każdy ma tam znajomych, a jednocześnie tutaj na miejscu prawie każdy Polak ma możliwość spotkania ich na co dzień – tłumaczy Podemski. – Ta sytuacja jest fenomenem – puentuje socjolog.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (857)