Anoreksja po polsku, czyli "ona nie chce jeść"
Izrael, Wielka Brytania, a w szczególności Francja – coraz więcej państw zaczyna interesować się problemem anoreksji i bulimii. Rządy tych państw uznały też, że bez odpowiednich ustaw i nakazów nie można zatrzymać epidemii, która doprowadza setki tysięcy osób do skrajnego wyczerpania, a niejednokrotnie do śmierci. Jak na tym tle wypada Polska?
20.12.2017 | aktual.: 18.01.2018 08:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gabrielle Deydier w książce "You Are Not Born Fat" stwierdziła, że Francuzi gardzą grubymi ludźmi, a co za tym idzie, mają obsesję na punkcie chudego ciała. Dowodem na to mogą być chociażby dane, z których jasno wynika, że zaburzenia odżywiania są we Francji drugą najczęstszą przyczyną śmierci osób w wieku od 15 do 24 lat, tuż po wypadkach drogowych. Czy Polsce grozi ten sam problem? Zdaniem Ewy Galus Raczyńskiej, założycielki Fundacji Światło dla Życia, która od lat zajmuje się w Polsce leczeniem anoreksji czy bulimii, zdecydowanie tak.
- Zauważyliśmy to i zaczęliśmy działać. Stworzyliśmy petycję, w której staramy się o umieszczenie zaburzeń odżywiania na oficjalnej liście chorób w Polsce. Wspiera nas pani poseł Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej, która w imieniu klubu złożyła interpelację poselską - twierdzi. *- Zdaniem Ministerstwa Zdrowia istnieje wiele przepisów, ustaw i rozporządzeń, i to wystarczy, ale taka odpowiedź polskiego rządu nie jest dla nas zadowalająca. *
Tymczasem Francja z początkiem października wprowadziła nakaz, który ma ograniczyć mediom promowanie wychudzonego wizerunku ciała. Więcej o ustawie "photographie retouchée" przeczytacie w artykule poniżej:
Wcześniej Francja zakazała agencjom i organizatorom pokazów zatrudnianie modelek poniżej 16 roku życia oraz o zaniżonym BMI. Wielka Brytania śledzi każdą kampanię reklamową i zakazuje reklam, na których prezentowane są wychudzone modelki. Projekt realizowany jest przez ASA - Advertising Standards Authority - agencję zajmującą się monitoringiem reklam. Jak wypadamy na tym tle? Nijak, nie mamy odpowiednich badań, skutecznego "programu naprawczego" i nie jesteśmy gotowi na to, co dzieje się w "katakumbach internetu". A tam? Dziewczyny na zamkniętych grupach społecznościowych chwalą się, jak mało ważą, podsycają swoje obsesje, wrzucają zdjęcia i motywują do niejedzenia. Jeśli to nie pomaga, kupują tabletki na odchudzanie ( te legalne i te dostępne tylko na czarnym rynku). Wszystkie marzą o tym, by nosić spodnie w rozmiarze XS.
Problem wydaje się być poważny, tym bardziej, że zdaniem psycholog Anny Gruszczyńskiej dotknąć może naprawdę każdego.
- Wystarczy tylko odpowiednio długo być na drakońskiej diecie – stwierdza. *- Moje czytelniczki mają od 14 do 60 lat. Wykonują różne zawody, uczą się lub nie – to nie ma znaczenia. Każda z nich marzyła kiedyś o kilku kilogramach mniej, a dla wielu z nich skończyło się to bardzo nieprzyjemnie. Na pewno odsetek ten jest wyższy w branży modowej i fitness. *
Gdy dzwonimy do Ministerstwa Zdrowia, by dowiedzieć się czy mają jakieś dane dotyczące schorzeń związanych z zaburzeniami odżywiania i czy problem jest im znany, głos w słuchawce odpowiada: "Pierwsze słyszę". Po kilku dniach dostajemy jednak odpowiedź na nurtujące nas pytania w formie urzędowego pisma. Wynika z niego, że ministerstwo zajmuje się profilaktyką tych schorzeń, a realizatorami zadania są m.in. Instytut Psychiatrii i Neurologii, Fundacja Wspierania Rodzin Przystań oraz Fundacja Europejskie Centrum Wspierania Inicjatyw Społecznych im. prof. Kazimierza Twardowskiego. Z dokumentu dowiadujemy się także, że funkcjonują dwie strony internetowe – aboco.pl oraz tuniechodzio.pl, które poruszają kwestię zaburzeń odżywiania. Zamieszczone są tam m.in. materiały edukacyjne dla rodziców, nauczycieli i młodzieży.
*- Ideą ćwiczenia jest upowszechnienie przekonania, że w rzeczywistości żadna z modelek nie wygląda tak jak w telewizji, czasopismach, zatem osoby wzorują się na nieistniejących modelach – *wyjaśnia w piśmie Danuta Jastrzębska, Naczelnik Wydziału Obsługi Mediów.
W dokumencie nie ma jednak ani słowa o tym, jak duży jest to problem i kogo konkretnie w polskim społeczeństwie dotyczy, a skoro nie wiemy, do kogo tak naprawdę mówimy, to skąd mamy wiedzieć, jak do niego dotrzeć?
Takie mam również wrażenie, przeglądając jedną ze wspomnianych stron. Miejsce, do którego zwrócić się mogą chorzy czy ich bliscy, jest, ale nie jest to forma, która przekonuje, przyciąga, wzbudza zaufanie. Brak nowoczesności w przekazie, nagrania wideo, które w żaden sposób nie trafiają do mnie – 35-latki, a co dopiero nastoletniej dziewczyny czy chłopaka.
Poza tym czy ktoś słyszał o choćby jednej polskiej kampanii społecznej poświęconej walce z anoreksją? Czy rzeczywiście w szkołach rozmawiamy o problemie zaburzeń odżywania? Czy nauczyciele i rodzice mają pełną świadomość tego, co dzieje się z dorastającymi dziećmi, które przesiadują w social mediach? Kto wreszcie przekazuje im tę wiedzę, skoro nawet w szpitalach, w których przebywają chorzy na anoreksję czy bulimię, nie ma odpowiedniej, profesjonalnej opieki? Potwierdza do Ewa Galus-Raczyńska.
*- Chorych na anoreksję czy bulimię zamyka się na oddziałach ogólnopsychiatrycznych, nie dając im właściwego wsparcia - *wyjaśnia specjalistka. *- Nierzadko dzwonią do nas psychiatrzy ze szpitali w różnych miejscach w Polsce, pytając co mają zrobić, gdy pacjentka nie chce jeść? Łapię się wtedy za głowę, bo to oznacza, że lekarz z uczelni wyszedł naprawdę z niewielką wiedzą na temat tej choroby - *podsumowuje.
Z jej doświadczeń wynika, że w leczeniu tych zaburzeń nie chodzi tylko o to, by pacjentka zaczęła jeść i tym samym przybrała na wadze. To uzależnienie takie samo, jak narkomania czy alkoholizm, a co za tym idzie, trzeba dotrzeć do źródła.
- Najważniejsze jest skoncentrowanie działań na poprawie stanu psychicznego pacjenta. W przeciwnym razie chory po wyjściu ze szpitala znów zacznie się głodzić - twierdzi i dodaje, że właśnie tej różnicy nie rozumie wielu lekarzy. Nie są odpowiednio wyedukowani, ale też przygotowani na rozwój choroby we współczesnym społeczeństwie.
- Trudno przywołać konkretne zasady, według których powinien postępować lekarz czy terapeuta z takim pacjentem - *potwierdza Ewa Galus Raczyńska. *- Każdy przypadek jest inny, a do pacjenta należy podchodzić indywidualnie. To zaburzenia związane z trudnymi relacjami w rodzinie albo w środowisku, słabą konstrukcją psychiczną, ogromną wrażliwością. Czasem niewłaściwe traktowanie w domu czy w szkole, zły dotyk, również gwałt. Jest wiele przyczyn, dla których chorzy postanawiają "po prostu zniknąć" - podsumowuje, dodając, że jej zdaniem Ministerstwo Zdrowia w Polsce niesłusznie wkłada wszystkie choroby związane z zaburzeniami odżywiania do jednego worka.
Rząd skupia się głównie na nadwadze, a tymczasem po przeciwnej stronie jest cały wachlarz chorób, które prowadzą do śmierci: anoreksja, bulimia, kompulsywne objadanie się, pregoreksja czy wreszcie ortoreksja, która czai się dziś w każdym klubie fitness. Dla tych wszystkich osób nie ma w Polsce odpowiednich miejsc do leczenia, tak by można było im skutecznie pomóc. Planujemy stworzenie takiego ośrodka, ale na to są potrzebne pieniądze.
Ewa Galus-Raczyńska dodaje, że rząd nie jest odpowiednio przygotowany, o czym świadczyć może fakt, że nie ma żadnych badań na ten temat.
- Nasza fundacja przymierza się właśnie do tego. Jeśli otrzymamy dofinansowanie, planujemy przeprowadzić taką analizę już w 2018 roku. Wówczas będziemy mogli ustalić, jak poważny jest to problem w naszym kraju - zapewnia, dodając, że dziś fundacja posiłkuje się głównie danymi z innych krajów.
Skoro polski rząd nie ma żadnych danych na ten temat, nie chce w pełni finansować leczenia takich osób i niejednokrotnie umieszcza je na oddziałach, które nie są do tego odpowiednio przygotowane, to czy możemy liczyć na to, że ktoś podejmie się stworzenia nowoczesnego projektu ustawy, w którym zobowiąże branżę modową czy urodową do chociażby dodawania ostrzeżenia "zdjęcie zostało poddane retuszowi", tak jak ma to miejsce we Francji czy wcześniej w Izraelu? Nie sądzę. Zdaje się, że Polska w tej kwestii jest daleko w tyle, a na to, co dzieje się w mediach czy internecie, nie jest kompletnie przygotowana.
Tymczasem z ogólnodostępnych danych, które publikuje Fundacja Światło dla Życia, wynika, że aż 22 proc. pacjentów cierpiących na zaburzenia odżywiania umiera. Większość chorych zmaga się też z depresją, która według danych WHO do 2020 roku ma stać się drugim najpoważniejszym problemem zdrowotnym na świecie.