Blisko ludziAtrakcyjność, czyli jak wybieramy partnera seksualnego

Atrakcyjność, czyli jak wybieramy partnera seksualnego

Wiele z nas już we wczesnej młodości tworzy w głowie obraz partnera idealnego. Ma być inteligentnym, romantycznym blondynem. Albo zdecydowanym, opiekuńczym brunetem. Budujemy całe zestawy cech psychicznych i fizycznych, niczym z ogłoszenia w biurze matrymonialnym. Jednak życie szybko weryfikuje nasze oczekiwania.

Atrakcyjność, czyli jak wybieramy partnera seksualnego
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

20.01.2011 | aktual.: 24.01.2011 12:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wiele z nas już we wczesnej młodości tworzy w głowie obraz partnera idealnego. Ma być inteligentnym, romantycznym blondynem. Albo zdecydowanym, opiekuńczym brunetem. Budujemy całe zestawy cech psychicznych i fizycznych, jednak życie szybko weryfikuje nasze oczekiwania. Z biegiem czasu uczymy się oddzielać pragnienia realistyczne od absurdalnych ("no dobrze, nie musi być gwiazdą rocka").

  1. [

]( http://www.zdrowy-seks.pl/ )
Redakcja serwisu Zdrowy-seks.pl poleca:

Zauważamy, że zmieniają się nasze preferencje emocjonalne i seksualne. Nie wiążemy się z blondynem, bo to przy brunecie poczułyśmy się spełnione i szczęśliwe. Marzyłyśmy o szczupłym chłopaku z rękami pianisty, a teraz okazuje się, że kręcą nas mocno zbudowani, niewysocy faceci.

Jednak nawet, gdy już dojrzejemy i lepiej poznamy siebie, nasze rzeczywiste wybory nadal często odbiegają od deklarowanych ideałów. Czym naprawdę się kierujemy, wybierając partnera?

Czysta biologia

Odpowiedź naukowców jest prosta - liczą się dobre geny i przetrwanie gatunku. Dobieranie się w pary to w rzeczywistości dobór naturalny, szukamy kogoś, z kim możemy jak najskuteczniej się rozmnożyć. Jak pisał fizjolog Paweł Grieb ("Teoria ewolucji dla zakochanych"): "Cechy poszukiwane, składające się na ideał mężczyzny i kobiety, stosunkowo łatwo daje się sprowadzić do atrybutów biologicznie użytecznych".

Zgodnie z tą teorią mężczyzna - pragnący "z natury" rozprzestrzeniać swoje geny - będzie szukał atrakcyjnych, zdrowo wyglądających młodych kobiet (najlepiej z dużym biustem i szerokimi biodrami), zdolnych dać mu ładne i zdrowe potomstwo.

Kobieta natomiast - pragnąca "z natury" rodzić dzieci i wychowywać je w bezpiecznym gnieździe - instynktownie wybierze zaradnego, odpowiedzialnego opiekuna. Mężczyznę kilka lat od niej starszego, który lepiej od konkurentów potrafi gromadzić dobra materialne. Gdyby jednak decydowały wyłącznie względy biologiczne, szczupłe kobiety z małym biustem wyginęłyby w procesie ewolucji, feministki nigdy nawet nie pojawiłyby się na tym świecie, a każdy mężczyzna miałby co najmniej kilkanaścioro dzieci. Co sprawia, że tak nie jest? To proste - nie jesteśmy wyłącznie zwierzętami. I choć czasem pierwotna, zwierzęca strona naszej natury daje o sobie znać, wybierając partnera kierujemy się także względami kulturowymi i społecznymi.

Do tańca czy do różańca?

W rezultacie czym innym bywa wybór partnera seksualnego, czym innym - życiowego. Mężczyzna, z którym kobieta pragnie uprawiać seks, to nie zawsze ten, którego widziałaby w roli stałego partnera i opiekuna swoich dzieci. Może (szczególnie w płodnej fazie cyklu) ulec chwilowej fascynacji kimś, na kogo normalnie nawet by nie spojrzała. Hormony sprawiają, że wielbicielka szczupłych intelektualistów ląduje w łóżku z napakowanym osiłkiem po zawodówce. Jeśli jednak jest w miarę rozsądna - raczej nie zdecyduje się pociągnąć tej przygody dalej.

Podobnie mężczyzna może dążyć do kontaktów seksualnych z kobietami atrakcyjnymi dla niego wyłącznie fizycznie. Jednak na stałą partnerkę wybierze już osobę, z którą będzie go łączyć coś więcej - podobne zainteresowania, wartości, sposób patrzenia na świat. Aspekt fizyczny zejdzie na drugi plan.

Psychologowie nazywają to "teorią wymiany". Zakłada ona, że wybierając stałego partnera, szukamy kogoś podobnego do nas samych. Czyli, tak jak i my - niedoskonałego. Zgadzamy się, by nie posiadał niektórych cenionych przez nas cech (np. umięśnionego ciała czy wysokiej pozycji zawodowej), o ile "wynagrodzi nam to" w innych dziedzinach (np. będzie inteligentny i opiekuńczy). Z kolei według tzw. "teorii persony" na partnera wybieramy kogoś, kto sprawia, że czujemy się wartościowi i docenieni - czyli, kogoś kto, między innymi, okazuje nam uczucie.

Racjonalizm kontra zauroczenie

Problem pojawia się, kiedy pomylimy "czysty seks" z "wielką miłością" i zapragniemy budować związek z kimś, kto nadaje się zaledwie na dawcę genów. Wbrew pozorom, wcale o to nietrudno - hormony szczęścia i nagrody (endorfiny, oksytocyna), sprawiają, że szybko przywiązujemy się i uzależniamy od osoby, z którą łączy nas udany seks. W początkowej fazie związku możemy marginalizować fakt, że z atrakcyjną kochanką nie bardzo jest o czym rozmawiać, lub że ognisty kochanek do dziś żyje na koszt rodziców.

"Gdy spokojnie się zastanawiamy nad tym, czego pragniemy, co chcielibyśmy osiągnąć w życiu, to w tych naszych wyobrażeniach pojawia się partner. Z tej perspektywy wybieramy takie jego cechy, które zwiększają szansę na udany i trwały związek, który pozwoli nam bezpiecznie przejść przez życie" - mówił seksuolog Zbigniew Izdebski w rozmowie z Dorotą Firley.

"Ale czasem zapominamy o tym i dajemy się uwieść urodzie, pięknym nogom czy zniewalającemu głosowi. Dopiero po czasie nadchodzi refleksja, że przecież wiedzieliśmy, że to się źle skończy, że związek nie miał szans na powodzenie".

Miłość jest ślepa?

Nie można więc sprowadzać kwestii wyboru partnera ani do prostej fascynacji seksualnej, ani do racjonalnej decyzji. Wiążemy się zwykle z ludźmi, w których się po prostu zakochamy. A to przecież jeden z najmniej racjonalnych stanów ducha. Nie da się też utożsamić go całkowicie z fascynacją erotyczną (gdyby tak było, zakochani nie traciliby czasu na trzymanie się godzinami za ręce).

Co sprawia, że zakochujemy się (czasem ze szkodą dla siebie) w tych, a nie innych osobach? Dlaczego kobieta "oficjalnie" marząca o spokojnym, odpowiedzialnym partnerze, raz po raz wiąże się z lekkoduchami? Dlaczego mężczyzna, który deklaruje, że ceni w kobiecie ciepło i łagodność, nieustannie wpada w sieci zimnych manipulatorek? Wytłumaczenie, że takie figle płatają nam geny, wydaje się niewystarczające.

Psychologowie w odpowiedzi przytaczają tzw. "teorię imago". Mówi ona, że podświadomie szukamy osób podobnych do tych, które nas wychowały. Albo takich, które dadzą nam to, czego nie dali rodzice. Zgodnie z tą teorią, kobieta, której w dzieciństwie brakowało miłości i uwagi ojca, będzie zwracała uwagę przede wszystkim na mężczyzn dużo od siebie starszych. Z kolei ta wychowana przez matkę, która zawiodła się na mężczyznach ("wszyscy faceci to dranie") będzie podświadomie szukała partnera, który potwierdzi tę teorię (np. zostawi ją z dzieckiem).

Nasze wybory (nawet gdy nie wynikają wyłącznie z pobudek czysto biologicznych) są więc nie tylko nieracjonalne, ale i podświadome. Co nie znaczy, że nie bywają trafne.

(zdrowy seks/ma)

Źródło artykułu:WP Kobieta
atrakcyjnośćideałpartner
Komentarze (11)