Blisko ludziAva Gardner - kino, alkohol i mężczyźni

Ava Gardner - kino, alkohol i mężczyźni

Była piękna, ostra i miała słabość do alkoholu. Waliła prosto z mostu: dostało się w ten sposób niejednemu, który zatańczył inaczej, niż chciała. Nie ważyła słów – to od niej świat się dowiedział, że Frank Sinatra miał wielkiego penisa.

Ava Gardner - kino, alkohol i mężczyźni
Źródło zdjęć: © Eastnews

Była piękna, ostra i miała słabość do alkoholu. Waliła prosto z mostu: dostało się w ten sposób niejednemu, który zatańczył inaczej, niż chciała. Najbardziej kochała Franka Sinatrę, ale żyła bez niego. Właściwie bez żadnego mężczyzny, bo - jak sama mówiła - nie została stworzona, by odjechać konno w stronę zachodzącego słońca ze świeżo poślubionym mężem, a potem żyć długo i szczęśliwie.

Ava Gardner swoje miłosne podboje zaczęła od małżeństwa z gwiazdą wytwórni MGM - Mickeyem Rooneyem. - To było szybkie bang-bang. Na rozgrzewkę - mówiła po latach. Rooney miał wiele kobiet u boku, ale Ava Gardner była zdecydowanie najpiękniejszą z nich. - Gdybym cię pierwszy zobaczył, skarbie, sam bym się z tobą ożenił – miał rzucić Frank Sinatra, widząc ją w towarzystwie jej świeżo poślubionego męża. Był rok 1942. Ona nie miała jeszcze dwudziestu lat i nie myślała nawet o tym, że zostanie uznana jedną z 25 najważniejszych aktorek klasycznego Hollywood.

Prezent pod choinkę

Do Fabryki Snów przyjechała z Grabtown w Karolinie Północnej. Urodziła się jako najmłodsza z siódemki rodzeństwa. Uważała, że niepotrzebnie. - Mama, biedactwo, miała już rodzinę w komplecie: cztery córki i dwóch synów i nagle w połowie jej życia, w Wigilię 1922 roku rodzę się ja! Rodzice na pewno sądzili, że mają już za sobą etap przewijania pieluch! A tu taki prezent pod choinkę! Od tamtej pory wszystkim wywracałam życie do góry nogami. Byłam potrzebna mamie i tacie jak dziura w moście – mawiała.

W rodzinnym domu Avy nie przelewało się. Jej rodzice byli biednymi rolnikami, uprawiającymi bawełnę i tytoń. Ich niekończące się zmartwienia o finanse nie przeszkodziły jednak w tym, by otoczyć najmłodszą córkę miłością. Rozpieszczali ją, zwłaszcza tata, dzięki któremu zawsze czuła się bezpiecznie. Do końca życia pamiętała smak lemoniady, którą jej przyrządzał. Ava była chłopczycą ubieraną w sukienki zużyte przez jej starsze siostry. Potrafiła wdrapać się na każde drzewo, nawet na wyższe gałęzie niż jej koledzy. Kolana miała zawsze zdarte do krwi.

Dorosła Gardner nie uważała jednak, by cokolwiek z czasów jej młodości zasługiwało na szczególną pamięć. No, może z wyjątkiem wspomnianego małżeństwa z Rooneyem. Z pozycji o wiele dojrzalszej kobiety, mówiła o tym związku właśnie w kategoriach dziecięcego wybryku. - Miałam dopiero dziewiętnaście lat. Byłam jeszcze dziewicą - wspominała.

Podczas odwiedzin u starszej siostry Beatrice w Nowym Jorku, została sfotografowana przez swojego szwagra - Larry’ego Tarra. Dziewczyną ze zdjęć zachwycił się poszukiwacz talentów z nowojorskiej siedziby MGM i zaproponował Avie współpracę. W 1941 roku Gardner przerwała edukację i wyjechała do Hollywood. Jak sama przyznała, czterodniowa podróż z Nowego Jorku do Kalifornii była prawdopodobnie najbardziej ekscytującą podróżą w całym jej życiu. Avie towarzyszyła Beatrice. Na miejscu okazało się, że na sławę i prawdziwe role w filmach aktorka musi jeszcze trochę poczekać.

Kontrakt z MGM zapewniał jej bardzo małe wynagrodzenie, wiele możliwości zerwania umowy przez MGM i oczywiście żadnej gwarancji pomocy finansowej, gdyby nie udało jej się pozyskać ról. Zabezpieczał wytwórnię, a nie aktorkę. Dodatkowe jego zapisy dotyczyły moralności i „zachowania się z właściwym szacunkiem dla zasad życia społecznego”. - Nie zamierzałam się pieprzyć z Clarkiem Gable’em w samym środku Hollywood Boulevard, śpiewając przy tym „God Bless America” - komentowała Ava. Zastanawiała się, co zrobić, by móc utrzymać się za głodową stawkę i w dodatku zawsze ładnie wyglądać.

Avę Gardner początkowo obsadzano jako statystkę lub w epizodach, które nie zapewniły nawet miejsca na liście płac. Jak dla dziewczyny, która przyznawała się, że szaleństwo i wódę ma we krwi, to było mało. Swoją batalię o więcej zaczęła od nauki palenia papierosów.
- Zobaczyłam Lanę Turner siedzącą z piękną złotą papierośnicą i zapalniczką w dłoni. Wyglądała olśniewająco. Od razu poszłam i kupiłam sobie dokładnie taką samą papierośnicę i zapalniczkę, żeby się z nimi obnosić – wspominała. Musiała skończyć z byciem wieśniaczką (to określenie jej nie przeszkadzało, ale wkurzała się, gdy prasa pisała o jej rodzinie w kategorii nędzników) i zacząć błyszczeć jak gwiazda.

Podobnie, jak wszystkie inne nowe nabytki wytwórni MGM, pierwsze dni musiała spędzić na fotografowaniu się z gwiazdami ekranu. Był to rytuał, dzięki któremu wystarczająco ładne buzie mogły pojawić się w lokalnej prasie. Ponieważ jedną z największych gwiazd MGM był wówczas Mickey Rooney, Ava pojawiła się i u jego boku. Ich zdjęcia zagościły na łamach gazet na całym świecie. - Chyba nie wydusiłam z siebie ani słowa – próbowała sobie przypomnieć to pierwsze spotkanie, podczas którego wstyd ją obezwładnił. – Myślałam tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię – dodała. Dziś te słowa wydają się niewiarygodne. Ava Gardner nigdy nie sprawiała wrażenia nieśmiałej.

Miłosne wybryki

Kiedy byli już małżeństwem, Mickey przyznał, że gdy tylko ją zobaczył, chciał z nią iść do łóżka. Ale zawahał się - w końcu najładniejsze dziewczyny rezerwowano dla kierownictwa. Jednak Rooney postawił wszystko na jedną kartę i jeszcze tego samego wieczora zadzwonił do nowopoznanej aktorki, by zaprosić ją na kolację. Mierzący niespełna metr i sześćdziesiąt centymetrów aktor rozpływał się nad sobą i uwielbiał być w centrum zainteresowania. Musiała zdziwić go odmowa Avy, ale nie dawał za wygraną i regularnie do niej dzwonił.

W końcu mu uległa. Zaczęli razem wychodzić co wieczór. Doskonale się bawili. Mickey potrafił rozśmieszyć do łez. Opowiadał mnóstwo dowcipów, śpiewał, wygłupiał się. Zabierał swoją nową dziewczynę na mecze boksu - uwielbiał, jak lała się krew. Kibicowali obstawionym koniom na wyścigach. W ich życiu zawsze coś się działo. Rozrywki były na porządku dziennym, nie musieli uciekać w poważne rozmowy. Rooney szybko oświadczył się Avie. Ich ślub odbył się 10 stycznia 1942 roku w Kalifornii. W nocy okazało się, że Mickey był czułym kochankiem. Jednak tu opowieści Avy na ogół się kończą. - Nie ma czego wspominać – kwitowała. Aktor kochał ją, ale wielbił też inne kobiety i nie zastanawiał się dwa razy, gdy jakaś pojawiła się na horyzoncie. - Lubił sobie ulżyć, ile się da – mówiła.

Mimo bardzo młodego wieku, Ava szybko zorientowała się, że Hollywood to jedna wielka gra. Nie było to miejsce szczerości, ale układy i udawanie. Ava musiała opanować grę w golfa, by dotrzymać kroku mężowi spędzającemu wiele czasu, celując do kolejnego dołka. Lubili też tenis. I zaliczali liczne imprezy zakrapiane alkoholem. Życie u boku takiej gwiazdy jak Rooney miało swoje wyzwania, a ona musiała im sprostać. Początkowo nie rozumiała, co ktoś miał na myśli wypowiadając w jej kierunku francuskie słowa „faux pas”. Jednak szybko opanowała sztukę odnajdywania się na salonach.

Ponieważ była za młoda, by pić alkohol w miejscach publicznych, Mickey przemycał dla niej martini w filiżance do kawy. Uwielbiała to. I chociaż potrafili doskonale się bawić, zdrady małżeńskie upokarzały Avę. Jak każda dziewczyna, pragnęła być pożądana i adorowana. Zaczęła sobie pozwalać na coraz częstsze złośliwości rzucane w kierunku męża, wyśmiewała się z jego niskiego wzrostu. Krzyczała, że go zabije, jeśli zrobi jej dziecko. Zresztą nigdy nie doczekała się potomstwa - dwie ciąże, w które zaszła, usunęła.

W chwilach największej złości potrafiła doprowadzić męża do łez. Wręcz wariowała z zazdrości. Kiedy on był pijany, w obecności kolegów i żony oceniał swoje kochanki. Gardner wywaliła Rooneya a za drzwi po tym, jak dowiedziała się, że spotyka się z piętnastolatką. Po kilku dniach przyjęła go z powrotem. Wiedziała, że bez niego jest nikim w Hollywood. W końcu jednak złość wzięła górę i dokładnie rok i pięć dni po ślubie, para złożyła papiery rozwodowe.

Pierwszym mężczyzną, z którym Ava pokazała się publicznie po rozstaniu z Mickeyem, był Johnny Meyer. Mimo że wciąż nie była gwiazdą kina, fotoreporterzy doskonale ją znali i nie zamierzali przegapić żadnego jej kroku. Czekali, aż u boku piękności pojawi się nowy dżentelmen. Takie newsy byłyby łakomym kąskiem po rozpadzie związku z aktorem pierwszego planu. Okazało się, że czarujący Johnny był jedynie „chłopcem na posyłki”, który dla swojego bogatego szefa sprawdzał kobiety, które ten miał na oku.

Test przeszła pozytywnie i wkrótce miała zacząć się spotykać z Howardem Hughesem, właścicielem linii lotniczych TWA i wielbicielem kobiet. Chociaż uważała, że nigdy nie powinna była się wiązać z Hughesem, mężczyzna ten był jej bliski przez dwadzieścia kolejnych lat. Nie była to miłość, chociaż swego czasu chciał się z nią ożenić. Ale ona wciąż była w trakcie rozwodu. Hughes nie zwykł czekać tak długo na swoje kobiety.

Małżeństwo Gardner i Artiego Shawa należy do epizodów w życiu aktorki, aczkolwiek o tyle ważnych, że zakończonych jej złamanym sercem. Była jego żoną numer pięć - wśród poprzedniczek miała też swoją idolkę - Lanę Turner. Mimo że Gardner była szaleńczo zakochana w Shawie, którego poślubiła w 1945 roku, jednak nie potrafiła znieść upokorzeń, które wiecznie jej serwował. Czepiał się nawet pozycji, w której siadała.

- Nie jesteś na plantacji tytoniu! – krzyczał, gdy podwijała nogę. Inteligentnie z nią pogrywał, krytykował i poniżał. Jednak to właśnie on wskrzesił w młodej aktorce ambicje, których do tej pory jej brakowało. Zaczęła studia, podczas których on ją utrzymywał, a ona nie musiała wiele grać. Była szczęśliwa – na planie nie czuła się dobrze. Nigdy nie lubiła pracy w filmie. W tym czasie też zaczęła sięgać po mocniejszy alkohol niż drinki, które chłonęła w towarzystwie Rooneya. Małżeństwo Gardner z Shawem rozpadło się po kilkunastu miesiącach. Jednak w jej życiu zawodowym właśnie miał nastąpić przełom. A wszystko dzięki temu, że złamała zasady panujące w Hollywood. Tym razem wyszło jej to na dobre.

W świetle gwiazdy

W 1945 roku zagrała swoją pierwszą główną rolę w filmie („Whistle Shop”), w którym miała scenę pocałunku z postacią graną przez George’a Rafta. Miała tremę, brakowało jej wciąż warsztatu aktorskiego. Zapomniała lub nie chciała pamiętać, że kodeks wytwórni zabraniał pocałunków z otwartymi ustami. Cenzura chyba tego nie zauważyła i film jakoś się prześlizgnął dalej. Rozłożył widzów na łopatki.
Sam John Huston przyznał, że tym pocałunkiem Ava zdobyła rolę w „Zabójcach”, czyli swoim przełomowym filmie. Zagrała w nim femme fatale, Kitty Collins. Kolejne role przyszły do niej same, by wspomnieć tylko angaż do takich filmów jak „Statek komediantów”, „Śniegi Kilimandżaro”, „Mogambo” czy „Bosonoga Contessa”.

W 1964 roku zagrała w jednym ze swoich najwyżej cenionych filmów - „Nocy Iguany”, za którą dostała statuetkę Złotego Globu dla najlepszej aktorki dramatycznej. Miała pojawić się też w kultowym „Absolwencie”, jednak ostatecznie rolę pani Robinson przyznano Anne Bancroft, która była kilka lat młodsza od Gardner. Do jednego z jej najlepszych występów zalicza się też postać cesarzowej Elżbiety w filmie „Mayerling”. Ostatnią produkcją kinową z jej udziałem był obraz „Regina Roma” z 1982 roku.

Gdy stała się uznaną gwiazdą filmową, nie narzekała na zainteresowanie fotoreporterów. W jej czasach nawet najbardziej jadowici paparazzi poszukiwali dobrego kadru - zdjęć, na których aktorki wyglądały pięknie. Te niekorzystne ujęcia od razu niszczono. Nikt nie szukał taniej sensacji. Zupełnie inaczej niż pod koniec życia Avy, kiedy borykała się z problemami finansowymi, a także po dwóch wylewach cierpiała na częściowy paraliż twarzy. Wtedy polowano na jej nieszczęście, a nie urodę.

- Ależ byłam piękna - powtarzała wielokrotnie, patrząc na swoje zdjęcia z czasów młodości. Kiedy była już wielką gwiazdą MGM, wplątała się w romans z Frankiem Sinatrą. Ulubieniec nastolatek już nie zapełniał sal koncertowych. Kiedy na jednym z jego występów pojawiła się Ava, reflektory powędrowały w jej stronę, skupiając całą uwagę publiczności. Frank nie potrafił jej tego przebaczyć – kłótnia w pokoju hotelowym odbiła się głośnym echem.
Zanim połączyło ich uczucie, które mogli nazwać miłością, spotykali się kilka razy w różnych okolicznościach. On flirtował z nią nawet na ulicach Hollywood, wyprzedzając jej samochód, następnie zwalniając, dając się wyprzedzić, by znów przyspieszyć. Któregoś wieczora para urwała się z imprezy w Las Vegas i pojechała na pustynię.

- Nieźle się tam napraliśmy – wspominała Gardner. – Pijani w sztok zaczęliśmy ostrzeliwać jakieś małe miasteczko z dwóch pistoletów kaliber 38, które Frank miał w schowku w samochodzie. Grzmociliśmy w lampy, w witryny sklepowe. Bóg jeden wie, jakim cudem uszło nam to na sucho. Najpewniej Frank znał tam kogoś z odznaką – mówiła. Dwójka przetrwała ciężki rozwód Sinatry, po czym w 1951 roku zawarła związek małżeński. Dwie nadużywające alkoholu i porozumiewające się niewybrednym językiem gwiazdy były atrakcją dla wszystkich poszukujących sensacji. Nie ukryła się nawet informacja o jej aborcji.

Pozycja Avy w świecie filmowym w tym czasie była tak silna, że aktorka zdołała pomóc mężowi wrócić na szczyt. Dzięki niej Sinatra zdobył rolę w filmie „Stąd do wieczności”, za którą dostał Oscara. Z najwyższego stopnia podium już nie zszedł, dochodząc przez następne lata do tak pokaźnej fortuny, że mógł nie tylko zapewnić dostatnie życie sobie i swojej rodzinie, ale także zadbać o Avę, która w latach 80. mocno podupadła na zdrowiu. Płacił jej za pobyty w szpitalach, leczenie i zafundował kort tenisowy. Mimo że ich małżeństwo rozpadło się szybko, pozostali w dobrych relacjach do końca życia. Wciąż tliła się w nich jakaś iskierka miłości, której nie zniszczyła wieloletnia rozłąka. Może rzeczywiście Ava nie była stworzona do małżeństwa?

Po rozwodzie z Sinatrą aktorka przeniosła się do Londynu. Nigdy więcej nie wyszła za mąż, chociaż była w głośnych związkach, m.in. z Ernestem Hemingwayem i torreadorem Luisem Miguelem Dominguinem. Po tym, jak pływała nago w basenie Hemingwaya, pisarz zażądał, by nie wymieniano już wody w kąpielisku.

Zmęczenie

- To była ostatnia rzecz w życiu, jakiej się spodziewałam – mówiła z żalem Gardner o swoich wylewach, które przeszła w 1986 roku. – Byłam taka szczęśliwa. Pojawiały się propozycje zawodowe. Producenci lubili mnie zatrudniać ze względu na nazwisko, które dobrze wyglądało na afiszach – dodawała.

Nigdy nie odzyskała pełnej kontroli nad połową swojego ciała. Potężne dawki alkoholu, które się przez nią przelały i nadmiar papierosów doprowadziły ją do przewlekłej choroby płuc. Cierpiała. - Powiedzieli mi, że będę musiała przejść operację, ale nie ma pewności, że to coś pomoże - napisała Ava w pamiętniku.
– Nie mogę być operowana, dopóki nie rzucę palenia, a to właściwie jedyna przyjemność, jaka mi została w życiu. (…) Nie łudzę się, że nastąpi jakaś poprawa. Nie mam już nadziei. Nie dają mi jej lekarze, ani ja sama. Każdego ranka budzę się z niechęcią i myślę: co dalej. Kolejny dzień terapii i bólu. (…) Proszę Boga o śmierć. Przyszłość nie przyniesie mi już nic dobrego. Wszystko to gówno. Tak to właśnie czuję. Nie chcę być tylko do połowy. Nie chcę być.

Jej rozpacz została przerwana. - Jestem taka zmęczona - miały brzmieć jej ostatnie słowa, które wyszeptała do swojej gosposi. Leżała bezsilna od kilku godzin na podłodze swojego londyńskiego apartamentu. Zmarła na zapalenie płuc 25 stycznia 1990 roku. Jej ciało przetransportowano do rodzinnej Karoliny Północnej, skąd pół wieku wcześniej wyruszyła w swoją wielką przygodę z filmem. I mężczyznami.

Karolina Karbownik/(kk)/(kg), WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie