Beata Pawlikowska: Najważniejsza jest wiara w dobro
Pisarka, podróżniczka, dziennikarka. Autorka ponad 60 książek. Beata Pawlikowska to jednak nie tylko osoba, która gdzieś tam istnieje w mediach. Ona naprawdę stara się swoją postawą i doświadczeniem inspirować i pomagać.
04.11.2013 | aktual.: 11.11.2013 21:45
Pisarka, podróżniczka, dziennikarka. Autorka ponad 60 książek. Beata Pawlikowska to jednak nie tylko osoba, która gdzieś tam istnieje w mediach. Ona naprawdę stara się swoją postawą i doświadczeniem inspirować i pomagać. Co sprawia, że jest jedną z najszczęśliwszych osób na świecie? Jak udało jej się oswoić swoją podświadomość? Czy istnieje miejsce na Ziemi, które jest jej szczególnie bliskie? Specjalnie dla Wirtualnej Polski mówi o tym, czym jest szczęście i dlaczego każdy z nas może je osiągnąć.
WP.PL: Jest pani wyjątkowo lubianą osobą. Pomimo tego, że nie boi się pani prawdy i wygłasza często bardzo odważne poglądy, nie znam nikogo, kto powiedziałby: „nie lubię Pawlikowskiej”. Wszyscy dookoła wypowiadają się entuzjastycznie o pani o tym, co pani robi. To bardzo rzadkie w naszej kulturze, przeważnie osoby publiczne mają sporo przeciwników. Jak pani myśli, dlaczego budzi pani ogólną sympatię? A może wcale tak nie jest?
Beata Pawlikowska: Och! Naprawdę pani tak myśli? To byłoby bardzo miłe, ale myślę, że tak nie jest. I zresztą w życiu nie chodzi o to, żeby być powszechnie lubianym. Najważniejsze moim zdaniem jest to, żeby wierzyć w dobro i świadomie brać odpowiedzialność za swoje życie. To dlatego mówię czasem niepopularne rzeczy i wyobrażam sobie, ze wtedy wiele osób może oburzyć się albo zawołać, że mnie nie znosi. Na przykład kiedy mówię o tym, żeby nie szukać sponsorów ani kredytów, tylko zakasać rękawy, wziąć się do pracy i zapracować na to, co masz ochotę mieć. Albo wtedy kiedy mówię, że alkohol to trucizna, która zmienia działanie komórek w twoim ciele i pośrednio przez lata prowadzi do bardzo poważnych chorób. Chcesz być zdrowy? Przestań pić alkohol. Kiedy powiesz coś takiego głośno w Polsce, to raczej będziesz miał więcej wrogów niż przyjaciół.
W jednym z wywiadów wspominała pani, że jest pani jedną z najszczęśliwszych osób na świecie. Jaka jest pani definicja szczęścia? Wspomina pani w książkach, że nie chodzi tutaj jedynie o poczucie euforii.
Szczęście to poczucie harmonii. Takiej harmonii, która zaczyna się we własnej duszy i przenika wszystkie sfery życia. To taki stan, kiedy czujesz, że masz wszystko, co jest ci potrzebne, chociaż wcale niekoniecznie masz dużo w sensie materialnym. Szczęście to wolność rozumiana jako swoboda do podejmowania decyzji i kierowania swoim życiem. To także wolność od potrzeby tworzenia pozorów i iluzji za pomocą sztucznych środków, takich jak na przykład alkohol. Szczęście to poczucie, że jestem i chcę być, i cieszę się z tego.
Czy każdy człowiek, bez wyjątku, może być szczęśliwy, jeżeli tylko odpowiednio się postara? Bez względu na pochodzenie, zawód, wykształcenie, itp.?
Absolutnie każdy. Szczęście nie zależy od tego, ile się ma, chociaż w naszej części świata często tak jest kojarzone i utożsamiane ze stanem posiadania. I kiedy mówię o stanie posiadania, mam na myśli zarówno przedmioty, jak i osoby. Zdarza się, że ktoś myśli, że kiedy wreszcie zdobędzie upragniony zawód, dom, męża albo żonę, to wreszcie będzie szczęśliwy. Ale szczęście nigdy nie bierze się z czegoś, co można zdobyć lub osiągnąć, szczęście to sprawa czysto wewnętrzna i zależy od poukładania w sobie ważnych spraw.
Dlaczego tak ciężko jest się nam zmienić? Wiele z nas próbuje niejednokrotnie przejść na dietę, zacząć ćwiczyć, lepiej zorganizować czas... Udaje się przez parę dni czy tygodni, a potem wracamy do starych nawyków. Gdzie kryje się problem? Dlaczego wielu ludzi nie potrafi wytrwać w postanowieniach?
Moim zdaniem najważniejsza jest intencja i od niej wszystko zależy. Intencja, czyli prawdziwa myśl, która stoi za działaniem i jest jego początkiem. Czyli najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, DLACZEGO chcesz coś zrobić. Pewnie pani odpowie - no, jak to dlaczego, to chyba oczywiste. Jeśli ktoś przechodzi na dietę, zapewne chce schudnąć i taka jest jego „intencja”. Ale ja od razu zapytam - a dlaczego właściwie chcesz schudnąć? Czy dlatego, że lubisz siebie i chcesz być zdrowa? Czy może dlatego, że myślisz, że kiedy schudniesz, to będziesz bardziej atrakcyjna dla innych ludzi? Czy widzi pani różnicę? W drugim przypadku ta dieta i odchudzanie to w rzeczywistości tylko pewien rodzaj manipulacji, za pomocą której chcesz lepiej wypaść w oczach innych ludzi. I taka intencja nie przetrwa. To wtedy właśnie dieta po kilku dniach się zawali, a ty będziesz czuła gorzki smak porażki. Wiesz, dlaczego tak jest? Bo źródłem twojego działania nie była czysta prawda, ale fałsz. To odchudzanie miało być tylko narzędziem,
żeby zdobyć akceptację. To się nie mogło udać.
Powiedziała pani kiedyś, że świadome decyzje zaczęła podejmować w wieku 16 lat. Skąd brała pani siły na to, żeby postawić na swoim i kierować swoim życiem? 16-latkowie to przecież jeszcze dzieci, wydaje mi się, że niewielu z nich myśli poważnie o swojej przyszłości. Co wyróżniało panią i sprawiało, że była pani taka silna?
Szesnastolatkowie raczej nie podejmują jeszcze życiowych decyzji, podejmują decyzje na miarę swojego miejsca w świecie. Kiedy to powiedziałam, miałam na myśli świadome myślenie o tym, co robię, o tym, co myślę, jakie mam plany, marzenia i cele. To nie wymaga nadzwyczajnej siły. To tylko uzmysłowienie sobie tego, co jest ważne i świadome trzymanie się tego. Ja kiedy miałam szesnaście lat, postanowiłam, że nigdy nie zapomnę o moich marzeniach, nie stracę otwartości myślenia i poczucia, że wszystko jest możliwe. I nigdy nie zostanę narzekającym, niezadowolonym dorosłym. Wciąż o tym pamiętam i wciąż czuję się podobnie jak wtedy. I wciąż na nowo przypominam sobie o tym, co jest ważne.
Nie boi się pani pisać o swojej przeszłości. Szczególnie w pierwszej książce z cyklu, „W dżungli podświadomości”, pisze pani dużo o swojej młodości: problemach z alkoholem, anoreksji, bulimii, uzależnieniu od internetu. Jak wyglądało wtedy pani życie?
Byłam jak ćma, która jest gotowa wlecieć w ogień, żeby dostać trochę ciepła. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero teraz widzę, jaki kierował mną mechanizm. Chciałam być akceptowana, potrzebna, lubiana i byłam gotowa zrobić wszystko, żeby ten stan osiągnąć. Na przykład pójść do mieszkania obcego faceta, którego przed chwilą poznałam w barze. To była droga donikąd, wiec musiałam w końcu wyrżnąć nosem w mur i obudzić się.
Czy jest jeszcze jakieś miejsce, kraj, w którym Pani nie była? Największe podróżnicze niespełnione marzenie?
Nie ma niespełnionych marzeń. Są tylko takie, których realizację na razie przesuwam na późniejszy termin. W tym roku na przykład postanowiłam, że wyjadę na dwa miesiące. Miałam cały świat do dyspozycji. Mogłam wybrać dowolne miejsce - na przykład Tahiti, gdzie wybieram się od lat. Ale kiedy zapytałam siebie, dokąd chcę pojechać, od razu odpowiedziałam, ze chcę wrócić do dżungli amazońskiej. Mimo że byłam tam wiele, wiele razy. Ale wciąż chcę tam wracać.
Czy to jest to miejsce na ziemi, które darzy pani szczególnym sentymentem?
Tak. Amazonia to jest najbardziej nieprzewidywalne, najbardziej tajemnicze i najbardziej niezwykłe miejsce na świecie.
Liczy pani odwiedzone kraje i przebyte kilometry? Jeśli tak, to ile ich było? A może nie ma to dla pani znaczenia?
Nie liczę. Nie wiem, w ilu byłam krajach i nie ma to dla mnie znaczenia.
Oprócz pisania książek i podróżowania prowadzi pani także audycję radiową „Świat Według Blondynki”. Audycja zawsze obfituje w oryginalną i cudowną muzykę.
Staram się, żeby muzyka brzmieniem mówiła to samo, co ja mówię słowami. Nie chodzi o treść, ale o nastrój, o to, co słuchacz odbiera na poziomie podświadomym. Kiedy słucham szczęśliwej muzyki, jestem szczęśliwa. I takie piosenki wybieram do mojej audycji.
W najnowszej książce radzi pani co rano wychodzić na spacer i powtarzać w myślach: „kocham cię”. Czym jest dla pani miłość i dlaczego jest taka ważna?
Tu nie chodzi o miłość w powszechnym rozumieniu tego słowa. Chodzi o to, żeby dać sobie poczucie, że jest się kochanym i bezpiecznym. Najczęściej ludzie czekają na kogoś, kto to przyniesie - podświadomie oczekują, że poczują się szczęśliwi, bezpieczni i kochani, kiedy wyjdą za mąż albo się ożenią, kiedy będą mieli dzieci albo kiedy zdobędą dużo pieniędzy. Ale jak mówiłam wcześniej, to poczucie jest trwałe i kojące tylko wtedy, kiedy pochodzi z wewnątrz, czyli ode mnie samej. Wyjaśnię pani, dlaczego tak jest. Bo wszystkie problemy z tożsamością, z poczuciem braku celu i sensu, z depresją i uzależnianiami zaczynają się od tego, że podświadomie jesteś swoim wrogiem. Walczysz ze sobą. Chcesz się ukarać, nienawidzisz siebie. I kręcisz się w kółko, bo w takim stanie ducha donikąd nie dojdziesz. Żeby mieć dobre życie, dobrą pracę, dobre pieniądze, dobry cel i dobre samopoczucie, trzeba najpierw polubić samego siebie. Zaprzyjaźnić się ze sobą. Zaopiekować się sobą jak swoim ukochanym dzieckiem. Dlatego na początek
radzę przynajmniej tyle, żeby rano wyprowadzić siebie na spacer i mówić do siebie: “kocham cię”. A potem podaję wiele innych ćwiczeń.
I na koniec proszę o poradę dla naszych czytelniczek: jeżeli chcemy zmienić swoje życie na stałe, od czego powinniśmy zacząć?
Ta odpowiedź pewnie się pani nie spodoba. Wszyscy teraz oczekują, że wystarczy zażyć suplement diety, żeby poczuć się lepiej. Moim zdaniem to jest kłamstwo. Wszystko zaczyna się w twojej duszy, wszystko - twoja otyłość, rozpacz, samotność, cukrzyca i wszystkie inne przypadłości. Wszystko zaczyna się w duszy, czyli w relacji, jaką masz z samym sobą. Trzeba więc zacząć od poznania prawdy o sobie. Tej prawdy, którą nauczyłeś się przed sobą ukrywać. Ona w tobie jest i to ona w rzeczywistości kieruje twoim życiem. Wydaje ci się, że to ty rządzisz, ale tak naprawdę rządzi dziecko, które w tobie żyje. Trzeba się z nim zaprzyjaźnić, oswoić je tak jak się oswaja dzikie, przestraszone zwierzątko. I dopiero wtedy możesz ruszyć naprzód. O tym właśnie piszę w serii książek “W dżungli podświadomości”.
Rozmawiała Sylwia Rost
(sr/mtr), kobieta.wp.pl