Blisko ludziByłam niekochanym dzieckiem…

Byłam niekochanym dzieckiem…

Joanny nie kochała ani jej matka, ani ojciec, którego nigdy nie poznała. Miała szczęście, bo świata poza nią nie widziała babcia. Mniej go miała Alicja, która dowiedziała się od swojej mamy, że się urodziła, bo było już za późno na skrobankę. Co czuje niekochane dziecko? - Że jest nikim, że jest przezroczyste - mówią. - Jednak zyskuje też coś jeszcze: ogromną siłę.

Byłam niekochanym dzieckiem…
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta

07.12.2019 | aktual.: 07.12.2019 16:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Joanna: To normalne, że rodzice nie cierpią swoich dzieci

Joanna jest psychoterapeutką. Ma 49 lat, 33-letniego syna Krzyśka i męża Pawła. Wszyscy mieszkają na jednym z nowo wybudowanych stołecznych osiedli, w tym samym bloku i nawet w tej samej klatce schodowej. Kobieta podkreśla, że ceni rodzinę ponad wszystko. Pewnie dlatego, że sama nigdy jej nie miała.

- Moja matka była prostą kobietą, bardzo kochliwą, cztery razy wychodziła za mąż - opowiada Joanna. - Ja była efektem wpadki z pierwszym mężem, który co prawda ożenił się z matką, gdy dowiedział się, że jest w ciąży, ale wytrwał w małżeństwie tylko parę miesięcy. Opuścił ją zanim się urodziłam. Ale moja matka nie próżnowała. Gdy miałam kilka miesięcy, w naszym domu zjawił się jej kolejny narzeczony, a potem maż, którego z bratem nazywaliśmy Hipopotamem, który urodził się dwa lata po mnie.

Joanna pamięta z dzieciństwa siebie jako ciągle płaczące i głęboko nieszczęśliwe dziecko. - Cały czas jęczałam - opowiada. - Pamiętam, że wszystko wymuszałam rykiem, ciągle chodziłam za matką i coś od niej chciałam. A ona opędzała się ode mnie jak od natrętnej muchy. Hipopotam traktował mnie gorzej niż podwórkowego psa przybłędę. Notorycznie mnie kopał, tzn. odtrącał nogą, wrzeszczał na mnie i wyganiał z pokoju. Krzyczał też na matkę, żeby zrobiła coś z tym bachorem, czyli mną, a ona wtedy krzyczała na mnie i kazała mi iść do mojego „pokoju”, który stanowiła wnęka przy kuchni.

Joanna wspomina też dobre momenty. Miały miejsce wtedy, gdy u rodziców byli goście. - Matce po paru głębszych włączała się bezkresna miłość do nas - wspomina kobieta. - Nie tylko nas całowała i przytulała, ale też opowiadała o nas, jacy to wspaniali, mądrzy i grzeczni jesteśmy - opowiada Joanna. - Tak jednak bywało rzadko. Za to wyzwiska gościły u nas dość często.

Pamiętam, jak miałam 11 lat i matka pokłóciła się z Hipopotamem. Krzyczała na mnie i brata, że nas nienawidzi, że zmarnowaliśmy jej życie i że żałuje, że się urodziliśmy… Co wtedy czułam? Wydawało mi się, że tak już jest na świecie, że rodzice nie cierpią swoich dzieci. Wtedy traktowałam to jak coś normalnego. O tym, że wychowałam się w toksycznej rodzinie, dowiedziałam się już jako osoba dorosła, dzięki terapii.

Gdy 15-letnia Joasia poznała w autobusie o dwa lata starszego od siebie Marcina, zakochała się w pięć minut. - Podszedł do mnie, powiedział, że mam ładne oczy i już byłam cała jego - opowiada kobieta. - Zaczęliśmy współżycie szybko, bo on tego chciał. Ja nie, ale tak bardzo zależało mi na tym, że mieć kogoś obok siebie, że byłam skłonna do wielu poświęceń. Rok później zaliczyliśmy wpadkę. Marcin, który studiował już wtedy w Gdańsku oceanografię, zażądał usunięcia ciąży. Nie zrobiłam tego. Nie mogłam, choć dziecka nie chciałam.

Joanny nie wyrzucono ze szkoły - mimo ciąży - dzięki pomocy nauczycielki. - Przeprowadziła się do nas babcia, która zajęła się moim synkiem - opowiada kobieta. - Maturę zdałam bardzo dobrze. Jednak nijak to nie zmieniło mojej sytuacji: zostałam sama z małym dzieckiem, byłam sfrustrowaną matką, którą porzucił trzeci mąż, bez pracy, środków do życia.

Zdaniem Joanny, tym co ją uratowało, była miłość. - Stawałam się kopią mojej matki, nie interesowałam się synem, który spędzał całe dnie w przedszkolu, a ja sama ciągle szukałam faceta, który by się mną zajął. A przecież wydawało mi się, że robię wszystko, by być zupełnie inną osobą niż moja matka - opowiada Joanna. - Wtedy dostałam pracę sekretarki w ośrodku pomocy psychologicznej. I tam poznałam Pawła, mojego męża. Pracował jako młody terapeuta, robił staż i w ogóle się mną nie interesował - dodaje ze śmiechem. - Ale ja zakochałam się w nim po uszy i tak to trwa do dzisiaj. To dzięki niemu odmieniłam los syna i mój własny. To znaczy dzięki sobie, ale on pokazał mi właściwą drogę.

Alicja: będąc dorosłą czułam się jak mała Ala

Alicja przyszła na świat, gdy jej mama Halina była na pierwszym roku Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej. - Wpadła ze swoim chłopakiem - opowiada 41-letnia Halina, trenerka biznesu. - Ale on, gdy dowiedział się o ciąży, zniknął. Zanim to zrobił, poradził matce, żeby ciążę usunęła. Ona chyba chciała to zrobić, ale zbyt długo zwlekała. Po latach wykrzyczała mi, że chciała się mnie pozbyć, ale było już za późno na skrobankę.

Alicja wychowywała się w pełnej rodzinie. Ale zawsze czuła, że ojciec jej nie kocha. - Gdy byłam nastolatką okazało się, że ojczym przygarnął moją matkę, gdy była w ciąży. Zdecydował się wziąć z nią ślub pod warunkiem, że ona zgodzi się, by mnie adoptował. Nie chciał wychowywać cudzego dziecka. Nie pomogło to miłości - ojciec nigdy mnie nie przytulał, traktował bardzo chłodno. Odkąd pamiętam, czułam, że coś z nami jest nie tak. Potwierdzenie tego znalazłam w skrzyneczce z dokumentami schowanej skrzętnie w pawlaczu. Miałam wtedy 16 lat. Spadł mi kamień z serca, bo okazało się, że ten facet mnie nie kocha nie dlatego, że coś ze mną jest nie tak, tylko dlatego, że jest zwyczajnie obcym człowiekiem.

- Zawsze wiedziałam, że to nie jest w porządku, że się dzieci nie kocha - mówi Alicja. - Odczuwałam wobec rodziców pretensje, ale zwłaszcza wobec matki. Że nie wiem, kim jest mój ojciec; matka, gdy skończyłam 18 lat powiedziała mi, jak się nazywa. Byłam na nią wściekła, że wyszła za mąż za faceta, który mimo że mnie zaadoptował, to mnie nie znosił. Czułam się jak kosmitka w tej rodzinie, ktoś absolutnie obcy - dodaje ze smutkiem.

Alicja pamięta, że jako nastolatka z jednej strony była bardzo kochliwa, ale z drugiej trzymała chłopaków na dystans. - Wszędzie wietrzyłam podstęp, strasznie bałam się zostać oszukaną, wykorzystaną - wspomina kobieta. - A z drugiej strony bardzo łaknęłam uwagi, bliskości, czułości. Jedno dobre słowo sprawiało, że lgnęłam do wypowiadającej je osoby. Niestety do tej pory to mi się zdarza…

Kobieta podkreśla, że najtrudniejsze zawsze były dla niej relacje z mężczyznami. Zwłaszcza tymi dobrze wykształconymi, atrakcyjnymi fizycznie, na stanowiskach. Mam za sobą nieudane małżeństwo z kimś takim - opowiada kobieta. - Mój mąż był apodyktyczny, często karał mnie albo krzykiem, albo ciszą. A ja się wtedy czułam jak mała Ala. Mimo że świetnie zarabiałam, tłumaczyłam mu się z wydawanych pieniędzy. Krzyczał na mnie, jak gdzieś w mieszkaniu był bałagan, bo nie wiadomo dlaczego porządek to była moja odpowiedzialność. Odeszłam od męża, zabrałam córkę. Chciałam, żeby ona nie miała tych złych doświadczeń. Ale nie do końca mi się udało, bo mój obecny związek też pozostawia wiele do życzenia… Znowu to nie moje potrzeby są ważne.

Brak miłości jest jak skaza

- Dzieci z dysfunkcyjnych rodzin, a takimi są nie tylko te dotknięte alkoholizmem czy narkomanią, ale przede wszystkim te pozbawione wzajemnej miłości, mają w wielu obszarach ogromne deficyty - mówi psycholożka Katarzyna Szymańska. Brak miłości ze strony rodziców jest równoznaczny z brakiem zaspokojenia absolutnie elementarnych potrzeb dziecka. Niekochane dziecko wychowuje się w przeświadczeniu, że tej miłości nie jest warte, że na nią nie zasługuje, niezależnie od tego, co zrobi, jak bardzo się postara. Na dodatek żyje albo w poczuciu ciągłego zagrożenia i braku zaufania do otoczenia i innych ludzi, albo odwrotnie: tak bardzo łaknie miłości i uwagi, że jest w stanie zaufać każdemu, kto okaże mu odrobinę zainteresowania.

To właśnie niekochane dzieci są często narażone na bycie ofiarami pedofilów, to niekochane dziewczęta często wpadają w ramiona mężczyzn, którzy je wykorzystują… A co za tym idzie niekochane dzieci bardzo często powielają schematy ze swojego rodzinnego domu: wchodzą w unieszczęśliwiające je relacje, rodzą niekochane dzieci, nieświadomie powielają model, w którym się wychowały. Tym, co może przerwać to błędne koło jest świadomość bycia niekochanym, a tę można zdobyć na terapii. Ogromnym ratunkiem dla niekochanego dorosłego dziecka jest miłość: taka z dobrymi intencjami, szczera, oddana. O którą zawsze warto walczyć.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (75)