Były asystent oskarża gwiazdę "Project Runway"
Anna Młynarczyk kontra Tomasz Liam Góralczyk – to bitwa, która rozgrywa się dziś w polskich mediach, a dotyczy projektantki i założycielki marki Annomalia, znanej szerszej publicznością chociażby z programu „Project Runway”, oraz jej byłego asystenta. Poszło oczywiście o pieniądze.
29.03.2017 | aktual.: 29.03.2017 22:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
BURZA W SIECI
Tomasz Liam Góralczyk domagał się od projektantki zapłaty za sześć miesięcy pracy na stanowisku asystenta, twierdząc, że choć nie umawiali się na konkretną kwotę, designerka obiecywała mu pieniądze. Do spłaty nie doszło, a sprawa trafiła do sądu. Gdy nawet wyrok sądu, nie zmusił projektantki do spłaty ustalonej kwoty, Tomasz Liam Góralczyk postanowił nagłośnić sprawę w mediach.
Do sieci trafił obszerny tekst na temat tego, jak przebiegała współpraca między nim a designerką, jakie były między nimi ustalenia i co działo się od momentu, gdy po raz pierwszy poprosił o pieniądze. Tomasz Liam Góralczyk do tekstu dołączył screeny z ich mailowej korespondecji i rozmów na Facebooku. Wynika z nich, że przez pół roku pracował na stanowisku asystenta projektantki w ramach bezpłatnego stażu. Problem w tym, że Tomasz myślał, że pracuje za pieniądze, a projektantka, że za darmo.
- Wszystko zaczęło się w styczniu 2016 roku, kiedy znalazłem ogłoszenie na jednej ze stron z ogłoszeniami o pracę, że ww. pseudo projektantka poszukuje asystenta/asystentki – tak zaczyna swój wpis na stronie annomalia.net Tomasz Liam Góralczyk. - Wysłałem swoje CV i niestety - udało się. Współpracę podjęliśmy 11 stycznia 2016 roku po rozmowie kwalifikacyjnej, na której Anka przedstawiła mi plany odnośnie swojej marki. Tego samego dnia dostałem listę z pierwszymi zadaniami do wykonania, gdzie między innymi miałem przygotować – „znaleźć w internecie” - umowę o współpracy z podpunktem o zaufaniu poufności i już na wstępie ważniejsze niż ustalenie warunków współpracy było zachowanie poufności – pisze dalej.
- Podczas rozmowy kwalifikacyjnej i ustalania – powiedzmy - warunków współpracy zostałem poinformowany o nieregularnych wynagrodzeniach z powodu braku stałych dochodów marki, jak również nie została ustalona konkretna stawka za wykonywaną przeze mnie pracę. A ww. umowa nigdy nie została podpisana – podsumowuje Tomasz Liam Góralczyk, który twierdzi, że został oszukany i wykorzystany przez Annę Młynarczyk.
W IMIĘ WYŻSZYCH IDEI
_- Nie dostałem przez pół roku pieniędzy, a pracowałem za darmo, bo wierzyłem w drugiego człowieka - _wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta Tomasz Liam Góralczyk, tłumacząc swoje postępowanie. _- Jeśli ona mówiła mi, że mi za to zapłaci, to nie miałem powodów, by jej nie ufać. Chciałem dla niej dobrze, ale ona zaczęła kręcić. Myślałem, że będziemy negocjować, a zamiast tego powiedziała mi, że zwariowałem i że znajdzie na Messengerze rozmowę, z której wynika, że zgodziłem się pracować za darmo. Nigdy nic takiego nie znalazła. Straciłem z nią kontakt i zdecydowałem się wywalczyć pieniądze drogą sądową – _podsumowuje Tomasz Liam Góralczyk, który całą sytuację szczegółowo opisał na wspomnianej wyżej stronie. Opublikował także dokument sądu, który orzekł, że Anna Młynarczyk jest winna i powinna zapłacić Tomaszowi Liamowi Góralczykowi konkretną kwotę.
Projektantka tak tłumaczy swoje zachowanie i całą sytuację:
- Współpracowałam z panem Góralczykiem od stycznia 2016 roku i umówiałam się wtedy z nim na trzymiesięczny staż – opisuje projektantka w rozmowie z nami. – Po upływie trzech miesięcy powiadomiłam, że nie jestem w stanie dalej podejmować z nim współpracy i albo musimy ją zakończyć, albo będzie pracować za darmo. Pan Góralczyk powiedział, że podejmuje pracę bez wynagrodzenia, bo wierzy w markę i chce ją rozwijać. Zdecydował się na bezpłatną pracę, mając świadomość niepewnych warunków płatniczych – dodała.
SPOTKAMY SIĘ W SĄDZIE!
Annę Młynarczyk pytamy o moment, w którym ostatni raz rozmawiała z Tomaszem Liamem Góralczykiem bez udziału osób trzecich.
- W czerwcu 2016 roku zostałam poinformowana, że albo zapłacę za okres od stycznia i mam na to tydzień, albo sprawa wyląduje w sądzie. Nie zapłaciłam. Stwierdziłam, że te roszczenia są niezgodne z ustaleniami. Byłam pewna, że Tomasz jest pod wpływem osób trzecich i chce wyłudzić pieniądze – komentuje.
Z relacji Anny Młynarczyk wynika, że po decyzji sądu projektantka zaczęła spłacać dług drogą sądową. Zupełnie odwrotnie mówi Tomasz Liam Góralczyk:
- Sprawa była wygrana we wrześniu 2016 roku – mówi. - Trafiła do komornika, a ona sprawę olała, bo pieniądze przechodziły przez jej prywatne konto, do którego komornik nie miał dostępu. Firmowe konta były zablokowane. W lutym 2017 roku założyła drugą spółkę - Annomalia Project. Sąd olała kompletnie, olała też komornika. Wiem, że nawet jak już miała inwestora, nie chciała mi tych pieniędzy spłacić – twierdzi poszkodowany i zapewnia, że nie jest jedyną osobą, która czuje się oszukana przez projektantkę:
- Gdy tylko wrzuciłem informacje o całej sprawie na Facebooka, wywiązała się burzliwa dyskusja. Odezwały się do mnie osoby, które współpracowały na podobnych „zasadach” nie tylko z nią, ale też z bardzo znanymi projektantami. Nie wymienię nazwisk, bo to nie o to chodzi. Jak będą chcieli, to sami powiedzą. Okazuje się, że to jest norma w Polsce w tej branży – opisuje.
WSZYSCY STAŻYŚCI / ASYSTENCI ŁĄCZMY SIĘ!
Zdaniem Tomasza Liam Góralczyka każdy, kto doświadczył podobnej sytuacji, powinien pójść do sądu.
_- Uważam, że powinni walczyć o swoje – _mówi. _– Nie można się na to godzić. Ja co prawda nie miałem nic do stracenia, bo byłem młody, dopiero zaczynałem, ale też miałem obawy. Moi znajomi i rodzina bali się, że jeśli pójdę do sądu, to skończy się to tak, że ona znajdzie lepszego prawnika i ja zostanę pociągnięty do odpowiedzialności. Wiele osób mówiło mi: „Słuchaj, ona jest z Projectu Runway! Lepiej to zostaw, o tym zapomnij”. _
Tomasz Liam Góralczyk wygrał sprawę w sądzie bez walki. Przedstawił około stu dowodów na to, że Anna Młynarczyk obiecywała mu płatną pracę, a jego obowiązki znacznie wykraczały poza zadania stażysty. Na niekorzyść projektantki przemawiał także fakt, że po prostu nie zjawiła się w sądzie. Nie przedstawiła swoich racji i dowodów na to, że jej były asystent się myli. Na pytanie, dlaczego nie chciała konfrontacji, odpowiada:
- Wezwania do sądu przychodziły na zły adres. Wyjechałam z kraju i ich nie dostałam – mówi. _– Poza tym, uważam, że bezpłatny staż to nie jest żadne oszustwo. Podczas tych miesięcy, kiedy współpracowaliśmy razem, przekazałam Tomaszowi całą moją wiedzę, wszystkie kontakty, cały „know-how” i doświadczenie. To jest równie cenne, co pieniądze. To jest manipulacja, a publikacja naszej prywatnej korespondencji w internecie narusza moje dobro osobiste. To jest złamanie prawa – _podsumowuje i zapewnia, że nie umywa rąk od odpowiedzialności.
STAŻ TO PRACA ZA "KNOW-HOW"
- Zainwestowałam w tego chłopaka – _mówi. _- Nie twierdzę, że nie ma w tym mojej winy. Moją winą jest to, że nie podpisałam z nim żadnej umowy, że nasze ustalenia nie zostały nigdzie spisane. Nigdy więcej tego błędu nie popełnię. Nie dogadaliśmy się i dlatego to wszystko. Przykro mi tylko, że zdecydował się na nagłośnienie całej tej sprawy. To jest nagonka na mnie. Zapłacę mu te pieniądze, choć muszę rozłożyć tę spłatę, bo spłacenie całości jednorazowo jest dla mnie problematyczne. Prawda jest taka, że jestem małą marką, a w Polsce to nie jest rynek, który ma duże pieniądze. Mimo wszystko, będę starała się spłacić to wszystko jak najszybciej. Teraz też tak sobie myślę, że może to jest próba zaistnienia Tomasza w mediach? Może to jest pomysł na promocję siebie samego kosztem mojej osoby? – pyta, a my zadajemy to pytanie Tomaszowi Liamowi Góralczykowi:
- Dlaczego zdecydowałeś się opisać tę całą sytuację w sieci? Po co ci to było?
- Nie zależało mi na rozgłosie i nadal mi nie zależy - _zapewnia. _- Zależy mi na tym, by odzyskać pieniądze, ale nawet jeśli bym je odzyskał, planowałem to wszystko opisać, by przestrzec wszystkich, którzy chcą zacząć w tej branży. Większość z nich nie ma pojęcia, jak to u nas funkcjonuje – twierdzi.
ZACHÓD KONTRA POLSKA
Czy bezpłatny staż w świecie mody to coś normalnego? Gdzie kończy się praca stażysty, a gdzie zaczyna coś więcej? Jak wyglądają tego typu współprace w branży modowej na Zachodzie? Te pytania zadaliśmy Urszuli Wiszowatej, prowadzącej FashionBiznes.pl:
- Na Zachodzie przy stażu jest cały proces rekrutacji, jak przy normalnej umowie o pracę – wyjaśnia. _- Program stażów jest całkowicie bezpłatny. Nikt nie otrzymuje wynagrodzenia, a nawet zwrotu kosztów przyjazdu. Oczywiście taki staż trwa trzy miesiące maks i dotyczy drobnych zadań – _zdradza nam Urszula Wiszowata, która pracowała w Stanach Zjednoczonych z takimi markami jak Chanel czy Ralph Lauren.
- Staż to jest wprowadzenie do prawdziwego świata mody, pokazanie całego procesu, który może nas zaraz dotyczyć _– mówi. _- Każdy staż powinien być poparty umową obu stron, określony zakresem obowiązków i warunkami. Staż rzeczywiście jest takim etapem edukacji, gdy głównie czerpiemy widzę i uczymy się od najlepszych, ale nie możemy odbywać tych staży w nieskończoność. Nasza praca powinna być zakontraktowana poprzez umowę i wynagrodzenie. Jest bardzo cienka linia pomiędzy tym, gdzie kończy się nauka, a zaczyna praca i to powinno być określone przez obie strony – zapewnia i dodaje, że za granicą nawet wolontariat odbywa się na zasadach konkretnej umowy.
- Kiedyś pracowałam przez tydzień przy produkcji pokazu Ralpha Laurena i nawet coś takiego było zakontraktowane – wspomina. _- Dostawałam około 50 dolarów dziennie diety, a pracowaliśmy kilkanaście godzin, ale było to na umowie. Wszystko miało ręce i nogi pod względem prawnym. _
Zdaniem Urszuli Wiszowatej, w polskiej modzie stanowczo zbyt wiele dzieje się na tzw. „gebę”, bez konkretów i umowy. Stąd biorą się sytuacje takie, jak ta dotycząca Tomasza Liama Góralczyka i Anny Młynarczyk. Dziennikarka zapewnia jednak, że staż i stanowisko asystenta to w świecie mody dwie różne sprawy i nikt nie ma wątpliwości, czym różni się jedno od drugiego.
- Stażysta i asystent to dwa różne stanowiska – wyjaśnia. – Staż trwa trzy miesiące i polega na wykonywaniu bardzo drobnych czynności, na przykład przyszywaniu guzików czy szukaniu t-shirtów na pokaz. To nie jest nic wielkiego, ale dla ciebie – jako osoby dopiero uczącej się – ważne jest to, że wchodzić do środka, uczysz się poprzez obserwację. Jednak bycie asystentem za darmo, bez umowy o pracę, to mi się bardzo kłóci, bardzo mi to nie pasuje. Tu z pewnością przekroczona została pewna granica. To praca odpowiedzialna, konkrenta, powinna być zakontraktowana. Argument, że pracujesz jako asystent za darmo, bo możesz się ode mnie wiele nauczyć, to żaden argument – podsumowuje.
"POPROSZĘ NA PIŚMIE"
Obie strony w rozmowie z nami wyrażają chęć rozwiązania konfliktu. Projektantka zapewnia, że spłaci pieniądze określone w wezwaniu sądowych. Tomasz Liam Góralczyk czeka na konkrety. Obie strony potwierdzają, że nie byłoby tego wszystkiego, gdyby na początku swojej współpracy podpisali odpowiednią umowę i określili warunki na piśmie. Sytuacja Tomasza i Anny to nauczka dla nas wszystkich. Jeśli chodzi o pieniądze, nawet jeśli pracujemy w branży tzw. artystycznej (a może przede wszystkim w takiej?), zanim zaczniemy dla kogoś coś robić w imię jakiejkolwiek „wyższej idei”, zapytajmy o umowę. To zresztą obowiązek pracodawcy i zgodnie z polskim prawem nawet na bezpłatnym stażu obowiązuje was umowa. Niestety, w polskiej modzie zbyt wiele rzeczy załatwia się pod stołem, po znajomości i za pół darmo.
Zobacz także