"Były już płacze i lamenty. Ja nie wyjdę z domu". Hikikomori w Polsce
Zamykają się w czterech ścianach i odcinają od świata. Nie widzą w tym problemu. Czasami stan ten wywołuje choroba, czasami zwykłe przyzwyczajenie. Wszystkich opisuje jedno słowo. Hikikomori.
08.01.2019 | aktual.: 08.01.2019 16:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tu jestem bezpieczna
Dori, bo tak dziewczyna podpisuje się na forum poświęconym osobom z agorafobią, ma 26 lat. W domu zamknięta jest od roku. Nie widzi dla siebie szans na opuszczenie czterech ścian. – Zaczęło się po tym, jak ktoś napadł mnie w parku. Poczułam się strasznie bezradna. Przestrzeń poza domem napawa mnie lękiem. Nie czuję się tam bezpiecznie – mówi.
- Zauważyłam, że lepiej czuję się będąc w domu. W miejscach publicznych dostawałam dreszczy i ataków paniki. Najpierw zaczęłam unikać wyjść ze znajomymi. Chodziłam tylko do pracy i wracałam prosto do domu. Potem wzięłam urlop i na dobre zamknęłam się w mieszkaniu. Rodzina do dzisiaj próbuje mnie wyciągać, ale ja nie chcę tego robić – dodaje kobieta.
Dori zrezygnowała z pracy i znalazła zajęcie pozwalające jej zarabiać zdalnie. – Pracuję przez internet. Dzięki temu już w ogóle nie muszę wychodzić. Jestem bezpieczna. Jedyny kontakt ze światem mam wtedy, kiedy wpuszczam kuriera z zakupami lub uchylam okno, żeby wywietrzyć mieszkanie – tłumaczy 26-latka. – Czytam dużo książek, a przyjaciół znalazłam w sieci. Piszę z nimi na forach i na chacie. Więcej nie potrzebuję. Nie chcę też chodzić na terapię, bo czuję się dobrze tak jak jest. To nie jest dla mnie uciążliwe – dodaje.
Japońscy samotnicy
Hikikomori to zjawisko, w którego przebiegu człowiek zamyka się w czterech ścianach i nie nawiązuje kontaktów z ludźmi. Osoba hikikomori nie pracuje, nie wychodzi ze znajomymi i nie jada posiłków wspólnie z rodziną – jeżeli już nawiązuje jakieś kontakty z innymi ludźmi, to czyni to przez internet.
Termin "hikikomori" powstał w latach 90. ubiegłego wieku, a zdefiniował go Japończyk Tamaki Saito, bazując na obserwacjach zachowań swoich pacjentów. Nazwa powstała z połączenia dwóch japońskich słów: "hiku" (oznaczającego wycofywanie się lub odejście) i "komoru" (co oznacza z kolei ukrywanie się lub wejście do środka i niewychodzenie). Tacy właśnie pacjenci trafiali do Saito – osoby te przez długi czas były zamknięte w swoich pokojach i odizolowywały się zasadniczo od wszystkich – nawet od swoich rodzin.
Na hikikomori najczęściej cierpią nastolatkowie oraz młodzi dorośli, mający około dwudziestu lat. Częściej problem ten obserwowany jest u mężczyzn niż u kobiet.
"Musiałam zawalczyć o siebie"
U Pauliny sytuacja wyglądała inaczej. Dziewczyna zachorowała na agorafobię, przez którą stała się hikikomori z dnia na dzień. – Dostałam ataku paniki w pracy. Przeraziłam się, że jestem poważnie chora. Ataki pojawiały się zawsze wtedy, kiedy byłam poza domem. Mój umysł podsunął mi rozwiązanie. Przestać wychodzić. Zamknęłam się w domu na 2 miesiące. Wychodziłam tylko do lekarza – mówi 25-latka z Warszawy.
Paulina wie, że miała szczęście i cierpiała na fobię tak krótko. Po 2 miesiącach postanowiła, że nie chce dalej tak żyć. – Poszłam do psychiatry i zaczęłam terapię. W końcu udało mi się wyjść na prostą, ale nie było łatwo. Przepłakałam wiele nocy. Miałam do wyboru albo zostać w domu na zawsze, albo powalczyć o siebie. Wybrałam to drugie – tłumaczy.
Internetowi przyjaciele
Na polskim forum PhobiaSocialis, zrzeszającej pacjentów z objawami fobii społecznej, zarejestrowało się ponad 8,5 tys. użytkowników, którzy napisali już prawie 340 tys. postów. Dla wielu z nich fora internetowe to jedyny sposób komunikacji ze światem.
- Siedzę w domu od 3 lat. Wiem, że to nieprawdopodbne, ale tak właśnie jest. Z rodziną kontaktuję się tylko telefonicznie. Ze znajomymi urwałam kontakt. Mam kilkoro przyjaciół w necie. Ale to wszystko – zaczyna opowiadać Nastia, którą poznajemy na jednym z forów poświęconych hikikomori.
- Jedzenie zamawiam z dostawą, tak samo wszystkie zakupy. Moja mama usiłuje nakłonić mnie do wyjścia z domu, ale ja nie chcę tego robić. Były już płacze, lamenty, wyciąganie brudów z przeszłości. To nie ma sensu. Świat nie jest w stanie mi zaoferować niczego lepszego niż to, co mam w czterech ścianach – dodaje dziewczyna.
"Siostry do wynajęcia"
- Zaczęło się u mnie po studiach. Obroniłam tytuł magistra i poczułam, że nie wiem, co dalej robić z życiem. Wpadłam w panikę. To poczucie beznadziei sprawiło, że zaczęłam przesiadywać cały czas w domu. I tak tkwię tutaj do dziś. To jedyne miejsce, w którym czuję się wartościowa. Nikt mnie tu nie ocenia. Po co miałabym wyjść? – pyta Nastia.
Przekonanie hikikomori do tego, aby spróbował wyjść do ludzi, nie jest łatwe. Z tego właśnie powodu w Japonii, w którym zjawisko jest wyjątkowo rozpowszechnione, powstała specjalna organizacja, a działające w niej osoby określane są jako "siostry do wynajęcia".
Kobiety te, będące terapeutkami, cierpliwie próbują przełamać mur powstały pomiędzy światem a hikikomori. Mogą to czynić różnymi sposobami – np. wysyłać do pacjenta listy czy też podejmować z nim rozmowy przez internet. Terapeutki mogą również cierpliwie stać pod drzwiami i mówić do hikikomori.
Celem jest nakłonienie człowieka z japońskim wirusem samotności i wyobcowania do tego, aby pokonał on barierę swojego pokoju. Kiedy już tak się stanie, stopniowo pacjent jest namawiany do opuszczania domu, aż w końcu – kiedy to tylko będzie możliwe – prowadzona jest u niego dalsza psychoterapia.
Przypadek hikikomori pokazany został także w popularnym polskim filmie "Sala Samobójców", jedna z głównych bohaterek, grana przez Romę Gąsiorowską, żyła w zamkniętym pokoju przez 3 lata. Żyła w świecie wirtualnym, który pozwalał jej uciec od problemów. Dopiero samobójstwo przyjaciela doprowadziło do tego, że wyszła z domu.
Hikikomori w Polsce pierwszy raz zostało zdiagnozowane w 2001 r. Zaburzenie opisał psychiatra Marek Krzystanek w książce "Hikikomori. Cień miasta". Hikikomori to zaburzenie, które można wyleczyć. Według badań terapia, podczas której osoby chore zostają przeniesione do specjalnego ośrodka readaptacyjnego, jest skuteczna w ok. 30–70 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Polscy studenci wiedzą, jak wyleczyć fobie