Chora na raka wygrała milion na loterii. A potem stało się coś jeszcze lepszego
29.11.2017 16:37, aktual.: 29.11.2017 17:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Dlaczego mnie to spotkało?" – to pytanie często zadawała sobie Diane Bishop z Mount Pearl w Kanadzie, kiedy odkryła, że ma raka piersi. Nie spodziewała się, że w życiu czeka ją jeszcze tyle szczęścia. Zaczęło się od wygranej na loterii.
Diane walczy z rakiem piersi i znajduje się już w czwartym stadium tej potwornej choroby. Nowotwór zaatakował też już inne organy jej ciała. Kobieta dla zabawy postanowiła wziąć udział w loterii i ku swojemu zaskoczeniu wygrała, zgarniając sumę o wartości 1,5 mln dolarów kanadyjskich (ok. 4 mln zł).
Czym są jednak pieniądze, kiedy zdrowie nie dopisuje? Ku swojemu zaskoczeniu po kilku tygodniach chora zaczęła wreszcie pozytywnie reagować na leczenie.
– Pieniądze nie były mi potrzebne po to, by się zabawić, kupić nowego konia albo pojechać w podróż. Potrzebowałam ich, żeby przetrwać. I teraz wiem, że przetrwam, moje dzieci dadzą sobie radę – powiedziała Diane w programie "CBC News". Jeszcze niedawno była przekonana, że cały jej świat rozpada się w proch, dziś czuje się, jakby ktoś zdjął ogromny ciężar z jej ramion.
Diane pracowała jako kierowniczka w lokalnym sklepie. Kiedy nowotwór zaatakował jej kość miedniczą, zmiany w pracy stały się dla niej zbyt wyczerpujące. Mimo to do niedawna kobieta sądziła, że będzie musiała kontynuować pracę. Zasiłek, jaki dostawała od państwa, wynosił 1100 dolarów kanadyjskich (ok. 3 tys. zł) miesięcznie – co ledwie wystarczało na pokrycie kredytu, nie mówiąc o innych potrzebach.
Dziś kobieta może nazywać siebie milionerką. Pierwszą rzeczą, jaką kupiła, był terapeutyczny, wielofunkcyjny materac, dzięki któremu leżąc nie odczuwała nieustannego bólu. Następnie kupiła sobie wygodny, specjalistyczny fotel, w którym oglądała telewizję, dochodząc do siebie po chemioterapii. Teraz głównie myśli o wsparciu dla swoich dwóch dwudziestoletnich synów, Jordana i Shane.
Jednak prawdziwą radość przyniosły jej słowa lekarza, który poinformował kobietę, że po wielu nieudanych próbach jej ciało wreszcie zaczyna pozytywnie reagować na leczenie. Udało się zmniejszyć guz, który znajduje się w jej płucu, a także wyleczyć część kości udowej. Diane wie, że czwarte stadium raka jest nieuleczalne. Mimo to odważnie patrzy w przyszłość. – Mam wszystko, czego pragnęłam – mówi. – Odejdę stąd szczęśliwa, ale jeszcze nie teraz – dodaje.