Blisko ludziChronił ją przed kulami. Jedno zdjęcie zrobione w Las Vegas przejdzie do historii

Chronił ją przed kulami. Jedno zdjęcie zrobione w Las Vegas przejdzie do historii

Chronił ją przed kulami. Jedno zdjęcie zrobione w Las Vegas przejdzie do historii
Źródło zdjęć: © Getty Images
Magdalena Drozdek

04.10.2017 16:32, aktual.: 04.10.2017 17:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

To, co stało się kilka dni temu w Las Vegas, przeraża. Równie ogromne emocje wywołują zdjęcia z miejsca największej strzelaniny w historii USA. Setki zakrwawionych ludzi, umierający, którzy leżą na trawniku wśród porzuconych rzeczy, uciekające nastolatki. Wśród tych zdjęć znajduje się jedno, które zapisze się na kartach historii.

David Becker jest fotografem. Działa na własną rękę, a jego zdjęcia można oglądać w największych agencjach fotograficznych. 1 października przydzielono mu zadanie – zrelacjonować festiwal muzyki country Route 91 Harvest w Las Vegas. Praca jak każda inna. Jednak bardzo szybko okazało się, że fotografowanie imprezy zmieniło się w fotografowanie strzelaniny, która odebrała życie 59 osobom.

Zdjęcia Beckera trafiły do mediów jako pierwsze. Pokazują, jak wyglądało miejsce chwilę po tym, gdy 64-letni Stephen Paddock zaczął strzelać do ludzi z broni maszynowej. Atak na koncercie miał miejsce około godziny 22 czasu lokalnego. Po pierwszych strzałach, jakie wykonał napastnik, wiele osób myślało, że to wybuchy fajerwerków. Po chwili wybuchła panika. Zanim popełnił samobójstwo na oczach policjantów, Stephenowi Paddockowi udało się postrzelić kilkaset osób, z czego 59 poniosło śmierć na miejscu, a około 500 zostało rannych. Wielu z nich wciąż walczy o życie.

Zobacz też: Najbardziej krwawa strzelanina w historii Stanów Zjednoczonych

Becker w rozmowie z "Quartz" wspomina, jak wyglądało to z jego perspektywy: - Tuż pod koniec jednego z występów skierowałem się do namiotu dla dziennikarzy, by zacząć zgrywać swoje zdjęcia. Po 5, może 10 minutach usłyszałem coś jakby serię głośnych, szybkich uderzeń. Wyszedłem na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się dzieje. Gość z ochrony powiedział, że to pewnie petardy. Wróciłem do pracy. Po tym, jak po raz kolejny rozległ się ten dźwięk, ktoś powiedział z kolei, że to awaria sprzętu. Przy kolejnej serii tłum zaczął uciekać.

Obraz
© Getty Images

Becker zobaczył setki ludzi, którzy w popłochu próbowali uciec spod sceny. Złapał aparat i zaczął robić zdjęcia. Nie mógł się spodziewać, że to, co właśnie fotografuje, to jedna z najbardziej wstrząsających scen ostatnich miesięcy. – Stanąłem na stole i zacząłem robić zdjęcia. Było ciemno, więc nie wiedziałem, co się tak naprawdę dzieje. Mnóstwo ludzi krzyczało, płakało, próbowali schować się, uciec za barierki– dodaje.

Wtedy właśnie zrobił zdjęcie, o którym dziś piszą największe światowe media, m.in. "Washington Post" i "Time". Widać na nim, jak mężczyzna leży na kobiecie, próbuje ją osłonić. Becker, jak przyznaje, nie wiedział od razu, czy kobieta jest ranna, czy może już nie żyje. Oni leżeli na ziemi, a w koło latały kule.

- Po chwili zobaczyłem, jak oboje wstają i uciekają dalej – mówi fotograf. – Potem dostrzegłem mężczyznę na wózku inwalidzkim, któremu ktoś próbował pomóc dostać się do wyjścia – dodaje.

Obraz
© Getty Images

Becker długo nie rozumiał, co się dzieje. W rozmowie wielokrotnie podkreśla, że cały czas był przekonany, że to zwykła awaria głośników – nie atak mężczyzny uzbrojonego w karabin maszynowy. Becker chciał więc pokazać, jak zachowują się ludzie, których ogarnia panika. Mówi, że dopiero później zobaczył zakrwawione ciała. – I to mną wstrząsnęło najbardziej. Gdy zrozumiałem, że ludzie wokół mnie umierali – wspomina.

Obraz
© Getty Images

Choć minęło kilka dni, wciąż jest w szoku. – Trudno porównać to do czegokolwiek. Działałem na autopilocie. Wykonywałem swoją pracę, bo wiedziałem, że to będzie ważne. Robimy takie zdjęcia, pokazujemy je, by pokazać innym, by dwa razy zastanowili się, zanim zrobią coś takiego. Te zdjęcia poruszają rządzących, skłaniają ich do zmiany polityki, by już nic takiego się nie powtórzyło – mówi Becker.