Blisko ludziPrzez 4 godziny trwała przy obcym, umierającym 23-latku. "Chciałabym, żeby mnie też nie zostawiono samej"

Przez 4 godziny trwała przy obcym, umierającym 23‑latku. "Chciałabym, żeby mnie też nie zostawiono samej"

Przez 4 godziny trwała przy obcym, umierającym 23-latku. "Chciałabym, żeby mnie też nie zostawiono samej"
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Jordan McIldoon
Lidia Pustelnik
03.10.2017 17:37, aktualizacja: 03.10.2017 19:20

Jordan McIldoon był jedną z 59 osób, które poniosły śmierć podczas zamachu na koncercie muzyki country w Las Vegas. Ostatnie minuty życia 23-letni mężczyzna spędził w ramionach zupełnie obcej kobiety. Ta nie opuściła go nawet na chwilę.

– To jest coś, co oglądasz w telewizji, ale nigdy nie przytrafia się tobie. A potem tego doświadczasz – powiedziała Heather Gooze w rozmowie z dziennikarką Adrianą Diaz z CBS. Gooze w czasie festiwalu Route 91 Harvest, który w ostatnich dniach odbywał się w Las Vegas, pracowała jako barmanka. Kiedy podczas jednego z koncertów 64-letni Stephen Paddock zaczął strzelać do ludzi z broni maszynowej, Gooze udało się uniknąć śmierci.

Inni nie mieli tyle szczęścia. 59 osób poniosło śmierć na miejscu, kilkaset zostało rannych, w tym wielu ciężko. Wśród tych, którzy zostali postrzeleni, był 23-letni Jordan, który na koncert przyjechał aż z Kanady.

– Jego palce owinęły się wokół mojej dłoni. Ścisnął ją, a potem już go nie było – opowiada kobieta o ostatnich chwilach życia ofiary ataku. Gooze udało się odnaleźć dziewczynę Jordana, która schroniła się nieopodal.

– Powiedziała: bądź ze mną szczera, co z nim? A ja odparłam, że nie przeżył – mówi Gooze. – Powiedziała mi: wiesz, był miłością mojego życia, jesteś pewna? A ja odpowiedziałam: tak – dodaje po chwili.

Kobieta opowiada, że jej los złączył się z losem postrzelonego Jordana. Choć byli sobie zupełnie obcy, trwała przy nim przez ponad cztery godziny. – Chciałabym, żeby ktoś zrobił tak dla mnie. Chciałabym, żeby znalazł się ktoś, kto nie pozostawiłby mnie samej – mówi.

Nie czuje się bohaterką – tego wieczoru było wielu innych, którym udało się uratować komuś życie, nierzadko kosztem własnego. Jej udało jej się jedynie sprawić, że umierający chłopak nie czuł się samotny.

Atak na koncercie w Los Angeles miał miejsce w poniedziałek około godziny 22 czasu lokalnego. Po pierwszych strzałach, jakie wykonał napastnik, wiele osób myślało, że to wybuchy fajerwerków. Po chwili wybuchła panika. Zanim popełnił samobójstwo na oczach policjantów, Stephenowi Paddockowi udało się postrzelić kilkaset osób, z czego 59 poniosło śmierć na miejscu, a około 500 zostało rannych. Wielu z nich wciąż walczy o życie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (29)
Zobacz także