Ciocie dobra rada
Atakują znienacka, nigdy nie wiesz, z której strony przyłożą ci dobrą radą, pedagogiczną wskazówką, wszystko to tonem kipiącym pewnością siebie. Czasami odwrócą się do ciebie i puszczą oko, że to niby taki żarcik, bo z dziećmi to trzeba po dobroci, tak z dowcipem i na luzie. O, proszę, ze mną grzecznie idzie. A z mamusią nie chciało.
Już wiecie o kim mowa?
25.11.2011 | aktual.: 25.11.2011 11:04
Atakują znienacka, nigdy nie wiesz, z której strony przyłożą ci dobrą radą, pedagogiczną wskazówką, wszystko to tonem kipiącym pewnością siebie. Czasami odwrócą się do ciebie i puszczą oko, że to niby taki żarcik, bo z dziećmi to trzeba po dobroci, tak z dowcipem i na luzie. O, proszę, ze mną grzecznie idzie. A z mamusią nie chciało. Już wiecie o kim mowa?
To może być Wujek Dobra Rada, Wszystkowiedząca Ciocia, babcia, co ma wnuki i potrafi błyskawicznie dokonać oceny sytuacji i w mgnieniu oka dobrać odpowiednią metodę wychowawczą. Wiek i płeć tak naprawdę nie mają tu znaczenia. Są to po prostu ludzie, którzy pokazują ci, że lepiej niż ty znają się na twojej robocie. I robią to z uśmiechem na ustach.
Oczywiście wielu z nich czyni tak z dobroci serca i z absolutną wiarą, że właśnie dokonują przełomu w twoim życiu, spełniają dobry uczynek, bo pokazują zagubionej duszy, jakie to życie jest proste, a dzieci kochane. Wystarczy tylko podejść do nich ze spokojem i stanowczością. Albo wie pani, jakoś odwrócić ich uwagę. Wiem co mówię, mam trzech wnuków i swoje sposoby. No widzi pani, jaki grzeczny?
Rzeczywiście, syn na chwilę przestał odgrywać scenę opętania z „Egzorcysty”, nie wije się wyjąc jak sam szatan, nawet gile na chwilę przestały cieknąć, jakby ktoś kurek zakręcił. Patrzy z zainteresowaniem na panią, która wyrwała go z tego przyjemnego stanu próbując złapać go za palec albo wyrwać bułkę. „A ta czego chce?” - czytam w jego wciąż załzawionych oczach. „A co my tu mamy?” - szczebiocze ta zachwycona, że tak skutecznie zadziałała.
Ja zagryzam wargi i powtarzam sobie w myślach: „jestem oceanem spokoju” (czy jak to szło), liczę do 10, stosuję wszelkie znane mi sposoby na zachowanie zimnej krwi, kiedy wokół temperatura bliska wrzenia. Wiem, że jak wybuchnę, to przegram do końca. Wyjdę na matkę wyrodną, patologiczną, nieuprzejmą, okropną, koszmarną. Ale czasami aż chce się powiedzieć kilka „ciepłych słów”, które w stosowny sposób opiszą mój stan nerwów.
Pamiętam te chwile sprzed kilku lat, kiedy córka testowała moją cierpliwość w centrach handlowych; niekupiony balonik czy pluszowa zabawka doprowadzał ją do takiego ataku szału, że aby ją ubrać i wynieść się stamtąd jak najszybciej, zmuszona byłam uprawiać z nią wrestling na oczach zniesmaczonej gawiedzi. Gdyby wtedy ktoś podszedł do mnie i zaczął prawić mi pedagogiczny wykład, zabiłabym gołymi rękoma.
Klasyczny przykład interwencji takiej Usłużnej Cioci czy Wujka to wtrącanie się, kiedy rodzic próbuje przetransportować płaczące dziecko pragnące iść (a jakże!) w przeciwnym kierunku. Próbujesz złapać malucha za rękę, ten się wyrywa, łzy lecą, krzyki się niosą po osiedlu. I wtedy słyszysz: „To ze mną chodź, jak nie chcesz z mamą”. Czasami dziecko wystraszone chowa ci się między nogi, ale czasami daje posłusznie rękę i lezie za obcym. A ciebie szlag trafia, bo chcesz nauczyć dzieciaka, że z obcymi się nigdzie nie chodzi.
Kiedyś postanowiła mi dopomóc pewna pani, kiedy bezskutecznie próbowałam przejść z córką przez ulicę. Podała jej rękę i bardzo z siebie zadowolona przeszła z nią przez dwa przejścia dla pieszych. A potem spojrzała mi w oczy i zobaczyła tam chyba jakieś sceny dantejskie, bo na przystanku tramwajowym, na który wszyscy się udawaliśmy, schowała się i wyłączyła radar. Więcej nam już nie pomagała.
A jeśli tekst ten czyta ktoś z dobroczynnych wujków lub cioć, zapewniam, że każdemu rodzicowi z zapłakanym dzieckiem wielką przyjemność sprawi przepuszczenie go w kolejce w sklepie czy w urzędzie albo w przychodni. Ale w takich sytuacjach jakoś magiczna szkatułka z dobrymi radami pustoszeje. Dziwne, co?
(ma)/(kg)