Rodzice narzekają na kwarantannę w szkołach. "Co wieczór sprawdzam, czy nie mamy nowej wiadomości od dyrekcji"
Pandemia znowu przybiera na sile, ale rządzący próbują studzić emocje, zapewniając, że nie przewidują ponownego wprowadzenia nauki zdalnej. Jednak z każdym dniem coraz więcej dzieci trafia na kwarantannę. Niektóre szkoły zostały już całkowicie wyłączone z nauki stacjonarnej. – Wystarczy, że nauczyciel zauważy katar u jednego ucznia i robi się chaos – mówi nam Agnieszka, mama 9-latka z Opola.
27.10.2021 16:36
Całkowity lockdown odbił się na zdrowiu psychicznym najmłodszych obywateli i pokazał, że nauka zdalna na dłuższą metę nie jest dobrym rozwiązaniem. Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że przejście wszystkich uczniów na naukę online byłoby obostrzeniem wprowadzonym w ostatniej kolejności.
- Dla rządu restrykcje są ostatecznością ze względu na to, jakie pociągają za sobą koszty społeczne i gospodarcze. Wiemy, co się dzieje, kiedy dzieci nie chodzą do szkoły – zapewniał Adam Niedzielski w rozmowie z PAP.
Teoria i praktyka to dwie różne sprawy
Teoretycznie obowiązuje nauka stacjonarna, ale w praktyce są miasta, gdzie już kilkadziesiąt placówek szkolnych świeci pustkami. Na przykład w Opolu 28 szkół działa hybrydowo, a w jednej z podstawówek na terenie Lublina stacjonarnie uczą się tylko 4 na 22 klasy. We wtorek Ministerstwo Edukacji i Nauki poinformowało, że tego dnia 44 szkoły działały zdalnie, a hybrydowo 1280. Sytuacja jest bardzo dynamiczna.
Jak to możliwe? Wraz z powrotem do nauki stacjonarnej we wrześniu ogłoszono nowe zasady reżimu sanitarnego w szkołach. Każdy pracownik szkoły, który zauważy u ucznia objawy sugerujące Covid-19, ma obowiązek niezwłocznie odizolować go od reszty, powiadomić rodziców oraz Główny Inspektorat Sanitarny. Wszyscy, którzy mieli kontakt z chorym dzieckiem, a nie są zaszczepieni, trafiają na kwarantannę.
Żelazna zasada ma pomóc w ograniczeniu rozprzestrzeniania się choroby, ale odbija się na funkcjonowaniu szkół. Dyrektorzy, za zgodą organu prowadzącego, coraz częściej decydują się wnioskować do sanepidu o zawieszenie zajęć stacjonarnych dla całej klasy, a nawet szkoły, ponieważ ciężko jest zorganizować lekcje w takim chaosie. Lokalny oddział "Gazety Wyborczej" poinformował, że w samym Lublinie codziennie ok. 30 szkół występuje do urzędu miasta o zgodę na zawieszenie zajęć stacjonarnych.
Dynamiczne zmiany
Na sytuację narzekają również rodzice, bo z dnia na dzień dowiadują się, że ich dziecko nie może pójść do szkoły. To wiąże się zazwyczaj z wywrotką do góry nogami rytmu dnia całej rodziny.
Agnieszka, mama dziewięciolatka, już dwa razy miała dziecko na kwarantannie. Raz z powodu wykrycia koronawirusa u nauczyciela, a drugi raz w wyniku podejrzenia zarażenia u ucznia.
– Szkoła wysyła wiadomość i ma problem z głowy, a u mnie dopiero zaczynają się problemy. Jeśli ktoś pracuje zdalnie, to pewnie nie narzeka. Ja pracuję w supermarkecie i za każdym razem, gdy biorę wolne, ktoś musi odwalić podwójną robotę. Nie zdziwię się, jeśli mnie zwolnią jak tak dalej pójdzie. Mąż ma dobrą pracę, więc nie chcemy, żeby narażał się szefowi. Moja siostra mieszka blisko, ale nie zawsze znajdzie wolny czas z dnia na dzień – opowiada nam mieszkanka Opolszczyzny.
Zobacz także
Warto dodać, że nawet jeśli siostra pani Agnieszki zgodziłaby się zaopiekować siostrzeńcem, teoretycznie nie powinna przychodzić do domu chłopca. Sanepid podkreśla, że w przypadku kwarantanny nie powinno się zapraszać nikogo do siebie.
Nasza rozmówczyni wolałaby, żeby cała szkoła przeszła na zdalne nauczanie. – Przynajmniej mogłabym jakoś zaplanować tydzień. Teraz jest paraliż i co wieczór sprawdzam, czy nie mamy nowej wiadomości od dyrekcji. W każdej chwili może wskoczyć synowi kolejna kwarantanna, bo jest sezon przeziębień. Wystarczy, że nauczyciel zauważy katar u jednego ucznia i robi się chaos. Wiem, że to ich obowiązek, ale bez przesady. Tak się nie da funkcjonować na dłuższą metę – twierdzi.
Jak z filmu
Rodzice główkują, żeby zapewnić dziecku opiekę w czasie kwarantanny i dostrzegają liczne absurdy.
– Pani z sanepidu powiedziała, że cała rodzina oprócz Mateusza, może normalnie funkcjonować, więc młodsze dziecko nadal chodzi do żłobka, a ja i mąż do pracy. W domu mieszka jeszcze babcia, która często pilnuje wnuka. Jeśli musi coś załatwić w wolnym czasie, po prostu wychodzi, bo ma do tego pełne prawo – opowiada Marzena z Warszawy. – Niczym scenariusz z filmu Barei – dodaje z uśmiechem.
Matka zauważa jeszcze coś niepokojącego. Gdy jedno dziecko musi coś robić, a drugie nie, to szybko dochodzi do podkreślania różnic, wytykania palcami.
- Gdyby wszystkie dzieci przeszły na edukację zdalną, byłoby lepiej dla nich samych. Teraz robią się podziały, uczniowie śmieją się z siebie nawzajem, że ktoś jest gorszy, bo na kwarantannie i nie może wychodzić z domu – mówi. – Syn żalił się, że koledzy przezywają go i celowo wysyłają zdjęcia, jak grają w piłkę. Niby drobiazg, ale inaczej reagują dorośli, a inaczej małe dziecko, dla którego akceptacja grupy jest priorytetem – załamuje ręce Marzena.
Silne emocje powstają po dwóch stronach. Niedawno aktor Tomasz Dedek potępił na Twitterze rodziców niezaszczepionych dzieci, ponieważ to właśnie oni sprawiają, że tak trudno zapanować nad chaosem w szkołach. W klasie jego syna tylko 3 osoby na 31 uniknęły kwarantanny. Reszta musi przejść na naukę zdalną i ma z tego powodu pretensje.
Minister Edukacji i Nauki na antenie Polskiego Radia 24 przekazał, jak wygląda stanowisko ministerstwa w sprawie centralnego przejścia na tryb zdalny. "Na razie nie przewidujemy takich decyzji i kontynuujemy naukę stacjonarną [...] Wszyscy mamy świadomość, że ograniczenie nauki stacjonarnej, wyłączenie jej na dłuższy czas byłoby niezwykle szkodliwe dla dzieci i młodzieży" – ocenił Przemysław Czarnek.
Zobacz także
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!