Co zabiło Marilyn Monroe?
Pytania dotyczące Marilyn Monroe można mnożyć. Jak żyła, tak i zmarła – w tajemniczych okolicznościach. Czy odebrała sobie życie? A może ktoś jej w tym "pomógł"?
11.02.2022 | aktual.: 11.02.2022 15:05
To jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci popkultury, zachwycająca i budząca oburzenie zarazem. Słodka, niewinna, a jednocześnie grzeszna i rozpustna. Piękna czy może przeciętna? Utalentowana czy przewartościowana?
Pytania dotyczące biografii Marilyn Monroe można mnożyć i za każdym razem słynna seksbomba wymyka się jednoznacznym interpretacjom. Jak żyła, tak też zmarła – do dziś nie wiadomo tak naprawdę z jakiego powodu. Czy odebrała sobie życie? A może ktoś jej w tym "pomógł"? Tajemnicza śmierć gwiazdy Hollywood sprowokowała powstanie teorii spiskowych. Po dziś dzień stanowi przedmiot śledztw i analiz.
Oficjalnie Marilyn odeszła z tego świata w wyniku przedawkowania barbituranów. W raporcie koronera jako przyczynę śmierci podano "prawdopodobne samobójstwo". A to dlatego, że stężenie substancji trujących w organizmie Monroe było tak duże, że wielokrotnie przekraczało dawkę śmiertelną. Niemożliwe, żeby przypadkowo przesadziła z liczbą tabletek. Musiała wziąć ich około 60–70.
Wódka, prochy i złamane serce
Marilyn zmarła w wieku 36 lat. Była więc osobą jeszcze młodą, a jednak zawodowo i psychicznie wypaloną. Mieszkała samotnie w domu na obrzeżach Los Angeles. Miała stały kontakt z lekarzami – Ralphem Greensonem i Hymanem Engelbergerem. Od nich dostawała recepty na silne leki nasenne z grupy barbituranów. Jak opowiadała gospodyni artystki, zdarzało się, że Monroe zapominała, że przyjęła już dawkę i sięgała po następną. Mieszała też psychotropy z alkoholem. Według dziennikarza Jamesa Bacona z "Los Angeles Times", który spotkał się z aktorką przed śmiercią, często przyjmowała takie koktajle. Miał ją zresztą ostrzegać: "Marilyn, połączenie lekarstw i alkoholu cię zabije, a ona odpowiedziała »jeszcze mnie nie zabiło«. Wtedy wypiła kolejnego drinka i połknęła kolejną tabletkę".
36-letnia Marilyn znajdowała się na ostrym zakręcie zawodowego życia. Wytwórnia 20th Century Fox była zniecierpliwiona jej ciągłymi nieobecnościami. Cierpiąca na chroniczne zapalenie zatok gwiazda co rusz przesuwała zdjęcia. Po kolejnym zachorowaniu wytwórnia zerwała z nią umowę, domagając się potężnego odszkodowania. Udało się zawrzeć ugodę, ale sytuacja między aktorką i jej zleceniodawcami była napięta.
Także w życiu osobistym Monroe niespecjalnie się wiodło, choć nie narzekała na brak atencji. Lista jej kochanków była długa (z czołowymi politykami na czele). Długa była też lista jej mężów. Pierwszy raz wyszła za mąż już w wieku 16 lat – w 1942 roku poślubiła Jamesa Dougherty’ego . Małżeństwo szybko się skończyło. Drugim mężem aktorki został gwiazdor baseballu Joe DiMaggio. I ten związek nie przetrwał próby czasu. DiMaggio bił żonę i nadużywał alkoholu. Rozstali się po 9 miesiącach. Trzecim mężem artystki był dramaturg Arthur Miller, ale i ta miłość okazała się przelotna.
Życie prywatne Marilyn stanowiło więc emocjonalną huśtawkę. Nieudane związki i macierzyństwo (dwukrotnie poroniła) przyniosły aż cztery próby samobójcze, choć eksperci uważają, że gwiazda chciała jedynie zwrócić na siebie uwagę.
Piekło dzieciństwa
Aktorka robiła wrażenie osoby niezrównoważonej. Miała tendencję do modulowania głosu niczym dziecko, zdarzało się jej wybuchnąć niczym nieuzasadnionym śmiechem. Cierpiała na chorobę afektywną dwubiegunową. Doskwierało jej niskie poczucie własnej wartości, którego genezy należy poszukiwać jeszcze w dzieciństwie. Monroe nigdy nie poznała swojego ojca, a jej matka zachorowała na psychozę paranoidalną i trafiła na oddział zamknięty. W wieku 8 lat Marilyn zaczęła tułać się po rodzinach zastępczych, aż w końcu wylądowała w domu dziecka. Po latach wyznała: "Rodzice wszystkich dzieci w Domu (sierocińcu) umarli. Ja miałam co najmniej jednego rodzica – matkę. Ale ona mnie nie chciała. Zbyt się wstydziłam, aby próbować wyjaśnić to innym dzieciom. Szczęśliwa byłam tylko wtedy, gdy zabierano nas do kina".
Oficjalna przyczyna śmierci wydaje się więc całkowicie wiarygodna, zwłaszcza że Marilyn miała już na swoim koncie próby samobójcze. A jednak nie wszystko w tej układance do siebie pasuje. Pierwsze wątpliwości wynikają z faktu, że przed śmiercią Monroe sprawiała wrażenie osoby pełnej energii. Była w fazie manii choroby dwubiegunowej, ponoć snuła plany na przyszłość. Joanna Jarecka pisze:
"Udało jej się odnowić kontrakt z wytwórnią filmową FOX, jej gaża za film wzrosła dwuipółkrotnie, przygotowywała się do kolejnego ślubu z Joem DiMaggio. Według relacji jej przyjaciół w ostatnich dniach życia była bardzo szczęśliwa. Bob Slatzer twierdził, że w rozmowie z nim na dzień przed śmiercią Marilyn Monroe snuła plany na następne dni i miesiące, co nie jest charakterystyczne dla osób, które chcą się zabić. Samobójcy zazwyczaj nie robią planów na przyszłość".
Co zatem wydarzyło się feralnej nocy?
Tragiczna noc
Ostatnią osobą, która rozmawiała z Marilyn przed śmiercią, był jej scenarzysta. Około godziny 22 ich rozmowę telefoniczną przerwał niewiadomy hałas. Marilyn oświadczyła, że sprawdzi, co to jest i oddzwoni. Nie zrobiła tego. Wcześniej skontaktowała się jeszcze z byłym mężem Joem DiMaggio. Nie zauważył niczego niepokojącego.
Około godziny 3 w nocy pokojówka Eunice Murray miała zobaczyć światło w sypialni pracodawczyni. Próbowała nawiązać z nią kontakt, ale nikt nie odpowiadał, a drzwi były zamknięte. Zaniepokoiło ją to, więc zadzwoniła do doktora Greensona. Ten przyjechał niedługo później. Wybił szybę i weszli do pokoju aktorki. Marilyn leżała nago z twarzą skierowaną do poduszki. W ręce trzymała słuchawkę telefonu, co sugerowało, że próbowała wezwać pomoc.
Około 4.30 na miejscu zjawił się sierżant Jack Clemonds i pozostali funkcjonariusze miejscowej policji. Dziś wiadomo, że w pierwszych godzinach po śmierci gwiazdy policjanci pracujący w jej domu popełnili wiele błędów. Przede wszystkim założyli z góry, że zgon Monroe nie był wynikiem przestępstwa.
Tymczasem w opowieści pokojówki i lekarza wiele rzeczy nie trzymało się kupy. Jarecka opisuje:
"Sierżantowi pani Murray przedstawiła wersję, że całe zdarzenie miało miejsce nie o godzinie 3 nad ranem, ale o 1. Gdy policjant zapytał, co przez te kilka godzin robili doktor Greenson i gospodyni, nie umieli oni udzielić odpowiedzi. Według zeznań policjanta zdenerwowało ich to pytanie. Oficerom, którzy przybyli później, przedstawili już inną wersję wydarzeń – przesuniętą o trzy godziny".
Później pokojówka wielokrotnie zmieniała zeznania. Czasem twierdziła, że obudziła się około 3 w nocy, innym razem że było to około północy. Dlaczego dopiero po godz. 3 wezwała lekarza? W jednym z wywiadów z 1980 roku z rozbrajającą szczerością wyznała, że… nie wie.
Czytaj też: 10 najpiękniejszych kobiet w historii
Błędy i zaniedbania
Wątpliwości budził również stan pokoju denatki. Wokół łóżka Marilyn leżało mnóstwo opakowań po lekach, nigdzie jednak nie było szklanki i wody do popicia. Jarecka relacjonuje: "Pokój również nie wyglądał jak pokój, w którym ktoś popełnił samobójstwo, zatruwając się barbituranami w formie tabletek. Nie było tam wymiocin, a w przypadku przyjęcia tak dużej dawki barbituranów organizm powinien się bronić poprzez wydalenie trującej substancji w postaci wymiotów. To jednak nie nastąpiło".
Przyjęte z góry założenie, że w domu Monroe nie stało się nic złego, skutkowało zaniedbaniami w badaniu śladów na miejscu. "Poważnym błędem było to, że nie zebrano odcisków palców w domu Marilyn Monroe. Prześcieradło, na którym leżała aktorka, wyglądało – według zeznań Jacka Clamondsa – na świeżo zmienione. Oficerowie przybyli na miejsce zdarzenia między 4 a 5 rano i zauważyli, iż Eunice Murray robi pranie. Tej okoliczności nigdy nie zbadano. Nie zapytano nawet pani Murray, dlaczego robi pranie o tej porze w dniu śmierci swojej pracodawczyni" – dodaje autorka opracowania. Równie zagadkowe rzeczy działy się w związku z sekcją zwłok gwiazdy, wykonaną przez doktora Thomasa Nagouchi. Tkanki pobrane z ciała Marilyn… zaginęły! Joanna Jarecka pisze:
(…) zachowały się wyłącznie próbki wątroby, inne uległy zniszczeniu bądź zagubieniu. Jest to tym bardziej zaskakujące, iż osoby zajmujące się tą autopsją wiedziały, że dotyczy ona sławnej aktorki. Miały świadomość, że przyciągnie to zainteresowanie mediów.
Samobójstwo czy morderstwo?
Lekarz przeprowadzający autopsję przyznał, że zgon nastąpił w wyniku zatrucia lekami z grupy barbituranów, jednak nie wyjaśnił, jaką drogą dostały się one do organizmu. W żołądku Marilyn nie znalazł śladów żółtego barwnika, choć powinny tam być, jeśli aktorka otrułaby się nembutalem. Pustych fiolek po tym specyfiku było w sypialni pełno. Doktor Nagouchi nie znalazł też śladów po igle, a więc i ten sposób otrucia nie wchodził w grę. Lekarz stwierdził natomiast sino-różowe zabarwienie okrężnicy, co mogło sugerować, że aktorce przed śmiercią zrobiono lewatywę. Czy to w ten sposób trucizna została wprowadzona do organizmu?
Ówczesny zastępca prokuratora stanowego Jonh Miner był przekonany, że przyczyną śmierci aktorki było morderstwo. By to uwiarygodnić, dotarł nawet do transkrypcji taśm nagrywanych z Marilyn przez doktora Griersona podczas sesji terapeutycznych niedługo przed śmiercią. Gwiazda opowiadała o swoim życiu emocjonalnym i seksualnym, m.in. o lewatywach, które miała robione. Snuła także plany na przyszłość – zawodowe i te dotyczące ponownego małżeństwa z DiMaggio. Nie brzmiała jak osoba, która zamierza odejść z tego świata. Po wielu latach Miner, zwolniony z tajemnicy przez żonę nieżyjącego już Griersona, ujawnił treść tych rozmów.
Komu więc mogło zależeć na śmierci Marilyn? Niedługo przed śmiercią gwiazda śpiewała publicznie Johnowi Kennedy’emu "Happy Birthday Mr. President". Robiła to tak sugestywnie, jakby chciała samym śpiewem powiedzieć opinii publicznej o łączącym ich romansie.
Niebezpieczne związki
Marilyn romansowała jednak nie tylko z Johnem, ale i z jego bratem – Robertem "Bobbym" Kennedym, ówczesnym prokuratorem generalnym. Ponoć gwiazda prowadziła specjalny pamiętnik, w którym odnotowywała spotkania z braćmi oraz treść ich rozmów. W 2010 roku wyszło na jaw, że bracia dzielili się wdziękami seksownej aktorki. Światło dzienne ujrzały akta FBI, z których wynika, że Marilyn uczestniczyła w orgiach z udziałem obu braci, a także trzeciego z Kennedych – Edwarda. Schadzki miały odbywać się w apartamencie nowojorskiego hotelu Carlyle. Organizował je… Frank Sinatra. Artysta był mocno powiązany ze światkiem przestępczym. Miał szerokie kontakty z mafią, brał udział w spotkaniach bossów mafijnych, a nawet pracował jako kurier mafii.
Ponoć właśnie na zlecenie mafii Sinatra aranżował orgietki, w których brała udział nie tylko Marilyn, ale i inne dziewczyny. Chodziło o zbieranie kompromitujących materiałów na Kennedych – przede wszystkim Roberta, który okazał się zażartym tropicielem przestępczości zorganizowanej. Zresztą i sama Monroe utrzymywała kontakty z gangsterami. Romansowała m.in. z Samem Giancaną, bossem mafii chicagowskiej, świetnie znającym się z klanem Kennedych. Już taki, pobieżny przegląd seksualno-emocjonalnego dossier aktorki wskazuje, że potencjalnych chętnych, by ją "uciszyć", nie brakowało.
Wiadomo też, że dom gwiazdy był na podsłuchu. Joanna Jarecka pisze:
"Pod koniec życia Monroe obawiała się, że ktoś ją podsłuchuje, nawet nosiła ze sobą woreczek z monetami, aby dzwonić z automatów. Istnieje wielu świadków, którzy potwierdzają to, że artystka była podsłuchiwana, m.in. fryzjer prezydenta Mickey Song, któremu prokurator generalny przytoczył fragment rozmowy, jaką Song odbył z Marilyn Monroe w jej domu".
Podobno przed śmiercią wzgardzona przez braci Kennedych Marilyn miała zagrozić, że ujawni na konferencji prasowej nie tylko pikantne szczegóły ich trójkąta, ale i tajemnice państwowe, z których się jej zwierzali. Taki obrót spraw oznaczałby zrujnowanie publicznej kariery obu demokratów.
Dowody zbrodni
Norman Jefferise, zatrudniony w domu Monroe jako "złota rączka", po latach wyznał mediom (policjanci go nie przesłuchali), że w ostatnim dniu swego życia gwiazda została dwukrotnie odwiedzona przez Roberta Kennedy’ego w towarzystwie kilku mężczyzn.
Pierwszy raz Bobby pojawił się około 15.30. Po tym spotkaniu Marilyn była roztrzęsiona. Miała twierdzić, że prokurator generalny jej groził. Do drugiej wizyty miało dojść tego samego dnia po 22. Nakazano mu wyjść z mieszkania. Gdy wrócił, zastał Marilyn całą zsiniałą na łóżku. Nie mogła oddychać. "Wezwano karetkę, przeniesiono aktorkę z leżanki na podłogę, a doktor Greenson próbował zrobić pacjentce zastrzyk z adrenaliny w serce. Działo się to wszystko o 22.45 według relacji Normana Jeffriesa przekazanej przez dziennikarza" – pisze Jarecka
Czy to wówczas zmarła Marilyn, a nie po północy, czy około 3 w nocy? Ponoć są na to dowody. "Jednym z nich jest zeznanie Nathalie Jacobs, żony Arthura Jacobsa. Powiedziała ona, że wieczorem w dniu śmierci aktorki była z mężem i ze znajomymi na koncercie. Między godziną 21.30 a 22 dostali telefonicznie informację, że artystka nie żyje bądź jest umierająca". Czy to prokurator generalny USA "uciszył" piękną aktorkę?
Robert Kennedy twierdził, że w feralnym momencie przebywał w San Francisco. Znaleźli się jednak świadkowie, którzy widzieli go w Mieście Aniołów, m.in. policjant, który zatrzymał jego auto do kontroli. Prokuratur John Miner, który przez lata po zamknięciu sprawy prowadził dochodzenie na własną rękę, uważał, że śmierć Marilyn była efektem spisku, a gosposia odegrała w nim czynną rolę. To właśnie ona miała wykonać zabójczą lewatywę.
Drink wieczności i czerwony pamiętnik
Po latach kolejną bombę "odpalił" Mike Rothmiller, który w przeszłości służył w Wydziale Wywiadu ds. Przestępczości Zorganizowanej Policji w Los Angeles (LAPD). Miał wówczas zaledwie 27 lat. Pracował w archiwum i tam wpadła w jego ręce teczka dotycząca Roberta Kennedy’ego. O tym, co stało się z Marilyn, dowiedział się jednak od niejakiego Petera Lawforda – aktora i szwagra Kennedy’ego. Miał on wyznać policjantowi, że feralnego dnia odebrał Bobby’ego z lotniska i zawiózł do domu Marilyn. Według Lawforda między kochankami doszło do kłótni i szarpaniny. W końcu Robert wsypał do drinka gwiazdy coś "na uspokojenie". Kobieta od razu opadła bez świadomości na kanapę, a jej skóra wyglądała "jakby z wosku".
Na tym nie koniec rewelacji. Rothmiller twierdził, że po otruciu Marilyn Kennedy wyjechał z miasta, a na miejscu pojawiły się służby, które upozorowały samobójstwo. Tajny wydział policji miał też znać treść słynnego czerwonego pamiętnika, w którym aktorka notowała pikantne szczegóły ze swego życia. Seksbomba miała opisywać kolejne kontakty z Kennedymi i tworzyć ich miłosne charakterystyki. Gdy dotarło do niej, że chcą ją odstawić na boczny tor, postanowiła ujawnić prawdę. Czy zatem to klan Kennedych stał za zbrodnią, a LAPD zatuszowała sprawę? W 1982 roku ponownie wszczęto śledztwo, nie wykazało jednak niczego i szybko je zakończono.
Do dziś sprawa śmierci Marilyn Monroe urosła do gigantycznych rozmiarów. Doczekała się mnóstwa publikacji i prywatnych śledztw. W jedno z nich zaangażowano nawet medium. Kobieta, która dokonała seansu spirytystycznego przy grobie gwiazdy, stwierdziła, że Marilyn została zamordowana poprzez zastrzyk w serce. Miało w tym uczestniczyć dwóch mężczyzn – w tym Kennedy.
Długa lista morderców
Teorii na temat śmierci aktorki jest jednak więcej. Popularna hipoteza głosi, że mogło zamordować ją FBI. W okresie kryzysu kubańskiego biuro było zafiksowane na tropieniu agentury komunistycznej, a Monroe miała lewicowo zorientowanych przyjaciół. Jej ostatni mąż – Arthur Miller – był posądzany o związki z komunistami. Inna wersja przypisuje zabójstwo gwiazdy mafii, która również mogła chcieć uciszyć niedyskretną piękność. Według kolejnej hipotezy Marilyn zamordował jej osobisty lekarz Greenson, który również miał mieć z nią romans. Chciał uchronić się od konsekwencji, gdyby sprawa wyszła na jaw.
Czy kiedykolwiek poznamy prawdę na temat okoliczności śmierci jednej z najsłynniejszych kobiet w historii? Coraz większe możliwości policyjnych Archiwów X dają na to cień nadziei. Zapewne jednak nawet udowodniona wersja wydarzeń będzie podważana przez autorów konkurencyjnych – mniej lub bardziej wiarygodnych – hipotez. Pewne jest jedno, choć Marilyn Monroe urosła do rangi symbolu seksu, była po prostu człowiekiem.
Allan Abboth, szef domu pogrzebowego, który odebrał ciało aktorki, tak opisał jej pośmiertny wygląd:
"Przypominała najzwyklejszą kobietę, która w dodatku nie dba o siebie. Miała odrosty, jej włosy były krótkie, rzadkie i zmierzwione. Od kilku tygodni musiała nie golić nóg, miała bardzo zaniedbane paznokcie u stóp i dłoni. Wśród rzeczy aktorki znaleziono wkładki, które wkładała w stanik, ponieważ jej naturalne piersi straciły jędrność".
Marilyn Monroe została pochowana 8 sierpnia 1962 roku na terenie Westwood Memorial Cemetery. Ceremonia miała charakter prywatny. W dłoniach zmarłej umieszczono wiązankę różowych róż od Joego DiMaggio, u boku którego miała zacząć nowe życie.
Bibliografia:
1. Lois Banner, Marilyn. The passion and the paradox, New York: Bloomsbury 2012.
2. Joanna Jarecka, Kryminalistyczna analiza przyczyn śmierci Marilyn Monroe, ACTA UNIVERSITATIS LODZIENSIS FOLIA IURIDICA 83, 2018.
3. Michelle Morgan, Marilyn Monroe za kulisami, Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie 2014.
Autor: Marcin Moneta