Corrida wśród lawendy

Każdego roku Prowansja, kraina kojarzona z lawendą, oliwkami i winem, staje się areną walk byków, a w tutejszych miasteczkach rozgrywają się sceny niczym w hiszpańskiej Pampelunie. Rozpędzone i przerażone byki biegną ulicami miasta, ku uciesze młodych mężczyzn, którzy usiłują się z nimi ścigać.

Corrida wśród lawendy
Źródło zdjęć: © Małgorzata Pindera

16.08.2012 | aktual.: 27.08.2018 10:46

Każdego roku Prowansja, kraina kojarzona z lawendą, oliwkami i winem, staje się areną walk byków, a w tutejszych miasteczkach rozgrywają się sceny niczym w hiszpańskiej Pampelunie. Rozpędzone i przerażone byki biegną ulicami miasta, ku uciesze młodych mężczyzn, którzy usiłują się z nimi ścigać.

Skąd to zamiłowanie w sielskiej Prowansji do tak okrutnej rozrywki? Znawcy twierdzą, że to wpływ bliskości Hiszpanii. Sezon na corridy zaczyna się w Wielkanoc w Arles, a kończy we wrześniu w Nimes. Podczas trzech dorocznych ferias tłum wielbicieli walk byków szczelnie wypełnia Les Arenes – rzymski amfiteatr z I w. naszej ery w Nimes. Niegdyś w tym miejscu walczyli gladiatorzy, odbywały się wyścigi rydwanów i morskie bitwy, podczas których arenę napełniano wodą. Teraz w murach starożytnego amfiteatru popisują się toreadorzy, pikadorzy banderillas, i na końcu ten, który zabija byka – matador. Zwodzi zwierzę ruchami małej mulety, a kiedy zmęczone przestaje reagować, stara się je ugodzić szpadą w miejsce wielkości monety na karku. Jeśli uda mu się za pierwszym razem, widownia nagradza go brawami, a on może wziąć na pamiątkę ucho byka.

Podczas jednego seansu walki śledzi ją ponad dwadzieścia tysięcy widzów, które wrzaskiem dopingują matadora, a zabitych zostaje nawet sześć byków. Już sam krzyk, jakim rozbrzmiewają antyczne mury, przyprawia o dreszcze. To nie jest rozrywka dla wrażliwców, którzy ze spokojem mogą patrzeć na torturowanie zwierzęcia.

Brutalna corrida wydaje się być jednak ulubioną rozrywką tego regionu Prowansji, a czarny byk stanowi symbol corocznego święta, które odbywa się w Nimes w Zielone Świątki. Jego imponujący posąg stoi na avenue Jean – Jaures w centrum miasta. To święto to prawdziwie hiszpańska fiesta z jedzeniem, piciem, muzyką i tańcami od rana do późnej nocy, trwająca pięć dni. I oczywiście z walkami byków, które odbywają się nawet dwa razy w ciągu jednego dnia.

Czarne byki widnieją na koszulkach, czerwonych chustkach zawiązywanych pod szyję, plakatach i wszelkich pamiątkach. Tłumy widzów przyciąga też bieg byków ulicami miasta. Nie odstraszają ich ostrzeżenia policji, która ogłasza przez megafon, że wyjście poza barierki grozi poważnym okaleczeniem i może odbyć się tylko na własną odpowiedzialność. Ryzykantów nie brakuje i jak świat światem młodzi mężczyźni za punkt honoru przyjmują, aby chwycić byka za rogi. Nie zważając na przestrogi próbują zmierzyć się z bykiem, wieszając się na rogach czy ciągnąc za ogon. I nie zawsze wychodzą z potyczki zwycięsko, o czym świadczą karetki ustawione wzdłuż trasy gonitwy.

Bój o kokardę

Choć brutalne corridy cieszą się w tej części Prowansji dość dużą popularnością, osoby bardziej wrażliwe mogą obejrzeć ich bezkrwawą wersję. W regionie Camarque, gdzie czarne byki pasą się na bagnistych terenach w delcie Rodaniu popularna jest course a la cocarde. Do głowy zwierzęcia przywiązuje się kawałek czerwonego płótna, a uczestniczący w zabawie próbują ją zerwać. Muszą się przy tym wykazać się dużą zwinnością, bo spotkanie z ostrymi rogami byka nie należy do przyjemności. Najważniejsze, że ani człowiek, ani byk nie doznają tu uszczerbku, a zwierzę w nienaruszonym stanie odstawione zostaje na pastwisko.

(mpi/sr)

małgorzata pinderaprowansjawalka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)