Blisko ludziCzerwony pasek dla mamusi. Czy średnia ocen służy dziś głównie pompowaniu rodzicielskiego ego?

Czerwony pasek dla mamusi. Czy średnia ocen służy dziś głównie pompowaniu rodzicielskiego ego?

Konkurs na "najmądrzejsze dziecko" niebawem zostanie rozstrzygnięty. Zdjęcia świadectw "z paskiem" bolą tych, którzy nie mogą pochwalić się sukcesami szkolnymi pociech. Uszczęśliwiają natomiast rodziców, którym wydaje się, że dobre oceny zapewnią ich dzieciom świetlaną przyszłość.

Czerwony pasek dla mamusi. Czy średnia ocen służy dziś głównie pompowaniu rodzicielskiego ego?
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Helena Łygas

07.06.2019 | aktual.: 09.06.2019 15:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Za 11 dni mniejsze i większe pacholęta polskie zakończą rok szkolny. Nie było łatwo. Reorganizacja systemu szkolnictwa, nie tylko wywróciła plany dnia i lekcji do góry nogami, ale też sprawiła, że licea będą musiały poradzić sobie z przyjęciem podwójnego rocznika pierwszoklasistów. Swoje na barki rodziców dołożył też strajk nauczycieli. Niejedno biuro zamieniło się w mini-przedszkole, gdzie funkcje karuzeli przejęły krzesła obrotowe, a korale robiło się nie z makaronu, a ze spinaczy.

Jak źle by nie było, już się skończyło. Obecnie tematem numer jeden matczynych dyskusji i mediów społecznych stały się czerwone paski. Co bardziej gorliwe matki nie czekają nawet do rozdania świadectw. Już teraz obwieszczają światu, że 4,75, liczba Pi polskiego szkolnictwa, została osiągnięta. Ba! Czasem nawet przekroczona. Dobre oceny bywają jednak solą w oku innych rodziców. Najczęściej tych, których dzieci nie uczą się najlepiej.

Córka farmaceutki z dwóją z chemii

Jedną z takich kobiet jest Emilia. Jej córka Nadia jest utalentowana plastycznie, chodzi na zajęcia do miejskiej szkoły artystycznej. Wygrywa konkursy, w wakacje jeździ na plenery. Nie ma za to głowy do przedmiotów ścisłych. Kiedy do matematyki dołączyły chemia i fizyka, posypały się jedynki. Emilia bała się sprawdzać Librusa. Posłała córkę na korepetycje. Godzina chemii, godzina fizyki i dwie godziny matematyki. Do tego rzecz jasna angielski – dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. W tym roku postanowiła odpuścić.

- Nadia chodziła przemęczona, smutna, nie miała czasu chodzić na zajęcia plastyczne, a i oceny nie poprawiły się znacząco. Z dwójek na tróje. Stwierdziłam, że nie warto jej katować. Wiadomo, że Steve'm Jobsem nie będzie. Porozmawiałyśmy poważnie o przyszłości, o tym, że żeby iść na wymarzone ASP, będzie musiała zdawać matematykę na maturze. Zrozumiała i stara się uczyć sama, na korki chodzi tylko przed klasówkami – opowiada Emilia.

Mimo akceptacji tego, że córka nie jest orłem matematycznym, Emilii skacze gula, kiedy koleżanki w pracy chwalą się średnimi dzieci. Jest farmaceutką, a marzeniem co drugiej dziewczyny, która kończyła farmacje, była medycyna. W wielu przypadkach marzenie zostało przeniesione na dzieci.

- Rozumiem, że każdy ma inne uzdolnienia i że medalista olimpijski nie zdobyłby medalu, gdyby matka zmuszała go do kucia historii i matematyki, ale czasem boję się o przyszłość Nadii. Nawet jeśli za cztery lata dostanie się na to swoje ASP, to nie gwarantuje jej zawodu. Myślę, czy nie przymusić jej bardziej do języków obcych – zastanawia się Emilia.

Średnią liczy mama

Aneta w szkole nigdy nie miała paska. Podobnie jak Nadia była za słaba z matematyki, więc skupiała się na przedmiotach humanistycznych. Bez problemu dostała się na jeden z lepszych Uniwersytetów, a po studiach znalazła dobrą pracę. Mimo to, sama zmuszała syna do poprawienia ocen.

- To pierwszy rok, kiedy jest liczona średnia. W zeszłym roku wychowawczyni po prostu wybrała sześcioro najlepszych uczniów i uczennic, którzy zostali nagrodzeni. Szymona nie było w tej grupie, widziałam, że było mu przykro, chociaż kiedy go o to zapytałam, powiedział, że to tylko "jakaś głupia książka" – opowiada Aneta.

Szymon niby machał ręką na liczenie średniej i zastanawianie się, z czego mógłby się poprawić, ale z czasem też się zaangażował. Przejmował się, że będzie niezapowiedziana kartkówka, cieszył się, że pani podniosła mu ocenę z przyrody za zrobienie plakatu.

- Oczywiście, że pochwalę się świadectwem syna na Facebooku. Jestem z niego dumna i chcę dać temu wyraz. Nie rozumiem, dlaczego miałoby mnie powstrzymywać to, że czyjeś dzieci gorzej się uczą. Nie dajmy się zwariować, to tak jakby zabraniać ludziom, którzy latają na egzotyczne wakacje pokazywania zdjęć, bo ktoś ze znajomych jeździ do Ustki i może mu być przykro. Dodam, że zdjęć dzieci nie publikuję, uważam, że same powinny zdecydować, czy tego chcą – tłumaczy Aneta.

Przeczytaj także:

Ciekawość świata a pasek

Anna nie ma problemu z córkami. Ma za to problem ze znajomymi chwalącymi się sukcesami dzieci. A już zwłaszcza takimi, jak świadectwo z paskiem. Jej córki zawsze dobrze się uczyły i to bez kar, i bez nagród. Starsza jest już w liceum. Ostatnio odpuściła naukę przedmiotów, których nie lubi, na rzecz skupienia się na tych, które będzie zdawała za dwa lata na maturze. Rodzice nie mają z tym najmniejszego problemu.

- Moim zdaniem dziecku lepiej zaszczepić ciekawość świata niż perfekcjonizm. Pokazywać, że pasje są ważniejsze niż piątki od góry do dołu. Jestem z pokolenia uczonego, że brak paska to znak, że w przyszłości będzie się kopać rowy. I uważam, że nie miało to najmniejszego sensu. Może gdybym mogła rozwijać się w swoim tempie, bez robienia tragedii z każdej czwórki, szybciej zajęłabym się w życiu tym, co mnie interesuje i do czego się nadaję – opowiada 40-latka.

Jej zdaniem świadectwa dzieci online wrzucają najczęściej ludzie, którzy mają kompleksy.

Dla pokolenia dzisiejszych 40-latków związek między dobrymi ocenami a sukcesem był oczywisty. Dobrze się uczysz, więc idziesz do dobrego liceum, z którego bez problemu dostajesz się na dobre studia. Po dobrych studiach zaczynasz zaś spektakularną karierę. I rzeczywiście, jeszcze w latach 90. tak to właśnie funkcjonowało.

Tyle że to już przeszłość. W wielu branżach tym, co się liczy, jest doświadczenie i realne umiejętności, a nie często nieprzekładalny na warunki rynkowe papier. Niezależnie od tego, czy "papierem" będzie świadectwo z paskiem, czy oprawiony w skórę dyplom magisterski. Rodzice powinni zadać sobie pytanie, nie o to, czy ich dziecko "wyciągnie średnią", ale raczej o to, czy jest coś, co naprawdę je interesuje.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (244)