Dlaczego zdecydowały się na założenie własnej firmy?
Pięć kobiet, pięć firm, pięć różnych motywacji ich stworzenia. Co je łączy? Pracowitość, pasja i przekonanie, że można żyć i pracować na własnych warunkach.
Pięć kobiet, pięć firm, pięć różnych motywacji ich stworzenia. Co je łączy? Pracowitość, pasja i przekonanie, że można żyć i pracować na własnych warunkach.
Zuzia Górska: Cokolwiek robisz, rób dobrze
Nie jestem rekinem biznesu... jestem zwykłą dziewczyną, której zachciało się przyjąć to, co jej przyniósł los – pisze na swoim blogu. A los rzeczywiście przyniósł dużo, ale nie oszukujmy się, wszystkiego nie załatwił. Gdyby nie jej upór, praca i konsekwencja Pracowni Twórczej Zuzi Górskiej dziś by nie było.
Urodziła się w Warszawie, mieszka w Piekle, niedaleko Odrzykonia, tutaj jej rodzina ma korzenie. Do liceum chodziła w Krośnie, studia skończyła w Warszawie. W ogóle był czas, gdy kursowała pomiędzy stolicą a górami. W końcu jednak podjęła decyzję, że zostaje na Podkarpaciu. Jest stąd daleko niemal do wszystkiego, więc gdy urodziła córkę i czas spędzała głównie w domu z dziećmi, założyła bloga "Szycie jest piękne". Skąd tytuł? Nawiązywał do pasji, która niespodziewanie pojawiła się w jej życiu.
Chciałam uszyć rolety do domu, mama sprezentowała mi maszynę do szycia i tak to się zaczęło - wspomina Zuzia Górska. Siedziała więc w domu i szyła, a zdjęcia zamieszczała na blogu. Wkrótce zaczęła dostawać pytania, czy te rzeczy można gdzieś kupić. Któregoś dnia wrzuciła do jednego ze sklepów internetowych z wyrobami ręcznymi parę butów dziecięcych. Po kilku minutach już ich nie było. To był szok, ale i impuls, by szyciem zająć się "na poważnie".
Lawina ruszyła, gdy uszyła brązową kopertówkę z turkusową podszewką. Wtedy zamówień było tyle, że nie dała już rady robić wszystkiego sama. Pod koniec 2010 roku założyła firmę i zatrudniła krawcową. Potem pojechała na kurs szycia do Warszawy. Tam "wypatrzyła ją" ekipa TVN. Dostała zaproszenie do programu Dzień Dobry TVN. Na kanapie w studiu usiadła obok Roberta Kupisza.
Po tym występie popularność bloga i marki wzrosła, ale dla Zuzi Górskiej to było za mało. Na początku 2012 roku założyła sklep internetowy, w którym rocznie sprzedaje kilka tysięcy torebek. Obecnie na Facebooku śledzi ją ponad 62 tys. osób. Gdy wrzuci zdjęcie nowej torebki, w ciągu kilku minut ma 500 wejść na stronę.
W lutym Zuzia Górska skończyła 30 lat. Wcześniej kupiła i wyremontowała stuletnią szkołę w Odrzykoniu, do której kiedyś chodziła jej prababcia. Przeniosła do niej pracownię i siedzibę firmy. Zatrudnia 8 kobiet. Już nie musi zajmować się wszystkim, ale i tak każdego dnia pojawia się w pracy o 7.30. Podkreśla, że firmy sobie nie wykalkulowała i prowadzi ją bez wiedzy z podręczników zarządzania, a wielki wpływ na jej decyzje mieli rodzice. Mama prowadziła gabinet terapeutyczny, tata warsztat naprawy motocykli, założył też pismo „Świat motocykli”. Wspomina, że gdy jako nastolatka myła podłogę w kuchni, ojciec, cytując Owidiusza, powiedział: „Cokolwiek robisz, rób dobrze i patrz końca”.
I od tamtej pory, za każdym razem jak myję podłogę, jak wieszam pranie, jak ścielę łóżko, nawet jeśli bardzo mi się nie chce, przypominam sobie te słowa. Bo jeśli nie potrafię porządnie podłogi wymyć (z lenistwa i niedbalstwa), to czy będę potrafiła prowadzić firmę, opiekować się dziećmi, zadbać o cały dom? Wierzę, że wykonując porządnie zadania nam powierzone, czy też takie, które sami sobie zadaliśmy, musimy uzyskać efekty - napisała w serwisie Natemat.pl
Małgorzata Radkiewicz: Najważniejsza jest determinacja
Czy jeżdżąc na rowerze po mieście można wyglądać stylowo? Tak. Wie o tym świetnie Małgorzata Radkiewicz, właścicielka butiku ze stylowymi akcesoriami rowerowymi w Krakowie, która założyła swoją firmę mając 27 lat. Wcześniej pracowałam przez kilka lat w marketingu online dla branży modowej, miałam więc już pewne doświadczenie - opowiada. Tym, co popchnęło mnie do założenia butiku było głębokie przekonanie, że jeśli nie teraz, to nigdy. Rok 2011 to był idealny moment, moda na rowery miejskie właśnie wchodziła do Polski, a nisza, którą zamierzałam zapełnić, była absolutnie pusta.
Początki nie były łatwe. Najtrudniej było nam znaleźć odpowiedzialnych, rzetelnych dostawców. W ogóle odkąd zaczęłam prowadzić firmę, co jakiś czas zastanawiam się, gdzież ten opisywany w mediach kryzys. Moje doświadczenie wskazuje na to, że wielu przedsiębiorcom zupełnie nie zależy na zleceniach - mówi właścicielka Bike Belle. Jednak pomimo tych trudności, butik wciąż się rozwija. Wpływ na to ma nie tylko asortyment i dbałość o obsługę klienta, ale także ciekawe akcje promocyjne, która wymyśla właścicielka. Z potrzeby pokazania, że rower to część codzienności powstał projekt „365 dni z rowerem” (każdego dnia przez cały 2013 rok Małgorzata robi sobie zdjęcie z rowerem) oraz sesja fotograficzna Ambasadorki Bike Belle (zdjęcia „prawdziwych” młodych kobiet, które na co dzień korzystają z roweru).
Czy biznes ma się już na tyle dobrze, że właścicielka ma więcej czasu wolnego? Staram się delegować jak najwięcej zadań, ale kluczowe decyzje dotyczące zaopatrzenia, wizerunku marki czy kierunków rozwoju należą nadal do mnie - mówi Małgorzata. Śmieję się, że moja lista zadań jest jak hydra - ledwo odkreślę jedno, na jego miejsce już pojawiają się dwa następne. Pracuję bardzo dużo, ale staram się też nie gubić dystansu do pracy. Myślę, że za kilka lat będziemy na tyle stabilni, że ze spokojem będę mogła wyjechać na miesięczne wakacje i odciąć się od komputera - marzę o tym!
Co jest najważniejsze w prowadzeniu firmy? Myślę, że przede wszystkim determinacja i wiara w powodzenie przedsięwzięcia - mówi Małgorzata Radkiewicz. Jestem osobą, którą cechuje słomiany zapał, wiele projektów rozpoczynałam i porzucałam na etapie, kiedy przestałam widzieć szanse rozwoju. Z Bike Belle jest inaczej - moja praca spotyka się z ogromnym zainteresowaniem i uznaniem, co jest dla mnie motorem do dalszej pracy. Z nikomu nieznanej małej, lokalnej, niszowej marki zaczynamy zamieniać się w lidera na rynku stylowych akcesoriów rowerowych - i to nie tylko w Polsce. Nie byłoby to możliwe bez samozaparcia i przekonania, że "to musi się udać".
Julia Lichosik: Naprawdę mi się chce
Julia Lichosik w lipcu skończyła 30 lat i jak sama przyznaje "to ma jakieś znaczenie". Urodziła się w Szczecinie, studiowała w Łodzi, ale twierdzi że „na oba miasta pozostaje nieczuła”. Przez krótki moment wydawało mi się, że naturalnym następstwem studiowania komunikacji audiowizualnej będzie praca w agencji reklamowej i aranżowanie czcionek w miłe dla oka konfiguracje - tłumaczy Julia.
Wyobrażałam sobie nawet, że będę to robić w ołówkowej spódniczce, ze starannie upiętymi włosami. Wydawało mi się, że tak właśnie trzeba, żeby przetrwać w mieście - przebrać się za kogoś i płynąć z nurtem. Aż przyszedł moment, w którym uświadomiłam sobie, że jestem udawaczką na granicy rozdwojenia. I wtedy nastąpił ciąg zdarzeń - złożony ze splotów okoliczności powrót do natury, który powiódł mnie do Nieba.
Czym jest Niebo? Jego pełna nazwa brzmi „Niebo do wynajęcia”. To gospodarstwo gościnne we wsi Orle w województwie zachodniopomorskim (można o nim poczytać na blogu Julii - gospodarstwoniebo.blogspot.com). Skąd wziął się pomysł jego stworzenia? Mam na utrzymaniu gospodarstwo, zwierzęta i siebie, w takiej właśnie spadkowej gradacji potrzeb finansowych. Do zrywki w lesie nikt mnie nie weźmie, a artystka ludowa ze mnie żadna. Dziennikarstwem można jedynie odpędzić na tymczasem widmo odłączenia prądu. Odstąpiłam więc gościom z miasta część tej przestrzeni, w której żyję i z obserwacji wnoszę, że dobrze się w niej znajdują. Zwłaszcza ci miniaturowi – dziewięćdziesiąt procent gości przyjeżdża do Nieba z maluchami, a te mają tu prawdziwe używanie - tłumaczy Julia.
Jak dzieci z miasta odnajdują się na takim „końcu świata” bez komórek, komputerów i telewizorów? Okazuje się, że nie mają z tym problemów. Co prawda nie ma tu najnowszej techniki, ale za to są wakacje „pełne zwierząt i zwierzątek, drzew, mchów, warzyw, owadów, ognisk i innych cudownych okoliczności przyrody.”
Jak się żyje w miejscu, gdzie nie ma zasięgu sieci komórkowej ani telefonu stacjonarnego? Zimy są zimniejsze, a stary dom wydycha ciepłe powietrze - opowiada Julia. Większość w ogóle trudności wiąże się z porami roku. Zima daje w kość, a przedwiośnie jest całe wstrętne. Ale za to wiosną, gdy drzewa pączkują, to serce rośnie o rozmiar. Inną miarą mierzy się radości i smutki. Po kilku takich zimach znacznie mniej się wybrzydza. Nie ma miejsca na robienie z igły wideł.
Co daje jej własny biznes? Przede wszystkim to, że mi się naprawdę chce - twierdzi właścicielka „Nieba do wynajęcia”. Nie na pół gwizdka, ale pełną parą. Jeśli się postaram, to będę miała z tego, po zapłaceniu wszelkich kontrybucji, całość, którą mogę się wedle uznania podzielić. Nie mam poczucia niesprawiedliwości, ani bezsensu tego, co robię. I nie potrzebuję L4, żeby poleżeć sobie w łóżku. Odnoszę sukcesy i popełniam błędy na własny rachunek. Błędy zresztą są na wagę złota, bo mądrość zawierają, inaczej niż przez potknięcia niedostępną.
Agnieszka Kwiecińska: Lubię swoją niezależność
Jak słyszę etat, to dostaję gęsiej skórki - śmieje się Agnieszka Kwiecińska, architektka. Pewnie gdybym musiała, to siedziałabym i na etacie. Ale to chyba by mnie zjadło. Etat kojarzy mi się źle, nie wyobrażam sobie, że miałabym limitowany czas pracy, tylko wyliczoną liczbę dni na urlop, że niezadowolenie mogłyby wzbudzać moje nieobecności w związku na przykład z chorobą dziecka czy własną niedyspozycją. Lubię swoją niezależność. Mogę sama zdecydować, o której wychodzę z pracy i kiedy pojadę na wakacje. Oczywiście wszystko ma swoje plusy i minusy. W swojej firmie jesteś na własnych zasadach, ale podejmujesz też duże ryzyko i bierzesz na siebie całą odpowiedzialność. Przez pierwsze kilka lat to bardzo trudna batalia o byt. Uda się czy nie? Dzisiejszy rynek jest nieprzewidywalny. Dzisiaj mogę powiedzieć, że się udało. Firma się rozwija, krok po kroku, powoli, ale wierzę, że dzięki temu stabilnie. Gorąco polecam wszystkim niezadowolonym z życia na etacie.
Kwiecińska jest właścicielką firmy Miły projekt, którego sztandarowym projektem są Miuki, kolorowe, miękkie poduchy i pufy. Założyła ją po trzech latach "siedzenia" w domu po urodzeniu córki. Jakie cechy najbardziej pomagają jej w prowadzeniu firmy?
Z wykształcenia jestem architektem, nie mam żadnego przygotowania ekonomicznego czy biznesowego - mówi Agnieszka Kwiecińska. Kieruję się jedynie intuicją i maksymalnie wykorzystuję swoje mocne strony, czyli od projektu po całą otoczkę graficzną mojej firmy. Prowadzenia biznesu uczę się na co dzień, nie ma lepszej szkoły. Wiem natomiast, jakie mam cechy, które w prowadzeniu biznesu nie pomagają - to bezwzględna uczciwość i delikatność... Czasem chciałabym być twardszą sztuką - śmieje się właścicielka Miłego projektu.
Myślę, że sporo ludzi wykorzystuje moją empatię i wrażliwość wobec świata. Cecha, którą nabyłam mając firmę, to spokój w sytuacjach trudnych. Panika nie pomaga w rozwiązywaniu problemów, a towarzyszyła mi na początku bardzo często, kiedy stawałam pod ścianą - to drąży jak choroba. Życie pokazało jednak, że problemy są rozwiązywalne.
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu własnego biznesu? Agnieszka Kwiecińska zastrzega, że nie czuje się ekspertem. Ale najtrudniejsze jest chyba podjęcie decyzji: „rzucam to, co do tej pory, podejmuję ryzyko i startuję w świat ze swoim pomysłem". Etat daje nam pewną ciągłość, w biznesie może być różnie, szczególnie, jeśli nie mamy dużych zapasów na koncie. Takie ryzyko może budzić strach, kiedy mamy rodzinę albo inne zobowiązania. Po postawieniu tego pierwszego kroku, pozostaje tylko ciężka praca, żeby rozwinąć skrzydła i działać. Firma po kilku latach żyje już własnym życiem, trzeba oczywiście cały czas trzymać rękę na pulsie i rozwiązywać kolejne problemy, ale to już jak w życiu, nie ma różnicy - na etacie czy nie.
Co ją motywuje? Zadowoleni klienci - mówi projektantka kolorowych puf. Szczególnie ci, którym chce się poświęcić kilka minut, żeby zadzwonić albo napisać, że Miuki są cudowne, że nie spodziewali się polskiego produktu o takiej jakości. Cieszą mnie nastolatki, które piszą o miłości do swojego Miuka i rodzice maluchów, którzy opowiadają o Miuku jak o nowym członku rodziny. To dodaje skrzydeł i daje ogromną siłę do dalszych działań.
Dominika Szaniawska: Trzeba robić to, co się lubi i być wytrwałym
Dominika Szaniawska własny biznes założyła niedługo po tym, jak w dużej firmie medialnej, w której zajmowała się kanałem e-commerce dużego serwisu internetowego, dostała wypowiedzenie.
Oczywiście myślałam o tym wcześniej, ale moment, gdy podziękowano mi za pracę był tym, kiedy w końcu wzięłam się za realizację swojego planu - opowiada. Razem z mamą, Anną, założyły Ente Cafe – kawiarnię, pracownię cukierniczą i sklep internetowy.
Pierwszy miesiąc był najtrudniejszy. Nagle spadł na nas taki ogrom obowiązków, że brakowało czasu na sen. Były nerwy i olbrzymi stres, ale psychicznie dało się wytrzymać. Gorsza była strona fizyczna, bo ze zmęczenia padałyśmy na twarz - wspomina Dominika. Pomimo tego decyzji o założeniu własnej firmy nigdy nie żałowała. To niepowtarzalne doświadczenie. Związanych z nim emocji nie sposób opisać, trzeba je przeżyć - twierdzi.
W maju tego roku, po ośmiu miesiącach działalności, właścicielki zdecydowały o zamknięciu kawiarni. Miałyśmy stałych klientów, ale wiedziałyśmy, że przez miejsce, w którym się mieścimy, nie będzie przybywać ich tak wielu, jakbyśmy chciały - opowiada współwłaścicielka Ente Cafe. Kawiarnia przeszkadzała też w tym, by w pełni zająć się pracownią cukierniczą, w której codziennie powstają bezy, serniki, tarty i babeczki z naturalnych składników. Wypieki są dostarczane do kilkunastu warszawskich kawiarni, firm cateringowych i klientów indywidualnych. W ramach Ente Cafe działa też sklep internetowy, w którym można zamówić wspomniane wypieki. Teraz jest łatwiej, bo Dominika podjęła też pracę w innym miejscu, „żeby co miesiąc nie musieć zamartwiać się o zysk”. Właścicielki szacują, że za około pół roku firma zacznie przynosić konkretne dochody.
Przepis na sukces w biznesie według Dominiki Szaniawskiej? Robić to, co się lubi i być wytrwałym. Moją pasją jest pieczenie i Internet, w Ente Cafe udaje mi się to łączyć - tłumaczy i dodaje, że ważna jest też odwaga w podejmowaniu trudnych decyzji.
Trzeba dać sobie czas na rozruch, ale też cały czas obserwować, czy to, co robię to dobra droga. Jeśli nie idzie, albo idzie gorzej niż powinno, trzeba powiedzieć „dość”. Nie łudzić się, że jakoś dam radę, że pociągnę jeszcze pół roku. Im wcześniej podejmie się decyzję o zmianie profilu działalności, tym lepiej.
(ama/bb), kobieta.wp.pl