Blisko ludziDoręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami

Doręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami

Doręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami
Źródło zdjęć: © Getty Images
Agata Porażka
26.10.2018 12:11, aktualizacja: 26.10.2018 12:31

Absurdy w świecie doręczania przesyłek często zaskakują klientów. Naprawdę ciekawie zaczyna się robić, gdy adresata nie można zastać w domu. Wtedy trzeba wysilić się na kreatywność, a tej pracownikom firm doręczycielskich zdecydowanie nie brakuje.

"Dostałem awizo na sądową przesyłkę poleconą" - zaczyna swoją historię jeden z użytkowników portalu Kafeteria. "Nie podano daty do kiedy mogę odebrać list (jest na to specjalne miejsce na druczku). Po 7 dniach nie dostałem ponownego awiza (mimo, że jest napisane, że powinienem). Zadzwoniłem na infolinię - pani nie może nic sprawdzić, bo awaria systemu. Zadzwoniłem do punktu odbioru: dowiedziałem się że jest czynny od 8 do 16 (trzeba będzie wziąć urlop wypoczynkowy celem odbioru awiza). Na pytanie gdzie mieści się punkt odbioru korespondencji usłyszałem 'drewniana budka z żółtą tabliczką naprzeciwko kebaba'. Niestety serio..." .

Historia tego mężczyzny jest tylko jednym z wielu przykładów. Zadziwiająco często zdarza się, że gdy kurierzy nie zastają nas w postanawiają zostawić nam paczkę w nietypowych miejscach. Dzwonią do sąsiadów, "chowają" przesyłkę za kwiatkiem, kładą na parapecie lub wycieraczce. A w sytuacjach, w których kurier odwiedza większość domów w godzinach 9-17, ciężko oczekiwać, żeby domownicy byli na miejscy.

Kolejna użytkowniczka tłumaczy, dlaczego postanowiła zrezygnować z tego typu usług: "Kurier zostawiał mi paczki u przypadkowych sąsiadów, zdarzało się, że nie fatygując się nawet, by mnie zapytać o zdanie. Część sugerowała dość nachalnie, że przesyłkę zostawią mi w pobliskim sklepie (do którego nie chodzę). Wolę więc się przespacerować na pocztę i odebrać awizowaną przesyłkę, niż szukać jej nie wiadomo u kogo".

Następna kobieta ma doświadczenie dość skrajne - twierdzi, że kurier podpisał się jej nazwiskiem na awizo i wrzucił list do skrzynki, choć nie miał prawa tego robić. "Kiedy złożyłam reklamacje, dowiedziałam się od Pani, która do mnie dzwoniła z InPostu, że doręczyciel przekazał mój polecony sąsiadce spotkanej na klatce i nie zauważył, że podpisała się ona moim nazwiskiem i wrzuciła mi list do skrzynki!" - opowiada poszkodowana. "Oszustwo jakich mało! Mieszkałam na tej klatce może ze trzy dni i nikt mnie tam jeszcze nie znał, więc niemożliwe, żeby ktoś odebrał za mnie list polecony. Po prostu doręczycielowi nie chciało się wypisywać awiza!"

Inna osoba popiera się swoim sądowym doświadczeniem i opowiada, jak kończą się sprawy zakładane przeciwko takim firmom: "Pracuję w sadzie (...) to jedno wielkie nieporozumienie. Zatrudniają d**i przez których procesy sadowe choć już i tak wlekące się latami wleką się jeszcze bardziej. Sama reklamacja trwa ok miesiąca i cud, jeśli będzie skuteczna. W ogóle kto zatrudnia ludzi do tej pracy? Przecież oni nie maja podstawowej wiedzy o ochronie danych osobowych. W instytucjach do tego powołanych składa się przysięgę jak w wojsku".

Opinii klientów na ten temat jest bardzo dużo, a większość z nich uważa, że ta sytuacja jest błędem doręczycieli. Część twierdzi, że za mało im płacą i ci chcą po prostu "odbębnić swoją robotę". Mimo to, firmy wciąż funkcjonują a wiele paczek trafia do swoich adresatów - choć nie zawsze w taki sposób, w jaki by chcieli.

Miałeś podobną historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także