Blisko ludziDoręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami

Doręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami

Absurdy w świecie doręczania przesyłek często zaskakują klientów. Naprawdę ciekawie zaczyna się robić, gdy adresata nie można zastać w domu. Wtedy trzeba wysilić się na kreatywność, a tej pracownikom firm doręczycielskich zdecydowanie nie brakuje.

Doręczanie paczek nie jest takie proste. Klienci dzielą się swoimi historiami
Źródło zdjęć: © Getty Images
Agata Porażka

"Dostałem awizo na sądową przesyłkę poleconą" - zaczyna swoją historię jeden z użytkowników portalu Kafeteria. "Nie podano daty do kiedy mogę odebrać list (jest na to specjalne miejsce na druczku). Po 7 dniach nie dostałem ponownego awiza (mimo, że jest napisane, że powinienem). Zadzwoniłem na infolinię - pani nie może nic sprawdzić, bo awaria systemu. Zadzwoniłem do punktu odbioru: dowiedziałem się że jest czynny od 8 do 16 (trzeba będzie wziąć urlop wypoczynkowy celem odbioru awiza). Na pytanie gdzie mieści się punkt odbioru korespondencji usłyszałem 'drewniana budka z żółtą tabliczką naprzeciwko kebaba'. Niestety serio..." .

Historia tego mężczyzny jest tylko jednym z wielu przykładów. Zadziwiająco często zdarza się, że gdy kurierzy nie zastają nas w postanawiają zostawić nam paczkę w nietypowych miejscach. Dzwonią do sąsiadów, "chowają" przesyłkę za kwiatkiem, kładą na parapecie lub wycieraczce. A w sytuacjach, w których kurier odwiedza większość domów w godzinach 9-17, ciężko oczekiwać, żeby domownicy byli na miejscy.

Kolejna użytkowniczka tłumaczy, dlaczego postanowiła zrezygnować z tego typu usług: "Kurier zostawiał mi paczki u przypadkowych sąsiadów, zdarzało się, że nie fatygując się nawet, by mnie zapytać o zdanie. Część sugerowała dość nachalnie, że przesyłkę zostawią mi w pobliskim sklepie (do którego nie chodzę). Wolę więc się przespacerować na pocztę i odebrać awizowaną przesyłkę, niż szukać jej nie wiadomo u kogo".

Następna kobieta ma doświadczenie dość skrajne - twierdzi, że kurier podpisał się jej nazwiskiem na awizo i wrzucił list do skrzynki, choć nie miał prawa tego robić. "Kiedy złożyłam reklamacje, dowiedziałam się od Pani, która do mnie dzwoniła z InPostu, że doręczyciel przekazał mój polecony sąsiadce spotkanej na klatce i nie zauważył, że podpisała się ona moim nazwiskiem i wrzuciła mi list do skrzynki!" - opowiada poszkodowana. "Oszustwo jakich mało! Mieszkałam na tej klatce może ze trzy dni i nikt mnie tam jeszcze nie znał, więc niemożliwe, żeby ktoś odebrał za mnie list polecony. Po prostu doręczycielowi nie chciało się wypisywać awiza!"

Inna osoba popiera się swoim sądowym doświadczeniem i opowiada, jak kończą się sprawy zakładane przeciwko takim firmom: "Pracuję w sadzie (...) to jedno wielkie nieporozumienie. Zatrudniają d**i przez których procesy sadowe choć już i tak wlekące się latami wleką się jeszcze bardziej. Sama reklamacja trwa ok miesiąca i cud, jeśli będzie skuteczna. W ogóle kto zatrudnia ludzi do tej pracy? Przecież oni nie maja podstawowej wiedzy o ochronie danych osobowych. W instytucjach do tego powołanych składa się przysięgę jak w wojsku".

Opinii klientów na ten temat jest bardzo dużo, a większość z nich uważa, że ta sytuacja jest błędem doręczycieli. Część twierdzi, że za mało im płacą i ci chcą po prostu "odbębnić swoją robotę". Mimo to, firmy wciąż funkcjonują a wiele paczek trafia do swoich adresatów - choć nie zawsze w taki sposób, w jaki by chcieli.

Miałeś podobną historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)