Blisko ludziGdy jedzie 220 km/h nie zatrzymuje jej nic. Nawet policyjne koguty

Gdy jedzie 220 km/h nie zatrzymuje jej nic. Nawet policyjne koguty

Emilia jest uzależniona od szybkiej i dynamicznej jazdy. Kiedy rusza ze świateł na zielonym, wyrywa do przodu często z piskiem opon, bo zawsze musi być pierwsza. Nam zdradza, jak wyglądają nielegalne wyścigi i dlaczego bierze w nich udział.

Gdy jedzie 220 km/h nie zatrzymuje jej nic. Nawet policyjne koguty
Źródło zdjęć: © flickr.com | TheFriendlyFiend
Aleksandra Hangel

08.09.2018 | aktual.: 08.09.2018 22:40

Aleksandra Hangel, Wirtualna Polska: Jeździsz w nielegalnych wyścigach samochodowych. Jak wyglądają?

Emilia: Mamy swoje ustalone miejsca, o których wiedzą tylko wtajemniczeni. My robiliśmy je w stałej paczce. Wiedzieliśmy, że nikt nas nie sprzeda, ani nie zrobi komuś z ekipy krzywdy. Lataliśmy po mieście, przecinaliśmy czerwone światła, bo jak już się leciało, to nikt się nie zatrzymywał. Wiele razy zdarzało nam się uciekać przed policją. Często robiliśmy sobie też czasówki. Kto szybciej dojedzie z miasta do miasta. Ale to już naprawdę ostra jazda. Czasami, gdy siedziałam jako pasażer, to zamykałam oczy, bo paraliżował mnie strach i modliłam się, żebyśmy dojechali do tego Krakowa. Super jeździ się Wisłostradą w Warszawie, bo można grać w Tetrisa wśród innych kierowców. A czasami po prostu startujemy od zera. Trzy klaksony i jazda jak najszybciej do ustalonego miejsca.

Nie boisz się, że na drodze zrobisz komuś krzywdę?

Ufam sobie bezgranicznie i zawsze bardzo uważnie patrzę na pobocze. Zwracam uwagę na zachowania innych kierowców i pieszych.

Jak się zaczęła twoja przygoda i miłość do szybkiej jazdy?

Mój ojciec jest mechanikiem. Samochody towarzyszyły mi od zawsze, bo warsztat taty był w podwórku. Gdy słyszałam, że coś zaryczało, wyglądałam przez okno. W wieku 10 lat tata kupił mi i mojemu bratu malucha, do którego razem wspawaliśmy klatkę bezpieczeństwa. Za domem mieliśmy polanę, na której zrobiliśmy tor. Tam jeździliśmy. Miałam w nim nawet dachowanie, bo za szybko weszłam w zakręt. Za małolata domalowaliśmy sobie na tym maluchu pasy sportowe. Później jak podrośliśmy, to tata kupił nam BMW E30. Oczywiście od zawsze był nacisk na bezpieczeństwo. Klatka, sportowe siedzenia, pasy czteropunktowe, system gaśniczy. Później były imprezy samochodowe. Wchodziłam tam i dosłownie znikałam. To było moje miejsce. Czułam się jak ryba w wodzie. Te samochody, to warczenie silników. Potem zrobiłam prawo jazdy i kupiłam pierwszy samochód.

A twój pierwszy samochód to…

BMW E36. Miało poszerzone koła, niskie zawieszenie. Wieczorami siedzieliśmy ze znajomymi i dłubaliśmy w nim, montowaliśmy bajery. Świetnie to wspominam.

Gdzie zaczęłaś później trenować?

Jeździłam na tor FSO na Żeraniu. Tam trenowałam drifting.

Skąd pomysł na trenowanie driftingu?

Mój ojciec świetnie jeździ. Kiedy wybieraliśmy się do babci, to zawsze mijaliśmy zakręt. Wtedy on zawsze boczkiem w niego wchodził i jak gdyby nigdy nic, wracaliśmy do domu. To było wtedy dla mnie coś tak nadzwyczajnego, że czułam, że muszę nauczyć się tak jeździć. Później próbowałam na ulicach. Nawet nie przypomnę sobie, ile razy spaliłam sprzęgło, bo nie umiałam go używać przy driftach. Wiele razy nie patrzyłam na temperaturę silnika zajarana jazdą i gotowałam silnik. Wtedy pojawiał się pod maską dym jak z komina lokomotywy. Zawsze szukaliśmy miejsc, gdzie nie będziemy prowokować nikogo, żeby nie zawiadamiał policji. Oczywiście wiele razy taka sytuacja się zdarzyła. Pamiętam, jak byliśmy na cmentarzu w Wołominie. Tam był taki plac, na który przyjeżdżaliśmy dosyć często, ale kiedy pojawiliśmy się kolejny raz, to pojawiła się także policja i była kitka, zawijka. A jak wiedzieliśmy, że nas znajdą, to fury się zamykało, a kluczyki ciskało gdziekolwiek i mówiło, że to nie nasze samochody. Ja miałam o tyle dobrze, że policja nie zwracała na mnie uwagi, bo nie sądzili, że laska może tak dobrze jeździć. Dlatego wtedy mi się upiekło.

Nie chciałaś robić tego legalnie?

W momencie kiedy otworzyli tor na Żeraniu w FSO, to miałam pierwszy raz możliwość legalnie się powściekać. Przyłożyć w barierkę, nauczyć się panowania nad wozem. Przyłożyć w innego uczestnika i w jego świeżo złożony samochód. Do teraz trenuję, driftuję, ale na zawody niestety mnie nie stać. 300 tysięcy na opony, to sporo kasy. A do tego 150 tysięcy na furę.

Zdarzyła ci się kiedykolwiek dyskryminacja, bo jesteś kobietą?

Kiedyś miałam Volkswagena Polo z oryginalnym silnikiem 1,9 gti. Znajomi mieli do niego trochę części, więc podrasowałam go trochę po kosztach. Ostatecznie miałam "polówkę" o mocy 300 koni mechanicznych. Któregoś razu spotkałam się ze znajomymi, a oni powiedzieli, że jadą zrobić przejazd po mieście. Około 30 osób. Kiedy powiedziałam, że jadę z nimi, to mnie wyśmiali, że ich nie dogonię. Byłam w pierwszej trójce. To był dzień, w którym tę "polówkę" odebrałam od mechanika. Więc mogłam się nią nacieszyć. Ona miała tyle mocy, że koła boksowały mi w miejscu i zrywało trakcję. Gdy dojechałam na miejsce, byli w szoku. Od tamtej pory zaczęli traktować mnie serio. Wiele razy na imprezie jakiś facet chciał mnie zbajerować na samochód, a ja zaskakiwałam go na tyle, że palił się ze wstydu.

Czym jeździłaś później? Jak wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Później współpracowałam z wypożyczalnią i w zasadzie jeździłam, czym chciałam. Ale w międzyczasie miałam BMW E92 o mocy 400 KM. Ta be-emka po prostu zrywała asfalt. Pamiętam taką akcję, kiedy mój kolega chciał odkupić ode mnie ten samochód. Umówiliśmy się pod Narodowym. Na trasie łapałam się z M5-tką, takim dużym SUV-em. Ganialiśmy się po drodze, ale go objechałam. Później przypadkiem spotkaliśmy pod tym Narodowym tą be-emkę, kiedy podpisywaliśmy umowę i myśląc, że to mój kolega chwilę wcześniej go zrobił, zapytał ‘czyja to fura?’. Jak powiedziałam mu, że to byłam ja, spalił buraka przy wszystkich i odjechał.

Ile najszybciej jechałaś?

To było kiedy jechałam Audi RS o mocy prawie 1000 koni mechanicznych. Leciałam pod 320 km/h.

Co się wtedy czuje?

Czułam się, jakbym latała. Jakbym miała jakieś super moce. Ale jednocześnie nie wiedziałam, co się wydarzy. Czy samochód się nie zatrzyma, czy koło nie odpadnie. Ale byłam też totalnie wyluzowana, bo poczułam, że to takie moje, że jestem na odpowiednim miejscu.

Co sądzisz o Warsaw Night Racing? Czy rzeczywiście ma to cokolwiek wspólnego z nielegalnymi wyścigami samochodowymi?

WNR to raczej miejsce spotkań, taki zlot. Każdy, kto chce, może tam przyjechać, wypytać o tajemnice motoryzacji, poznać ludzi, spotkać się ze znajomymi, pogadać. Zmierzyć się na 1/4 mili. To miejsce łączy ludzi z pasją do prawdziwej motoryzacji. Niektórzy lubią ze sobą na miejscu rywalizować. Często przyjeżdżają tak odpicowane stare samochody, że raz dwa robią te nówki sztuki z salonu.

Jakie masz najlepsze wspomnienie związane z jazdą samochodem?

Moment, w którym zakładałam kask, zapinałam pasy, czułam zapach palonej gumy. Słyszałam ukochane mruczenie silnika. To było na słynnym torze w Nurburgringu. Wchodziłam 200 km/h bokiem w słynny zakręt Schumachera. To było piękne, móc przejechać i pomyśleć, że on też ten zakręt robił. A oprócz tego, każdy dzień jest świetny. Uwielbiam pośmigać zimą na śniegu, nawet na małych prędkościach. Ta d..a auta gdzieś tam jeździ, tu zaliczysz krawężnik, to się nauczysz pokory, bo koło masz pokrzywione i nie możesz wrócić do domu. To stałe przygody i adrenalina.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie