Gdzie rząd nie może, tam kobiety pójdą. Kinga Rylska i Marta Małecka nie przestają pomagać
Pandemia koronawirusa to największy test, z jakim musi się zmierzyć administracja państwowa. Czy go zdaje? W tej sprawie zdania są podzielone. Jedno jest pewne. Część zadań egzaminacyjnych wzięły na siebie kobiety. Jak zawsze.
04.04.2020 | aktual.: 04.04.2020 18:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z sondażu przeprowadzonego dla fundacji Instytut Ochrony Praw Konsumentów wynika, że Polacy przekazują 200 milionów złotych rocznie na cele charytatywne. Większość datków pochodzi od kobiet – globalne badania prowadzone przez Nonprofit Tech for Good pokazują, że 64,7 proc. darczyńców biorących udział w zbiórkach, kwestach czy wspierających potrzebujących przez crowdfunding to właśnie kobiety.
W trudnych czasach te współczynniki rosną. I można by marudzić, że w wydolnym, sprawnie funkcjonującym państwie organizacje charytatywne powinny być zbędne, bo to rząd powinien zaspokajać wszystkie potrzeby obywateli. Ale to pogląd utopijny i zupełnie sprzeczny z tym, co pokazuje historia. Działalność dobroczynna, oddolna, pojawiła się na długo zanim rządy zorganizowały i wdrożyły pomoc społeczną w czasach rewolucji przemysłowej.
Czy rządy wykorzystują altruistyczne działania społeczeństwa? No ba, kto nie chciałby scedować części swoich zadań na kogoś innego. Widać to doskonale w ostatnich tygodniach. Podczas gdy polski rząd większość swoich działań kieruje do służby zdrowia, innymi dziedzinami życia zajmują się społecznicy. A raczej – społeczniczki.
Posiłek dla seniora
Kinga Rylska jest szefową marketingu w Grupie Warszawa. To spółka, która prowadzi kilka restauracji i barów w stolicy. Gdy rząd podjął decyzję o ograniczeniu działalności restauracji, na firmę padł blady strach. Kinga od razu zaczęła się zastanawiać, co robić, żeby zminimalizować konieczność cięć. I jak nadal pomagać ludziom, których wspierali, zanim wybuchła pandemia. – W Syrenim Śpiewie, jednej z naszych restauracji, pomagaliśmy seniorom. Od poniedziałku do piątku w godzinach 15-17 organizowaliśmy bufet międzypokoleniowy, który pozwalał seniorom, uczniom i studentom najeść się do syta i spędzić czas razem. Opłata za posiłek była symboliczna – 7 zł. Ale gdy musieliśmy zamknąć restauracje, nie mogliśmy zostawić ludzi bez wsparcia – wspomina Kinga.
I tak zaczęła się rodzić idea "Posiłku dla seniora". – Nasza firma ma duże kuchnie, spore zapasy produktów, kucharzy, którzy czekają na pracę. Odezwaliśmy się do władz miasta. Okazało się, że warszawscy seniorzy, a stanowią 22 proc. mieszkańców miasta, potrzebują dwóch rzeczy: jedzenia i towarzystwa – zdradza. – No to będziemy gotować dla seniorów, pomyśleliśmy. Uruchomiłam swoje kontakty. Poprosiłam znajomych celebrytów, żeby nagłośnili sprawę. Założyłam zbiórkę na zrzutka.pl. Odezwałam się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z prośbą, aby przygotowali listę potrzebujących seniorów – wylicza. – Oprócz tego założyliśmy, że indywidualne osoby będą mogły się zgłaszać po pomoc. Lawina dobra, jaka nas zalała, jest gigantyczna – wzrusza się Kinga Rylska.
Gwiazdy wspierają seniorów
Akcja #PosiłekDlaSeniora ruszyła 24 marca. Wtedy wyjechały pierwsze posiłki do mieszkańców Warszawy. Rozwozili je wolontariusze. Wśród nich Maja Bohosiewicz, Ola Domańska, Kasia Borkowska. W znacznej mierze dzięki nim i wsparciu innych gwiazd na zrzutka.pl pojawiło się ponad 100 tys. złotych na posiłki dla seniorów.
– Zrobiliśmy wyliczenia i na posiłki dla jednej osoby na jeden dzień potrzebne jest 25 zł. To koszt produktów, przygotowania, wynagrodzenia kucharzy, etc. Grupa Warszawa nie zarabia na tym ani złotówki. A przy starcie akcji wyłożyliśmy sporo gotówki. Nasze kuchnie są wykorzystywane za darmo. Kucharze niestety też nie zarabiają tyle, co kiedyś, ale dzięki wsparciu darczyńców możemy pomóc zarówno seniorom, jak i pracownikom, bo choć zarabiają mniej, to nadal zarabiają. Czego nie może powiedzieć większość zatrudnionych w branży restauracyjnej – wyjaśnia Kinga.
Trudne decyzje
Obecnie pod opieką akcji #PosiłekDlaSeniora jest 125 osób. Dlaczego tyle? – Bo od razu założyliśmy, że działamy długofalowo. Przynajmniej do końca maja. I że jeśli ktoś dostał posiłek raz, to będzie go dostawał do końca akcji, czyli przez dwa miesiące. Mówimy więc o 60 dostawach dziennych, każda z dostaw to cztery posiłki: śniadanie, zupa, obiad i podwieczorek. Wiesz, ilekroć przywozimy jedzenie, seniorzy pytają, czy jutro też będziemy. Nie wyobrażam sobie, że miałabym powiedzieć, że nie. Dlatego lista osób, które wspieramy, nie rozrasta się tak szybko, jakbyśmy wszyscy tego chcieli – opowiada pomysłodawczyni akcji i dodaje, że starsi warszawiacy zawsze z uśmiechem witają dostawców.
– Wszystko organizujemy tak, aby zapewnić maximum bezpieczeństwa. Nie możemy więc korzystać z zaproszeń na kawę, które składają seniorzy. Ale dla wielu z nich te 10 minut rozmowy w drzwiach to cały kontakt interpersonalny danego dnia. Już wiem, że gdy pandemia się skończy, moja praca na rzecz seniorów będzie trwała – zapewnia.
Rylska apeluje również do dużych firm o wsparcie finansowe. – Mniejsze przedsiębiorstwa są boskie. Pani, która prowadzi gruzińską piekarnię, przekazuje nam pieczywo, dostawcy świeżych warzyw i owoców obniżają ceny albo wręcz dają rzeczy za darmo. Ale gdyby pojawiło się kilku partnerów, którzy mogliby wesprzeć nas gotówką, moglibyśmy objąć pomocą więcej potrzebujących – mówi. To nie pierwszy projekt charytatywny, który Kinga realizuje w pracy.
– Za każdym razem szefowie mówią, że to już ostatni raz, że budżet nie jest z gumy. Ale za każdym razem dają się przekonać. Chyba tak jak ja wierzą, że dobro wraca. I że kiedyś oni sami mogą potrzebować pomocy – śmieje się.
Darmowe maski dla służby zdrowia
Marta Małecka o pomaganiu też myśli długofalowo. I też wie, że charytatywne akcje to zysk dla obu stron: tej, która pomaga i tej, która pomoc otrzymuje. Marta jest współwłaścicielką szwalni Mad Sis. Założyła ją kilka lat temu z młodszą siostrą, Olą Małecką-Jarochą. – Ta szwalnia to spełnienie marzeń Oli. Gdy się urodziła, nasza mama została w domu i zaczęła szyć. Więc dźwięk maszyny do szycia to ścieżka dźwiękowa jej dzieciństwa. Szyjemy dla najróżniejszych polskich firm, w tym dla marki bieliźnianej LiParie, której jestem współwłaścicielką – wyjaśnia.
Gdy zaczął się korona-kryzys, część firm wstrzymała produkcję. Część zwiększyła obroty, bo internetowy biznes kwitnie. – Wiedziałam, że czekają nas trudne czasy. I podobnie jak Ola nie chciałam siedzieć bezczynnie. Obie lubimy mieć poczucie sprawczości. Jasne, mogłybyśmy zamknąć interes, zwolnić ludzi i już, bo mamy oszczędności i przetrwamy. Ale obie wierzymy w społeczną odpowiedzialność biznesu. W MadSis i LiParie zatrudniamy kobiety między 35. a 65. rokiem życia. Mają umowy o pracę, płacimy za nie składki i podatki. Jesteśmy za nie odpowiedzialne. Dlatego, zamiast siedzieć i płakać, działamy – tłumaczy Marta Małecka.
I z tej potrzeby działania zrodził się pomysł na MadMask, czyli wielorazowe maski ochronne. – Ola słusznie zauważyła, że mamy maszyny, materiały i pracowników. A służbie zdrowia bardzo potrzebne są maski. No to będziemy je szyć. Gdy rozeszła się wieść, że szyjemy maski, błyskawicznie odezwały się pielęgniarki i lekarze ze szpitali. Że chcą kupić, bo szpitale nie wyrabiają z zaopatrzeniem pracowników.
Kobiety zdecydowały, że maski do szpitali wysyłają za darmo. – Nie ma mowy, żebyśmy zarabiały w takim momencie. Ale szybko okazało się, że popyt przerósł podaż. Na początek zainwestowałyśmy kilkanaście tysięcy złotych. Więcej nie miałyśmy – wyjaśnia Małecka.
Siostry zaczęły główkować. – I tak powstał pomysł, że będziemy szyć również maski na sprzedaż. Założyłyśmy sklep internetowy, w którym można kupić maski dla dorosłych i dzieci oraz wymienne filtry. Zamówień jest mnóstwo! Dzięki temu zysk z każdej zakupionej maski – 3 zł – idzie na szycie tych darmowych masek dla służby zdrowia. Zamówień spłynęło tyle, że część zleciłyśmy zewnętrznym pracownikom. Dzięki temu, że ludzie kupują maski MadMask, mogłyśmy dać pracę kolejnym 20 szwaczkom. A hurtownie, z których kupujemy materiały, dalej mogą liczyć na zysk. To, czego nie kupią klienci z branży mody, idealnie nada się na maski.
Mądry pracodawca dba o pracowników
Marta nie używa terminu "społeczna odpowiedzialność" tylko jako sloganu. Doskonale wie, że konsekwencje kryzysu poniosą przede wszystkim małe przedsiębiorstwa, osoby samozatrudnione, pracownicy. – Dlatego staramy się ratować ekosystem, zanim się zawali. Bo prawda jest taka, że na tym kryzysie stracą wszyscy poza dwiema grupami. Zyskają ci, którzy nie inwestują, więc mają małe ryzyko i koszty, oraz ci, którzy myślą nieszablonowo i dbają o pracowników – analizuje Marta Małecka i tłumaczy, jak w MadSis i LiParie dba się o pracowników.
– Po pierwsze, oddelegowałyśmy kobiety z grupy największego ryzyka do pracy zdalnej. Dostały maszyny i materiały i szyją w domu, żeby nie ryzykować. Pozostałe krawcowe i gorseciarki są przywożone do pracy i odwożone przez naszych kierowców, żeby nie musiały korzystać z komunikacji miejskiej. Wreszcie od tego tygodnia robimy zbiorcze zakupy spożywcze z dostawą do biura, żeby nie musiały stać w kolejkach do sklepów i ryzykować – wymienia. Marta nazywa te warunki "bańką bezpieczeństwa" i podkreśla, że do pełni szczęścia brakuje jednej rzeczy.
– Chciałabym, jako pracodawca, mieć możliwość zapłacenia za wykonanie testów na obecność koronawirusa wśród moich pracowników. Niestety, komercyjnie nie da się tego załatwić. A szkoda, bo przypuszczam, że wiele firm poszłoby na takie rozwiązanie. Mając pewność, że wszyscy pracownicy są zdrowi, wiele firm mogłoby wznowić działania na pełnych obrotach – analizuje.
Tylko razem przetrwamy
– Prawda jest taka, że jeśli mamy przetrwać ten kryzys, to zrobimy to tylko trzymając się razem. Już na początku marca spotkałyśmy się ze wszystkimi pracownicami i obiecałyśmy, że nikt nie straci pracy, a pensje będą na czas. Mamy więc sporą motywację do tego, żeby działać i nie zawieść – mówi Marta Małecka.
Historie Marty Małeckiej i Kingi Rylskiej nie są wyjątkami. W obliczu pandemii i zbliżającego się kryzysu ekonomicznego Polki wykazują się niezwykłą solidarnością. Usiłują jednocześnie zapewnić przetrwanie swoim małym biznesom i pomóc tym, którzy pomocy potrzebują.
Fundacje, organizacje pozarządowe i wolontariuszki działają na pełnych obrotach. Wystarczy zerknąć na facebookową grupę Widzialna Ręka, na której codziennie pojawiają się dziesiątki ofert pomocy. Autorkami znakomitej większości postów są kobiety.
Więc kiedy ten trudny czas dobiegnie końca i w końcu wyjdziemy z domów, pamiętajmy o przedsiębiorczyniach, które ratowały tych pozostawionych samych sobie i starały się zapobiec ekonomicznej katastrofie, która niewątpliwie nas czeka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl