#HerStoria: Aleksandra Sikora o swoich początkach. "Zaczynałam z trawą po kostki i bramką z porwaną siatką"© Archiwum prywatne

#HerStoria: Aleksandra Sikora o swoich początkach. "Zaczynałam z trawą po kostki i bramką z porwaną siatką"

- Nikt nie miał profesjonalnych butów, grało się byle jaką piłką, ale to było szczęście. Wciąż czuję w sobie tą samą radość - mówi Aleksandra Sikora, piłkarka polskiej reprezentacji kobiecej w piłce nożnej i zawodniczka włoskiego Juventusu.

Najbardziej motywują ją ci, którzy nie wierzą ani w nią, ani w wybraną przez nią ścieżkę. Bo za każdym razem, gdy słyszy, by wybrała łatwiejszą drogę, nie wychylała się, do głosu dochodzi jej krnąbrna natura. W biało-czarnej koszulce FC Juventus, z uśmiechem od ucha do ucha i z wysoko upiętymi włosami wygląda wciąż jak dziewczynka, która biegała za piłką po klepisku nieopodal domu w Czarnocinie. - Po prostu chciałam grać w piłkę, nie zastanawiałam się, czy trafię do klubu, nie marzyłam o zagranicznych kontraktach. Chciałam grać. Nie ważne gdzie, byle grać - mówi 27 - letnia Aleksandra Sikora.

Po wpisaniu nazwiska Oli w wyszukiwarkę polskiej wersji Wikipedii, pojawia się jedynie krótka wzmianka: polska piłkarka występująca na pozycjach obrońcy lub pomocnika. Jest wychowanką klubu LUKS Promień Mosty. Obecnie jest zawodniczką Juventusu, a wcześniej występowała w Brescii Calcio Femminile. Do tego trzy linki. Niewiele, jak na zawodniczkę reprezentacji Polski.

Więcej można dowiedzieć się z anglojęzycznej wersji serwisu: w wieku 16 lat w czterech meczach drugiej ligi kobiet zdobyła hat-tricki, by w kolejnym sezonie wraz z Medykiem Konin przejść do pierwszej ligi. Zwykle gra na pozycji obrońcy, choć sprawdziła się również na pozycji prawoskrzydłowego oraz napastnika. A tak konkretnie to napastniczki. W barwach Medyku Konin rozegrała 82 mecze zdobywając 52 bramki. We włoskiej Brescii stanęła na murawie 20 razy, zdobywając cztery bramki. Wraz z reprezentacją Polski rozegrała 67 meczy, zdobywając sześć goli. Teraz czas na Juventus, którego barwy przywdziała w lipcu tego roku.

Obraz
© materiały własne

Liczy się pasja

Urodziła się 1991 roku w Kędzierzynie Koźlu. Tam też mieszkała przez pierwsze lata życia, do rozwodu rodziców. - W trzeciej klasie podstawówki przeniosłam się do Czarnocina. Rodzice rozwiedli się, a ja wraz z rodzeństwem zamieszkałam z tatą i jego rodzicami w czerwonym domku stojącym w środku wioski liczącej sobie jakiś 300 mieszkańców. Z tamtego czasu pamiętam głównie babcię, która starała się nam stworzyć dom. Trzymała nas silną ręką. Najważniejsza zawsze była szkoła, później obowiązki domowe. Dopiero, gdy wszystko zrobiliśmy mieliśmy czas dla siebie. Nauczyła mnie też szacunku do pieniędzy i do innych ludzi, niezależnie od tego, kim są - opowiada piłkarka.

Wspomina, że kiedy była dzieckiem okropnie denerwowały ją te babcine zakazy i nakazy, świat pełen zasad. Ale po latach widzi, że to była kuźnia charakteru. - Niestety nie zdążyłam podziękować za to babci, bo odeszła, zanim zrozumiałam pewne rzeczy. Ale jestem przekonana, że ona wiedziała, że robi to dla naszego dobra. Pomimo tego, że nas nie rozpieszczała, wiem, że darzyła nas bezgraniczną miłością - mówi Aleksandra Sikora.

Na boisko wychodziła w koszulce Olisadebe, który w tamtym czasie święcił triumfy w reprezentacji Polski. Nie sądziła, że i ona kiedyś założy koszulkę reprezentacji z orzełkiem na piersi. - Do pierwszego klubu trafiłam dopiero w szóstej klasie podstawówki. To późno jak na dzisiejsze standardy. Niektóre dzieci trafiają na zajęcia z piłki nożnej już w okresie przedszkolnym - mówi piłkarka.

Czarnocin i Mosty, gdzie rozpoczynała swoją karierę Aleksandra Sikora, dzieli w linii prostej 32 kilometry. Droga liczy sobie jednak ponad 40 kilometrów, aby ją pokonać trzeba jechać godzinę w jedną stronę. Ze względu na czas konieczny na dojazd, mogła pojawiać się na treningach najwyżej trzy razy w tygodniu. Była nastolatką, miała obowiązki, a babcia dbała o to, by nie zaniedbywała szkoły. Mimo to w Promieniu Mosty grała aż do końca gimnazjum. Później wybrała liceum w Koninie i trafiła do tamtejszego Medyka Konin.

Świat ma kształt piłki

- Jestem jej najbardziej zagorzałym kibicem - mówi Marta Woźniak, przyjaciółka Aleksandry Sikory od czasów, gdy razem grały w barwach Medyka Konin.
Wspomina, że chociaż jest między nimi pięć lat różnicy, to od razu złapały dobry kontakt. Tak dobry, że do dziś, mimo dzielących je kilometrów, wiedzą o sobie wszystko. Co która robi, przed jakimi wyborami staje, z jakimi problemami się zmaga. Stworzyły niemal siostrzaną relację. - Za każdym razem, gdy Ola przyjeżdża do Konina, moja mama mówi, że wraca jej druga córka. Dla mnie, dla moich bliskich, jest po prostu jedną z nas, członkiem rodziny - mówi Marta Woźniak.

Odkąd wyjechała do Włoch w 2017 roku, by grać w barwach Brescii Calcio, a następnie Juventusu, czasu ma niewiele. Kiedy rozmawiamy pyta, jaki jest dzisiaj dzień. Gdy odpowiadam wylicza: - Czyli przyjechałam równo dwa tygodnie temu. Przez ten czas miałam jeden wolny dzień.

Jak wygląda dzień piłkarki? Pobudka codziennie o 6.30, najpóźniej o 7.30 rano. Jak twierdzi zawsze była rannym ptaszkiem, więc nie ma z tym problemów. Później siłownia, rozgrzewka i trening. Czasami nawet dwa treningi dziennie. Obowiązkowa odnowa biologiczna, masaż. Chociaż jest we Włoszech słynących z najlepszej kuchni na świecie, nie folguje sobie, dieta jest ważna. Są dni, kiedy jest tak zmęczona, że marzy tylko o tym, by położyć się spać. - Ale uwielbiam to miejsce, profesjonalizm wszystkich otaczających nas ludzi, znakomite zaplecze sportowe. Czuję, że ktoś naprawdę o mnie dba - twierdzi piłkarka.

W Brescii spędziła tylko rok, ponieważ klub, mimo zdobycia wicemistrzostwa Włoch, został wykupiony przez AC Milan. Tam również trafiła większość jej koleżanek. Ola również miała propozycję przejścia pod skrzydła Milanu, jednak to wydawało się za proste. A do szukania własnej drogi motywowały ją wiadomości typu: „ Wybierz Milan, niepotrzebnie myślisz o Juventusie, bo tam nie pozwolą ci grać tylko posadzą na ławce. A w Milanie szybciej trafisz do pierwszego składu". - Nic mnie bardziej nie motywuję jak tego typu wiadomości - wspomina Sikora.

Ola, lub jak mówią na nią we Włoszech "Ale", ma krnąbrną naturę i zdecydowanie lubi wyzwania. Kiedy pytam ją o to, kto był dla niej największym impulsem do działania, mówi, że ludzie którzy uważają, że coś jest niemożliwe albo radzą, żeby zeszła na ziemię. - W moim życiu pojawiło się kilka takich osób, ale jedna z nich utkwiła mi najbardziej w pamięci. Człowiekiem, który sprawił, że moja motywacja nieustannie rosła, był tak naprawdę trener, który najmniej mnie nauczył pod względem piłkarskim. Często próbował zbić mnie z tropu. Nie pochwalał mojej diety, dodatkowych treningów. Zamiast się tym załamać, postanowiłam działać i robić swoje. - opowiada piłkarka.

- Aby zajść tam, gdzie jest, wykonała ogrom katorżniczej pracy. Sam talent to za mało, nawet pasja to za mało. Ola w pewnej chwili zrozumiała, że jeżeli chce grać przez wiele kolejnych lat, rozwijać się, to musi podjąć ryzyko i się wykazać. Musi też zadbać o swoje ciało: o odpowiednią dietę, właściwie ułożone treningi poza boiskiem. Postawiła piłkę w centrum swojego świata i z uporem dążyła do wyznaczonego celu - twierdzi przyjaciółka i dodaje, że nawet jeśli Oli zdarzy się kryzys, to szybko umie się z niego podnieść. Nie odpuszcza, nie użala się nad sobą.

Z orzełkiem na piersi

Nie użalała się ani wtedy, gdy grała na boisku z trawą po kostki, ani dojeżdżając na treningi do Mostów, ani kiedy chłopcy z podwórka krzyczeli za nią "babochłop" i wyśmiewali jej pasję. - Nigdy nie przywiązywałam wagi do takiego gadania. Poza tym to, co wygadywali, świadczyło o nich, a nie o mnie - twierdzi Aleksandra Sikora.

- Jest odważna, ma bardzo silny charakter. Ale przy tym wszystkim jest wyjątkowo pozytywną osobą: zawsze uśmiechnięta, pomocna, nie zadzierająca nosa. Te cechy przyciągają do niej ludzi - twierdzi Marta Woźniak.

Kiedy pytam Olę Sikorę o marzenia, opowiada o swoim programie Aktywne Piłkarki, o młodych dziewczynach, którym pomaga znaleźć swoje miejsce w życiu i przede wszystkim w sporcie. - Chciałabym, żeby poczuły swoją siłę, zrozumiały, że mają szansę coś osiągnąć - mówi mi i dodaje, że mamy w Polsce świetne młode zawodniczki, które mają przed sobą przyszłość, a ona po prostu chce im pomóc uwierzyć w siebie. Bo choć mają ambicje, to często nie trafiają na właściwych ludzi. Ma również nadzieję, że zarówno własnym przykładem, jak i pomocą, przekona je, by próbowały swych sił zagranicą, by nigdy się nie poddawały. A kto wie, może któregoś dnia, kiedy już zakończy aktywną sportową karierę, poświęci się w pełni projektowi. W końcu skończyła studia kierunkowe, uzyskała nawet licencję trenerską UEFA B, a słuchając jak opowiada o spotkaniach z młodymi piłkarkami trudno nie zauważyć radości, jaką wzbudza w niej praca z młodymi zawodniczkami.

Ma jeszcze jedno marzenie, oczywiście sportowe, bo w życiu Oli wszystko kręci się wokół sportu:
- Traktuję marzenia, jak cele, które sobie stawiam. Dla mnie takim marzeniem jest wystąpienie wraz z reprezentacją Polski na dużym, międzynarodowym turnieju. W tym roku się nie udało, odpadłyśmy z eliminacji, ale wierzę, że to zrobimy. Chcę grać w koszulce z orłem na piersi i chcę wygrywać dla mojego kraju- mówi.

Obraz
© materiały własne

W ramach cyklu #HerStoria przedstawiamy Wam sylwetki kobiet, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście, a które miały ogromny wpływ na to, jak dziś wygląda Polska. Bardzo zależy nam na tym, byście razem z nami odkrywali historie lokalnych bohaterek, które miały lub mają realny wpływ na życie Wasze, Waszych rodzin i środowiska, w którym zyjecie. Może są to Wasze matki, nauczycielki ze szkoły, lokalne działaczki społeczne? Podzielcie się z nami tymi historiami. Opiszemy je w ramach naszego cyklu. Autorki i autorzy najciekawszych zgłoszeń otrzymają od nas prezenty książkowe. Zgłoszenia przyjmujemy przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (22)