Piłka nożna to męski sport? Tysiące piłkarek z Polski codziennie udowadnia, że to bzdura
Ewa Pajor na co dzień gra w VfL Wolfsburg na pozycji napastnika. W 2013 roku razem z reprezentacją Polski zdobyła Mistrzostwo Europy do lat 17. Katarzyna Kiedrzynek to bramkarka francuskiego klubu Paris Saint-Germain, która już "za dzieciaka" kochała kiwać chłopaków i strzelać gole. Takich jak one, dających z siebie sto, a kiedy trzeba, to i sto dziesięć procent na boisku jest w Polsce wiele. Dlatego tym bardziej rażą opinie takie, jak trenera Legii Romeo Jozaka, że futbol to gra dla mężczyzn.
02.10.2017 | aktual.: 02.10.2017 18:03
– Jest mi wstyd nazwać siebie trenerem po takim meczu. Nie jestem osobą, która łatwo się poddaje, teraz również się nie poddam – powiedział po przegranym 0-3 meczu Legii Warszawa z Lechem Poznań trener Romeo Jozak. – Musimy dobrze przeanalizować ten mecz i poziom, który pokazaliśmy. Piłka nożna jest grą dla chłopców, a nie dziewczynek – kontynuował. Po słowach trenera wiele osób nie kryło oburzenia.
Grać jak "baba"
Chorwat trenujący warszawską drużynę szybko się zresztą zreflektował. – Chciałbym oczywiście przeprosić wszystkie panie, ale wiadomo, co mam na myśli – powiedział w kolejnym wywiadzie. Pod tym "wiadomo" kryje się pokutujący w tym sporcie od dziesięcioleci pakiet uprzedzeń, które krótko można sprowadzić do stwierdzenia: piłka nożna to sport dla (prawdziwych) facetów.
Od lat obserwujemy i w zasadzie jako społeczeństwo akceptujemy to, że w telewizji i innych mediach mówi się przede wszystkim o piłce nożnej mężczyzn. O kobietach w kontekście tego sportu mówi się tylko, jeśli dojdzie do "skandalu" – jak przypadek Maribel Dominguez, którą w 2004 roku starano się włączyć do męskiej drużyny piłkarskiej – lub kiedy mowa jest o atrakcyjnych partnerkach piłkarzy. Niedawno 3-letnia córeczka znajomego, z którym z rozdziawioną buzią ogląda wszelkie mecze piłkarskie, zapytała go to to, o co my już dawno przestaliśmy pytać - dlaczego na boisku zawsze są tylko panowie? Dlaczego piłka nożna to "męski" sport?
– Niektóre telewizje już idą w tym kierunku i mecze są pokazywane, na przykład jeśli chodzi o rozgrywki Ligi Mistrzyń. Jak dotąd ligowych meczów nie pokazuje w zasadzie nikt. A byłaby to spora pomoc w popularyzacji tego sportu – przyznaje trenerka Checzy Gdynia Agnieszka Kopka, wychowanka tego klubu, wcześniej grająca na pozycji obrońcy.
Checz Gdynia jest najstarszym kobiecym klubem sportowym w Polsce - piłkarki w jego barwach dają z siebie wszystko już od 46 lat. Klub ma na swoim koncie kilkakrotny tytuł mistrza Polski, prowadzi szkółkę dla dziewcząt, jest też aktywny w lidze seniorskiej, w której – jako jedyna drużyna z Pomorza – zdobył tytuł mistrzowski. Dla zawodniczek drużyny z Gdyni powiedzenie, że piłka nożna to sport "dla mężczyzn" to nieporozumienie.
– Jak to jest grać jak kobieta? – pytam, a piłkarka śmieje się gorzko. – No właśnie…
– Poziom gry kobiet wcale nie jest gorszy od tego prezentowanego przez mężczyzn. Jest to po prostu nieco inna specyfika gry, związana z cechami fizycznymi. Co więcej, jeśli chodzi o zaangażowanie i wytyczne od trenera, to kobiety są bardziej skore do współpracy. Z doświadczenia i opinii innych trenerów mogę powiedzieć, że kiedy piłkarce powie się na boisku, że ma coś zrobić, to po prostu to zrobi, natomiast panowie zawsze mają jakieś obiekcje – komentuje Agnieszka Kopka.
Trenerka zauważa, że w wielu europejskich krajach kobiety otrzymują już wynagrodzenie adekwatne do poświęcanego przez nie czasu i mogą traktować karierę piłkarską jak normalną pracę, a nie hobby. Inaczej jest w Polsce. Tutaj liga kobieca często spychana jest na pozycję pół-amatorskiej. Brakuje sponsorów, promocja podupada. Winne są stereotypy.
– To wszystko idzie odgórnie. Gdzieś tam, w męskich głowach, a takich jest więcej w zarządzie Polskiego Związku Piłki Nożnej, piłka nożna jest traktowana jak sport dla mężczyzn. I koniec – mówi. – I słyszymy wypowiedzi takie jak trenera Legii, z których wynika, że kobieca piłka po prostu nie istnieje – dodaje.
A może dziewczynki po prostu nie chcą grać w piłkę? Kiedy byłam dzieckiem, na boisku było zawsze trochę więcej chłopców niż dziewczynek, ale różnica nie była wcale taka znaczna. Niemniej już w podstawówce na zajęciach z wychowania fizycznego powstał niepisany podział. Nie raz było tak, że chłopcy grali w piłkę, a dziewczynki "z braku sali" siedziały na ławkach i im "kibicowały". Nikt nie protestował - jakoś zabrakło wówczas rozsądnych pedagogów, którzy położyli by nacisk na to, by wszystkie dzieci mogły rozwijać się w równym stopniu.
– To nie tak – odpowiada mi trenerka. – Bardzo dużo dziewczynek chce grać. Teraz mamy nawet grupę 6-7-latek. Jest mnóstwo telefonów od rodziców. Ostatnio trener z Bydgoszczy informował nas, że mają 30 dziewczynek i zainteresowanie jest ogromne. Trend jest zwyżkowy, obserwujemy, że powstaje bardzo dużo nowych klubów i akademii, oferty tych są rozszerzane, na przykład chłopcy i dziewczynki do pewnego wieku mogą trenować razem. Dzieci nie mają w głowie tych uprzedzeń, dla nich jest to sport zarówno dla chłopców, jak i dla dziewczynek – podkreśla trenerka.
Nie dla nich miliony
Od czasów Maribel Dominguez, o którą biły się kobiece i męskie kluby piłkarskie, w kobiecej piłce nożnej działo się wiele interesujących rzeczy. Na światową legendę wyrosła Marta Vieira da Silva, czyli po prostu Marta, zawodniczka z Brazylii, którą FIFA ogłosiła najlepszą piłkarką na świecie aż pięciokrotnie – w latach 2006-2010.
Marta, kuzynka Pelego, była wówczas w swojej życiowej formie. Szybka, precyzyjna i niezwykle skuteczna na swojej pozycji napastnika - grając przez 4 sezony w szwedzkim klubie Umea IK strzeliła 111 goli podczas 103 meczów. W odnoszeniu sukcesów na murawie nie przeszkadza jej bardzo niski wzrost - zawodniczka mierzy zaledwie 163 cm wzrostu. Przeszkadzało jej natomiast coś innego – urodziła się kobietą, a piłka nożna na światowym poziomie to "świat mężczyzn".
Kiedy w wieku 24 lat po raz ostatni otrzymała tytuł najlepszej piłkarki na świecie, świat zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Choć odcisk jej buta, jako jedynej piłkarki na świecie, znalazł się w Alei Gwiazd na Maracanie, nie zasypywały ją propozycje, nie czekały na nią góry bogactwa i natrętni reklamodawcy – Marta z trudem wiązała koniec z końcem, żeby nadal robić, to co kocha.
Dysproporcja pomiędzy wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn grających w piłkę nożną jest tak wielka, że trudno się spodziewać, by można było ją szybko zniwelować. Katarzyna Kiedrzynek, której w ubiegłym roku magazyn "Piłka Nożna" przyznał tytuł najlepszej piłkarki w Polsce (nagrodę przyznawano kobietom wówczas po raz pierwszy), komentowała wtedy w rozmowie z WP Kobieta, że nie spodziewa się pod tym względem zmian.
– Zdecydowanie trudno porównywać te kwestie. Krótko mówiąc, mężczyźni zarabiają miliony, a my tysiące. Nie wiem, czy kiedykolwiek piłka kobieca pod względem zarobków dojdzie do takiego poziomu, jaki jest wśród piłkarzy. Dotyczy to zarówno Polski, jak i świata. Choć oczywiście wiele zależy od kraju i od konkretnej osoby. Od tego jaką jest się zawodniczką i czym się zasłynęło jaki piłkarka. Ale oczywiście dysproporcja w płacy istnieje i wydaje mi się, że zawsze będzie – mówiła wówczas.
O tym, że dysproporcje płac są krzywdzące, wiedzą wszyscy, jednak dotąd niewiele piłkarek starało się z tym walczyć. Ścieżkę przetarło pięć Amerykanek, które wiosną ubiegłego roku złożyły skargę do sądu na władze swojego klubu. Argumentowały, że są ofiarami krzywdzącej dyskryminacji płacowej. Amerykanki Carla Lloyd, Becky Sauerbrunn, Hope Solo, Alex Morgan i Megan Rapinoe należą do ścisłej światowej czołówki. – Liczby mówią same za siebie. Jesteśmy najlepsze na świecie, mamy trzy mistrzostwa świata, cztery mistrzostwa olimpijskie, a męska reprezentacja zarabia więcej tylko za to, że po prostu jest, a nie dlatego, że coś wygrywa – komentowała pozew Hope Solo. Dla jej kolegów jak dotąd największym sukcesem był awans do 1/8 finału mistrzostwa świata.
Sprawa otarła się o strajk, ale piłkarki ostatecznie dostały podwyżki. Nie oznacza to, że panie z amerykańskiej reprezentacji zarabiają obecnie tyle samo, co panowie. Uważają jednak, że obecnie ich wynagrodzenie jest "bardziej sprawiedliwe". Jak podaje "The New York Times", zgodnie z nową, obowiązującą do 2020 roku umową wynagrodzenie niektórych zawodniczek zwiększyło się do około 200-300 tys. dolarów.
Zarobki tego rzędu dla większości polskich piłkarek to zupełna abstrakcja. Mimo to chętnych pań, by uprawiać ten sport, niejako "w podziemiu", nie brakuje. 12 drużyn kobiecych rywalizuje ze sobą w Ekstralidze, prócz tego są jeszcze ligi I-IV i Puchar Polski, łącznie około 270 drużyn piłkarskich. Żeby było ich jeszcze więcej, potrzebne jest odpowiednie zaplecze szkółek, sprzętu, specjalistów. Jeśli zainteresowanie będzie rosnąć, sponsorzy w końcu się znajdą. By tak się stało, potrzebna jest zmiana podejścia – pytanie, czy stać nas na to już teraz.