Im mocniej się drapią, tym większą czują ulgę. "Po wszystkim jestem zła i zawiedziona"
Kobiety drapią się do krwi po twarzy, dekolcie, rękach. Później tuszują rany, kładąc makijaż, bądź zakładając bluzy z długim rękawem w upalne dni. Zimą łatwiej im ukryć skutki patologicznego skubania. – Pamiętam każdą z moich pacjentek, bo leczenie jest długie i wymaga konsultacji z psychologiem oraz psychiatrą – mówi o dermatillomanii dr n. med. Małgorzata Marcinkiewicz. Tekst zawiera zdjęcia ran, które zadają sobie nasze rozmówczynie.
W przypadku Weroniki skutki kompulsywnego drapania mogą się wydawać prozaiczne. Pod skórą, którą rozdrapuje, szuka jednak ukojenia dla ogromnego stresu, który nie daje jej normalnie żyć.
– Nie zakładam sukienek z odkrytymi ramionami, szukam takich zabudowanych. Latem ukrywam się pod pareo, ciężko mi się pokazać w stroju kąpielowym. Przy wysokich temperaturach znacznie pogarsza się mój komfort – zdradza kobieta.
Weronika od 13 lat uporczywie drapie skórę, rozdrapuje stare rany i wyciska wszelkie wypustki w obszarze ramion i przedramion.
– W sytuacjach kryzysowych drapię dekolt, uda lub plecy. Te czynności wynikają u mnie ze stresu w życiu zawodowym i rodzinnym, odczuwaną presją i emocjami. Największe nasilenie pojawia się wieczorami przed snem, przed kąpielą, gdy po całym dniu następuje "zwolnienie blokady". Co to u mnie oznacza? Zaczynam rozmyślać o tym, co było, co się zdarzyło, co zostało wypowiedziane, z czym muszę się zmierzyć – opowiada w rozmowie z WP Kobieta Weronika. Dodaje, że jak patrzy na swoje ręce, to wie, jak się czuje.
– Mój mąż również po latach nauczył się, rozpoznawać po stanie moich rąk, w jakim jestem stanie psychicznym. Niestety, jestem osobą podatną na stresy i emocje, które tłamszę w sobie, więc właściwie nigdy nie doprowadziłam swoich rąk do normalnego i zdrowego stanu – podsumowuje Weronika, która z zaburzeniem mierzy się od czasu liceum.
"Sami się nie powstrzymają od tej destrukcyjnej czynności"
18-letnia Marika jest w klasie maturalnej. Im mocniej się drapie, tym większą ulgę czuje. Po chwili wytchnienia pozytywne uczucia zastępują złość i poczucie winy. – Żyje mi się bardzo ciężko. Jestem młoda, a nie mogę chodzić w ulubionych ubraniach, bo przerastają mnie spojrzenia ludzi. Mam świadomość, że drapie się ze stresu, czasami z nudów – wyznaje kobieta.
Podobnie ma 25-letnia Marta. Dodaje, że jak była młodsza, spotkała się z brakiem zrozumienia ze strony bliskich osób. – W trakcie dojrzewania, kiedy sytuacja się pogorszyła, rodzice kazali mi zakrywać blizny nawet latem. "Nie będziesz mieć chłopaka", "Nikt cię nie polubi" – słyszałam. Wywoływało to we mnie olbrzymi wstyd i niepewność siebie. Długie lata zajęło mi zaakceptowanie mojego ciała – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Statystycznie, 75 proc. pacjentów cierpiących na dermatillomanię to kobiety. Leczenie tego schorzenia jest długie i wymaga kooperacji z psychiatrą oraz psychologiem.
– Dermatilomania jest także nazywana drapaniem skóry z przyczyn psychogennych, co oddaje naturę problemu. Każdy z nas od czasu do czasu podrapie sobie skórę. Moi pacjenci drapią zaś kompulsywnie i rzutami, zwykle, gdy są zestresowani – pracą, nauką albo się nudzą. Drapią się tak intensywnie, że doprowadzają do powstania ran – tłumaczy dr n. med. Małgorzata Marcinkiewicz.
Płytkie nadżerki goją się szybko. Problem polega na tym, że uszkodzenia skóry, które wywołują, są często głębsze i powodują powstawanie blizn lub przebarwień. Często też pacjenci rozdrapują już istniejące rany lub strupy.
– Niestety ludzie zgłaszają się do dermatologa w późnej fazie choroby, gdy skóra jest pokryta w dużej liczbie zarówno nadżerkami, jak i bliznami. Zawsze w tle jest głębszy problem. Raz jest to niska samoocena, innym razem problem w pracy i mobbingujący szef. Zdarza się też, że problem leży jeszcze głębiej i tu potrzebny jest doświadczony specjalista. Pacjenci sami bowiem nie są w stanie powstrzymać się od tej destrukcyjnej czynności – kwituje specjalistka.
Po wydrapaniu ran następuje ulga. Potem, niestety, przychodzi rozgoryczenie, wstyd, złość czy żal. – Osoby chorujące na dermatillomanię unikają spotkań towarzyskich. Jeśli skubanie dotyczy innych miejsc na ciele niż twarz, to jest to łatwiejsze do ukrycia. Gdy kwestia dotyczy twarzy, konieczny jest makijaż maskujący, który też może utrudnić prawidłowe gojenie, bądź może sprzyjać infekcjom – ocenia dermatolog.
"Wołanie o pomoc"
Marcinkiewicz podkreśla, że jej pacjentki często pojawiają się w gabinecie same, a w tej chorobie ważne, aby otaczać się zaufanymi ludźmi i bliskimi. Wówczas leczenie będzie skuteczniejsze. Jak podaje, w terapii ma nie tylko osoby dojrzałe, ale również nastolatki. Na dermatillomanię mogą chorować również małe dzieci. W ich przypadku, jak mówi ekspertka, skubanie skóry to milczące, bezgłośne wołanie o pomoc.
Na koniec specjalistka uwrażliwia: "Jedną z form terapii, stosowaną w dermatillomanii, jest podanie pochodnej witaminy A, czyli izotretinoiny. Jest to leczenie obciążające organizm i musi być prowadzone pod ścisłym nadzorem specjalisty dermatologa".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!