Kamila przeszła przez wszystkie kręgi piekła. Fragment książki "Porwania" Moniki Sławeckiej
- To piekło zgotował jej inny człowiek. Od uwięzienia Kamili i wielokrotnego gwałtu na niej minęło ponad 7 lat. Dziewczyna jest w kompletnej rozsypce, martwię się o jej życie. Nie ma środków na terapię, odczuwa wobec ludzi agresję, która wynika z lęku. Kamila została uprowadzona przez sąsiada ze wsi, w której się urodziła i dorastała – pisze Monika Sławecka w książce "Porwania. Wstrząsające historie osób, które zostały uprowadzone”.
22.05.2020 | aktual.: 23.05.2020 12:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Monika Sławecka, autorka książki "Porwania. Wstrząsające historie osób, które zostały uprowadzone”: Wracamy do trudnego czasu w Twoim życiu.
Kamila Zwierzyńska: Do dzisiaj nie mogę przestać o tym myśleć. Żyję w tym gnoju już tyle lat i końca nie widać. Nie wiem, co było gorsze: czas, który spędziłam jako materac tej świni, czy to, co przeżywam od uwolnienia się. Wszystko jest dla mnie brudem, koszmarem. Budzę się w nocy spocona. Wciąż czuję ten smród. Zaczęłam ćpać. Z początku bardzo mi to pomagało, zapominałam, ale w pewnym momencie brakowało mi gotówki. Nie chciałam kraść, poszłam na odwyk, jeden, drugi. Teraz mam najczystszy czas, odkąd zostałam porwana. Ale nie wiem, jak długo to potrwa, ludzie cieszą się z każdego dnia, ja z nocy, którą spędzam w czystym, pachnącym łóżku, sama, niczym nieodurzona.
Ile miałaś lat, kiedy zostałaś porwana?
Szesnaście. Wracałam z zajęć w zawodówce, była zima, było już ciemno, dookoła psy szczekały dupami. Idę sobie idę i nagle budzę się z ku...skim bólem głowy w ciemnym, nieogrzewanym pokoju. Na głowie mam zaschniętą ranę. Przecieram ją ręką, boli, krzyczę, wstaję z łóżka, żeby wybiec z pokoju, ale mam związane nogi, wywracam się na drewnianą podłogę. Ktoś wpada do pokoju, dostaję w łeb.
Przebudzam się, kiedy gwałci mnie jakiś olbrzym, śmierdzący łajnem, wódką i jakimś starym mięsem. Rzygam pod siebie, on mi wsadza pięść w buzię, zaczynam się dusić. Tracę przytomność. Budzę się i cały ten rytuał się powtarza. W końcu on się lituje nade mną, przynosi mi jakiś samogon, który pijemy razem. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że to sąsiad z mojej wioski. Stary kawaler, pijak, ale nigdy nikomu nie podpadł. Biorę wielki łyk, tracę przytomność.
Przebudzam się, gdy słyszę rozmowę. Myślę, że to jedyny moment, żeby wyjść z tego cało. Inaczej on mnie zabije. Jestem przekonana, że nie wyjdę stąd żywa. Zaczynam krzyczeć, piszczeć, ile sił w płucach. Staczam się z łóżka, robię huk, słyszę kroki. Podbiega do mnie ta świnia i kopie z całej siły w głowę, w brzuch, znowu tracę przytomność.
Przebudzam się w szpitalu w czystej, wykrochmalonej pościeli. Nie mogę się ruszyć, jestem cała w gipsie, obolała. Widzę moich rodziców przy łóżku, którzy natychmiastowo reagują na moje przebudzenie. Łzy płyną strumieniami, nie płaczę, ja wylewam z siebie wodospad brudu i bólu.
Kto ci pomógł?
Nasz listonosz. Przyszedł do świni z rentą. Sorry, nie potrafię inaczej o nim mówić. Kiedy wrócił po pięciu latach odsiadki, przegonili go ze wsi widłami. Jednak po jego powrocie, gdy litość ludzi się skończyła i o wszystkim sobie przypomnieli, wyssali ze mnie resztę chęci do życia. Patrzyli na mnie spode łba, baby za plecami mówiły, że to była pewnie moja wina. Miałam wrażenie, że faceci nakręcają się na mój widok. Bałam się powtórnego gwałtu. Nie zniosłabym tego.
Wyprowadziłam się od rodziców, zamieszkałam w Białymstoku, zatrudniłam się jako barmanka. Wtedy zaczął się mój problem z alkoholem. Po nim stawałam się agresywna, wszystkie traumy i nerwy wychodziły na wierzch.
Jak długo trwała twoja gehenna?
Weekend. Porwał mnie w piątek, a w poniedziałek przyszedł listonosz. Feralny czas sobie wybrał, zapomniał, że ktoś może do niego zajrzeć, pewnie przez to, że wiecznie był pijany. A on był przygotowany i musiał planować to porwanie. Może nie mnie, ale czekał, aż mu się ktoś nawinie. Faktem jest, że u nas jak nadchodzi weekend, to cała wieś pije. Niektórzy przebudzają się w niedzielę, ale już tylko nieliczni dojeżdżają do kościoła, tym bardziej zimą. Za daleko i za zimno, lepiej się schlać i spać.
Co się działo, gdy trzeźwiałaś?
Dramat, kac straszny, brak chęci do życia. Prawdziwe otrzeźwienie przyszło, kiedy trzech chłopaków, z którymi piłam, chciało mnie zgwałcić. Było ich trzech, a ja jedna, bez szans. Dostałam takiego ataku furii, że mało ich nie zabiłam. Musiałam się wyprowadzić z Białegostoku. Wróciłam do rodziny. Teraz zajmuję się gospodarstwem, jestem czysta. Rodzice mówią, że wszystko się ułoży, przecież jestem młoda, zdrowa, wszystko jeszcze przede mną. Ale we mnie coś umarło. Nie potrafię się już śmiać, cieszyć z normalnych rzeczy, nie potrafię być dla siebie dobra, jakbym na to nie zasługiwała. Jakbym była przeznaczona do najgorszego. Jakby czekało mnie w życiu już tylko czucie gówna, które wypluwa ten świat.
Wywiad jest fragmentem książki Moniki Sławeckiej "Porwania. Wstrząsające historie osób, które zostały uprowadzone”.
Monika Sławecka jest autorką książek o problemach społecznych. Nakładem wydawnictwa Pascal ukazały się wcześniej jej książki "Alkohol. Piekło kobiet", "Balet, który niszczy" i "Dożywocie".