Blisko ludziKatarzyna Kobro – ikona awangardy

Katarzyna Kobro – ikona awangardy

Najwybitniejsza polska rzeźbiarka, artystka awangardowa, której prace poznał cały świat. Jej talent i dorobek artystyczny doceniono wiele lat po śmierci. Część prac Katarzyny Kobro przepadła w czasie wojny, niektóre rzeźby porąbała siekierą, by ogrzać mieszkanie i ugotować kaszę dla córki. Zmarła przedwcześnie na raka. Objawy choroby przez kilka lat ignorowała, była zbyt zajęta poszukiwaniem zarobku i bataliami sądowymi z mężem, usiłującym odebrać jej dziecko.

Katarzyna Kobro – ikona awangardy
Źródło zdjęć: © Marcin Stępień / Agencja Gazeta

Najwybitniejsza polska rzeźbiarka, artystka awangardowa, której prace poznał cały świat. Jej talent i dorobek artystyczny doceniono wiele lat po śmierci. Część prac Katarzyny Kobro przepadła w czasie wojny, niektóre rzeźby porąbała siekierą, by ogrzać mieszkanie i ugotować kaszę dla córki. Zmarła przedwcześnie na raka. Objawy choroby przez kilka lat ignorowała, była zbyt zajęta poszukiwaniem zarobku i bataliami sądowymi z mężem, usiłującym odebrać jej dziecko.

Artystka, która przestała traktować rzeźbę jako bryłę i otworzyła ją na przestrzeń, miała zostać dentystką. Gdyby nie przerwane studia na wydziale stomatologii, nie weszłaby do grona wybitnych twórców awangardy XX wieku, nie stworzyłaby artystycznego duetu z wybitnym malarzem Władysławem Strzemińskim, ale jej życie prywatne byłoby, prawdopodobnie, o wiele łatwiejsze. Stomatologia to był pomysł rodziców Katarzyny Kobro, matki Rosjanki i ojca pochodzącego z niemieckiej rodziny mieszkającej w Rosji. Katarzyna, urodzona 26 stycznia 1898 roku w Moskwie, rozpoczęła studia w wieku 18 lat. Posłuchała rodziców, choć wierzyła, że jej przeznaczeniem jest sztuka.

To właśnie rozmowy o sztuce zbliżyły ją do kaleki wojennego, którego poznała jako wolontariuszka w moskiewskim szpitalu. Trwała I wojna światowa i wiele panien z dobrych domów pomagało pielęgnować rannych żołnierzy. Katarzyna trafiła na Władysława Strzemińskiego, Polaka służącego w armii carskiej. Raniony w czasie wybuchu granatu stracił rękę, nogę i miał poważną kontuzję oka. Dziewczyna spędzała przy jego łóżku wiele godzin, pokazywała mu swoje rysunki, opowiadała o rzeźbach. Wkrótce Kobro i Strzemiński zostali parą.

Miłość w czasie rewolucji

W 1917 roku w Rosji zaczęła się rewolucja. Mieszczański świat, w którym wychowała się Katarzyna, rozpadał się na jej oczach. A ona sama od dziecka była buntowniczką, rzuciła więc stomatologię i przeniosła się wydział rzeźby. Po zdobyciu władzy przez bolszewików rozgorzała wojna domowa, życie w Moskwie stawało się coraz trudniejsze, pojawił się głód. Kobro przerwała studia i wyjechała do Smoleńska, gdzie ponownie spotkała Strzemińskiego, zamieszkali razem. Pochłonęła ich artystyczna atmosfera miasta, spotkania z Markiem Chagallem i Kazimierzem Malewiczem, dyskusje. Pracownia Kobro i Strzemińskiego wypełniona szkłem, blachą i skrzynkami nazwana została „paletą konstruktywizmu”.

Kobro tworzyła tam swoje suprematyczne rzeźby, które Strzemiński określał jako „zjawiska o znaczeniu europejskim”. Od początku był świadomy talentu swojej partnerki, sam także realizował się jako artysta. Malował obrazy, które kupowały ówczesne rosyjskie muzea. Mimo braku pełnej sprawności fizycznej Władysław był bardzo aktywny, wysportowany, poruszał się za pomocą szczudeł. Jego postawa sprawiała, że nie widziano w nim kaleki. Wręcz przeciwnie – podobał się kobietom, wpatrzonym w chabrowe oczy artysty. Uroda Kobro była charakterystyczna - dosyć ostre rysy twarzy, gęste ciemne włosy zgodnie z ówczesną modą ścięte na krótko. Uwagę przyciągały jej wielkie, błękitne oczy.

Ucieczka do Polski

W Smoleńsku w 1920 roku Kobro i Strzemiński pobrali się. Dwa lata po ślubie mąż zaczął namawiać żonę do wyjazdu z Rosji. Do Paryża uciekł już Chagall, a Kandinsky wyemigrował do Niemiec. Sowieci, którzy budowali nowy ustrój, nie potrzebowali artystów awangardowych. W sztukę wkroczyła polityka. Zamiast do Francji Strzemiński i Kobro trafili do Polski, uciekli przez zieloną granicę. Przedzierali się przez błoto i bagna, ona dźwigała bagaże, których nie mógł nieść kaleki mąż. Byli zdani na łaskę przewodnika, opłaconego z pieniędzy pochodzących ze sprzedaży biżuterii, którą Kobro dostała od matki. Ryzykowali życiem. Na szczęście ucieczka powiodła się.

W Polsce trafili najpierw do Wilna, gdzie Władysław miał rodzinę. Strzemiński szybko podjął pracę jako nauczyciel, pisał także do awangardowego magazynu krakowskiego „Zwrotnica”. Kobro, nie znająca polskiego, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Rodzina Władysława nie akceptowała ekscentrycznej rzeźbiarki, na dodatek Rosjanki. Zniechęcona wyjechała do Rygi, gdzie mieszkał wówczas jej ojciec. Przez kilkanaście miesięcy Strzemińscy żyli w związku na odległość. Wreszcie w 1924 roku wzięli ślub kościelny, wówczas Katarzyna otrzymała polskiego obywatelstwo i wróciła z mężem do Polski.

Przez kilka lat małżeństwo tułało się po prowincjonalnych miasteczkach. Pracowali w szkołach, tworzyli swoją sztukę, kontaktowali się z artystami polskimi i zagranicznymi.
Dopiero na początku lat 30. trafili do Łodzi, miasta, w którym postanowili założyć dom. Tutaj przyczynili się do stworzenia prestiżowej galerii sztuki nowoczesnej, drugiej na świecie po Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Dzięki tej inicjatywie w Łodzi pojawiły się obrazy m.in. Picassa i Mondriana. Dzieła Strzemińskich trafiły zaś do muzeów w Holandii, Belgii i Francji.
Władysław otrzymał prestiżową Nagrodę Artystyczną Miasta Łodzi – ku zgorszeniu konserwatywnych artystów, którym sztuka awangardowa kojarzyła się z bolszewizmem. Przeciwnicy Strzemińskiego chcieli zdyskredytować jego osiągnięcia, mówiąc, że nie wręczono mu nagrody, tylko zapomogę dla inwalidów. Niewątpliwie otrzymane pieniądze podreperowały skromny budżet małżeństwa, które do tej pory nie zarabiało na swoich dziełach. Obydwoje pracowali jako nauczyciele, a niewielki dochód przeznaczali na zakup materiałów do tworzenia rzeźb i obrazów.

Od połowy lat 20. Kobro zaczęła tworzyć prace przestrzenne, w budowaniu kompozycji polegała na wyliczeniach matematycznych – złotym podziale i ciągu Fibonacciego. Robiła też akty kobiece, które lepiła z gliny, a później były odlewane w gipsie. Wiele z tych dzieł stanowiły autoportrety, o czym mogła się przekonać jedna z uczennic Władysława, która przyszła wieczorem do mieszkania Strzemińskich. Drzwi otworzyła jej naga Kobro, ręce miała umazane gliną. Strzemińscy związali się z grupą artystyczną Praesens, a w 1929 roku założyli własną grupę „a.r.” Dołączyli do nich architekci i poeci, celem artystów było tworzenie nowoczesnych form malarstwa, architektury, poezji.

Szczęśliwa dekada

Dekada lat 30. to najszczęśliwszy okres w życiu Strzemińskich. Ich sztuka, chociaż nie do końca zrozumiana, daleka od tradycyjnej i często krytykowana, była obecna na wielu wystawach w Polsce i za granicą. Po obejrzeniu prac awangardowej rzeźbiarki Maria Dąbrowska określiła je w swoim dzienniku jako „metalowe figle Kobro”. Wielu krytyków było wobec Kobro bezlitosnych, mówili, że jej prace w ogóle nie są rzeźbami. Ona odpowiadała hardo - „Moja rzeźba nie jest tym, czego by chcieli w swych salonach zbankrutowani i spatynowani fabrykanci”.

Spełniona artystka miała tylko jedno marzenie – chciała zostać matką. Przez wiele lat nie mogła zdecydować się na dziecko, głównie z powodu swojego męża, który, jak wspominała później, chciał stłamsić jej instynkt macierzyński. Strzemiński uważał, że jego partnerka powinna poświęcić się sztuce i jemu samemu. Mimo dużej samodzielności, jak na swoje kalectwo, potrzebował asysty żony na każdym kroku – kroiła mu chleb na drobne kąski, smarowała masłem, wbijała gwoździe i rozwieszała obrazy, ostrzyła ołówki, myła pędzle. Katarzyna postawiła na swoim i w 1936 roku urodziła córeczkę – Nikę. Chorowite dziecko wymagało opieki, więc Kobro, troskliwa matka, zrezygnowała na jakiś czas ze sztuki. A później wybuchła wojna, która na zawsze zmieniła życie wielu polskich rodzin, w tym Strzemińskich.

Masaż stóp za talerz makaronu

We wrześniu 1939 roku Władysław z Katarzyną i malutką Niką uciekli na wschód – do Wilejki Powiatowej pod Wilnem. Z łódzkiego mieszkania zabrali niewiele rzeczy, wierzyli, że wojna wkrótce się skończy. Oczywiście, stało się inaczej. Po agresji ZSRR Wileńszczyzna znalazła się pod okupacją sowiecką. Strzemińscy musieli z czegoś żyć. Władysław znalazł pracę w szkolę, gdy nadeszła zima, żona woziła go do pracy na sankach, temperatura spadała nawet do minus czterdziestu stopni. Nauczycielska pensja była skromna.
Kobro też starała się zarabiać. „Chodziłam do bogatych, sparaliżowanych staruszek masować im nogi za talerz makaronu dla dziecka” - tak opisała pierwszą wojenną zimę w swoich notatkach. Pobyt w Wilejce był dla rodziny trudny, nie tylko z powodu biedy, ale również dlatego, że groziło im zesłanie na Syberię, gdyby lokalne władze sowieckie dowiedziały się o ich nielegalnej ucieczce z Rosji w latach 20.
Świadomi zagrożenia Strzemińscy zaczęli starać się o pozwolenie na powrót do okupowanej przez hitlerowców Łodzi. Udało im się to w maju 1940 roku.

Po powrocie okazało się, że dawne mieszkanie przejęli Niemcy, małżeństwo musiało więc zamieszkać u znajomych. Kobro udało się odzyskać trzymane w piwnicy obrazy męża. Własne rzeźby odnalazła zaś na wysypisku śmieci – dla nazistów nie miały żadnej wartości. Hitlerowcy gardzili sztuką awangardową, nazywając ją „wypocinami chorego mózgu”.
W Łodzi Kobro podjęła decyzję, która miała poprawić sytuację życiową rodziny, lecz paradoksalnie doprowadziła do jej rozpadu. Zapisała się na tzw. „białą listę” – czyli określiła się jako Rosjanka nienależąca do narodowości polskiej. Dla Katarzyny było to naturalne, urodzona i wychowana w Moskwie, czuła się Rosjanką. Dla Władysława, bardzo związanego z niepodległą Polską, była to zdrada. Nie mógł wybaczyć Kobro, że zrobiła to w tajemnicy, stawiając go przed faktem dokonanym. Strzemiński jako współmałżonek także musiał podpisać tę listę. Rodzina mogła liczyć na lepsze traktowanie ze strony okupanta – dostęp do lepszej żywności, leków, nie groziła im wywózka na roboty do Niemiec, lecz dla Władysława zaprzeczenie swojej tożsamości narodowej było czymś, z czym nie mógł się pogodzić.

Parszywa kobra

W zgranym dotychczas małżeństwie pojawiła się pierwsza poważna rysa. Konflikt pogłębił się, gdy Kobro postanowiła ochrzcić córkę w kościele prawosławnym, a nie katolickim, jak życzył sobie tego Strzemiński.
Jeszcze większą wściekłość Władysława powodowały wyjazdy żony do Poznania, gdzie mieszkali ojciec i siostra Katarzyny, identyfikujący siebie jako Niemcy. Podczas rodzinnych wizyt Kobro korzystała z przywilejów niedostępnych dla Polaków – np. chodziła z córką na basen. Nika, zapamiętała czasy wojenne jako okres awantur. Strzemiński bił żonę, okładając ją szczudłem, ona nie uciekała przed ciosami. Wyzywał ją – określenie „parszywa kobra” – należało do najłagodniejszych. Gdy w czasie jednej z kłótni zarzucił żonie niegospodarność, Kobro porąbała siekierą swoje rzeźby, odnalezione wcześniej na wysypisku, napaliła nimi w piecu i ugotowała kaszę dla córki.
Wiosną 1944 roku po kolejnej awanturze Kobro wyrzuciła męża z domu.

Wyzwolenie nie oznaczało końca konfliktu rodzinnego. Wręcz przeciwnie wojna między Katarzyną a Władysławem weszła w fazę wyniszczającą. Na początku pozornie wszystko wyglądało dobrze. Rodzina wróciła do przedwojennego mieszkania, Kobro zajmowała się córką, Strzemiński zaangażował się mocno w odbudowanie życia artystycznego Łodzi. Wkrótce nadszedł pierwszy cios – Katarzyna została oskarżona o odstąpienie od narodowości polskiej w czasie okupacji, sprawa zakończyła się wyrokiem skazującym, od zarzutów uwolniła ją dopiero apelacja. Podobny proces wytoczono także Strzemińskiemu, ale sprawę szybko umorzono.

Zajście to jeszcze bardziej podsyciło wzajemną nienawiść małżonków. W ich relacji nastąpiła całkowita zmiana. Przed wojną Kobro i Strzemiński wspierali się nie tylko jako partnerzy życiowi, ale także jako artyści. Po wyzwoleniu Władysław mścił się na żonie na każdym polu. Podczas gdy sam szybko znalazł zatrudnienie w Szkole Sztuk Pięknych, był współautorem programu edukacyjnego i wykładowcą uwielbianym przez studentów, nie dopuścił, by jego żona weszła do grupy twórców liczących się w środowisku łódzkim.
W 1947 roku postanowił uderzyć w jej najczulszy punkt, wniósł sprawę do sądu o pozbawienie Kobro praw rodzicielskich. Zarzucał Katarzynie, że wynaradawia Nikę i buntuje przeciwko niemu. Ponadto próbował udowodnić przed sądem, że Kobro nie potrafi zająć się córką. Ten zarzut odpierała po latach w swoich książkach Nika Strzemińska, wspominając matkę jako kobietę, która robiła wszystko, by w domu nie było brudu i głodu. Chociaż do perfekcyjnej pani domu artystce było daleko. „Nie raz powtarzała, że dom jest dla niej, a nie odwrotnie. Któregoś razu stojąc nad miską brudnych naczyń, stwierdziła – Nie zamierzam pół życia tracić na porządki i zmywanie – po czym rozmachem cisnęła talerz przez okno” pisała Nika.

Pranie brudów na sali sądowej

W czasie batalii sądowej Strzemiński nadal mieszkał z rodziną i utrzymywał żonę i córkę. Jego sytuacja materialna była o wiele lepsza niż niepracującej żony. Kobro starała się zarabiać, szyjąc szmaciane lalki. Po przegranej sprawie sądowej Władysław wyprowadził się z domu. Pieniądze na dziecko przekazywał żonie przez swoich studentów. W sądzie Kobro oczerniała męża, by wywalczyć korzystny dla siebie wyrok, jednak do jego uczniów mówiła „Wy go słuchajcie, on wie, co mówi”. Sama jako artystka czuła się zbędna, tworzyła głównie akty na swój własny prywatny użytek. Jej prace, które powstawały po wojnie, nie były prezentowane na żadnych ówczesnych wystawach.

Zalegały w domu, wzbudzając bardziej zdziwienie niż podziw odwiedzających Kobro sąsiadów, którzy pytali, kiedy rzeźba zostanie dokończona i będzie można rozpoznać rysy twarzy. Katarzyna nie była już wtedy pewną siebie prekursorką awangardy, lecz jak zapamiętali ją znajomi, przedwcześnie podstarzałą, drobną, chudą, rozdygotaną kobietą, którą spalały nerwy.

Sytuacji artystki nie poprawiła wystawa zorganizowana w sali neoplastycznej w łódzkim muzeum, gdzie pojawiły się jej dawne prace. Kobro zrezygnowała z rozwoju artystycznego i znalazła zatrudnienie jako nauczycielka rosyjskiego. Strzemiński zaś w tym czasie stworzył serie obrazów, przez wielu uważaną za najciekawszą część jego twórczości – były to tzw. powidoki. Fenomen tych obrazów w prosty sposób wytłumaczył swojej córce „Popatrz w słońce. Jeśli teraz szybko zamkniesz oczy, zobaczysz to samo, co ja namalowałem. Powidok jest tym, co wynosisz pod powiekami, spoglądają prosto w słońce”.

Wkrótce skończyła się dobra passa Władysława. Przyjęte przez polskie władze zasady socrealizmu odrzucały sztukę nowoczesną. Nowatorski program nauczania, opracowany przez Strzemińskiego, nie spodobał się ministrowi Sokorskiemu. W 1948 roku artysta został więc zwolniony z uczelni. Od tej pory Kobro nie mogła już liczyć na wsparcie finansowe męża, który sam wegetował na granicy ubóstwa. Z marnej pensji nauczycielskiej i szycia lalek starała się utrzymać siebie i córkę. W 1950 trafiła do szpitala. Diagnoza - rak z przerzutami. Objawy choroby – bóle brzucha, osłabienie - dokuczały jej od dawna, lecz ignorowała je, zajęta walką w sądzie, zarabianiem, utrzymaniem domu. Zmarła 21 lutego 1951 roku w hospicjum. Odeszła w zapomnieniu. Na jej pogrzeb przyszło tylko kilka osób, zabrakło wśród nich Strzemińskiego. On sam zmarł kilkanaście miesięcy później. Do końca życia pracował nad książką „Teoria widzenia”.

Andrzej Wajda pracuje obecnie nad filmem „Powidoki” o życiu Władysława Strzemińskiego (postać malarza zagra Bogusław Linda). W jednym z wywiadów reżyser tłumaczył, że początkowo myślał o filmie o duecie artystycznym Kobro-Strzemiński, lecz zdaniem reżysera byłaby to historia rodem z Dostojewskiego, a żaden Dostojewski nie napisze mu scenariusza.

Małgorzata Brzezińska/WP Kobieta

Korzystałam z Nika Strzemińska „Katarzyna Kobro”, Nika Strzemińska „Sztuka, miłość i nienawiść”, Bomanowska Marzena „7 rozmów o Katarzynie Kobro”, Małgorzata Czyńska „Kobro skok w przestrzeń” „Niebieskie kwiaty, film o miłości Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego”, reżyseria Tadeusz Król.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)