Kenia. Z powodu pandemii rośnie liczba obrzezanych dziewczynek
Kenijskie szkoły, tak jak zresztą wszystkie na całym świecie, zostały zamknięte po wybuchu pandemii. Dla tamtejszych dziewczynek oznaczało to coś wiele gorszego niż nauka zdalna. Oddani tradycji rodzice wysyłają je na rzeź, dosłownie. Świadomie pozwalają na okaleczanie ich narządów płciowych.
24.09.2020 12:52
Andrea Dijkstra, dziennikarka i antropolożka mieszkająca w Nairobi, opisała praktyki stosowane wobec młodych Kenijek. Wśród nich wymienia obrzezanie, które mimo zakazu wciąż cieszy się popularnością wśród lokalnych społeczności. Jak czytamy w jej reportażu na łamach portalu Al Jazeera, przez epidemię koronawirusa zauważono niepokojący wzrost tych barbarzyńskich zabiegów.
Dijkistra rozmawiała z Gumato, pochodzącą z koczowniczego plemienia pasącego wielbłądy. Do połowy marca codziennie zakładała różową bluzkę i granatową spódnicę, a potem szła do szkoły. Obecnie nosi tylko swój długi tradycyjny strój. "Kochałam szkołę i marzyłam o zostaniu nauczycielką przedmiotów ścisłych" – mówi. Dziś ten piękny plan stoi pod znakiem zapytania.
Dramat dzieci
Trzy dni po tym, jak Kenia odnotowała pierwszy przypadek zakażenia COVID-19, rząd zdecydował o zamknięciu wszystkich szkół. Kilka tygodni później rodzice Gumato zdecydowali się poddać córkę okaleczeniu żeńskich narządów płciowych (FGM – skrót z ang. – red.), które jest zabronione w Kenii, ale nadal praktykowane przez niektóre plemiona.
"Od czasu uchwalenia przepisów przeciwko obrzezaniu w 2011 roku liczba zabiegów w Kenii spadła z 28 proc. wśród kobiet w wieku od 15 do 49 lat w 2008 roku do 21 proc. w 2014 roku. Ale ze względu na wielką różnorodność etniczną i kulturową istnieją znaczne różnice regionalne, z częstotliwością przeprowadzania zabiegów od 0,8 proc. na zachodzie kraju do ponad 97 proc. na północnym wschodzie i 78 procent na południu, gdzie mieszkają Masajowie" – pisze dziennikarka.
Matka Gumato jest bardzo zadowolona z obrotu spraw. "Cieszyliśmy się, że szkoły zostały zamknięte, ponieważ dało nam to lepszą okazję do obrzezania naszych dziewcząt" – powiedziała bez ogródek Andrei. "Wakacje są zwykle za krótkie, by mogły w pełni wyzdrowieć" – dodała.
Marzeniem kobiety było, aby jej córka przeszła FGM, ponieważ mężczyźni z ich plemienia żenią się tylko z obrzezanymi dziewczynami. Gumato i dwie inne Kenijki w połowie kwietnia zabrano siłą do domu w wiosce za górami. Nie ma tam żadnych dróg ani administracji, która egzekwowałaby prawo. Dziewczynkom kazano podmyć się zimną wodą, uważaną za środek znieczulający. Następnie zaczęto ciąć jedną po drugiej. Dwie kobiety trzymały każdą za ręce, dwie kolejne za nogi, jedna zakrywała jej oczy, a trzecia okaleczała.
Nie mogły płakać
"To było bardzo bolesne, ale milczałem, ponieważ kobiety zapewniały mnie, że jeśli będę krzyczeć lub płakać, wszyscy uznają mnie za tchórza i nikt nie będzie chciał mnie poślubić" – wspomina Gumato. Po zabiegu nie leczono ani nie oczyszczano ran. "Zostałyśmy z tą całą krwią, a nasze uda były ze sobą związane przez kolejne cztery dni" – relacjonuje Kenijka.
"Musiałyśmy siusiać do wiadra i nie wolno nam było pić żadnej wody" – tłumaczy. Po siedmiu dniach dziewczynki wróciły do swoich domów, ale rana Gumato uległa zakażeniu. Bała się, że nigdy się nie zagoi. "Przez dwa miesiące odczuwałam ogromny ból, prawie nie mogłam chodzić. Oddawanie moczu nadal boli" – wyjaśnia.
Gumato martwi się teraz o swoją przyszłość. "W mojej społeczności dominuje przekonanie, że jak tylko dziewczyna zostanie obrzezana, jest gotowa do małżeństwa" – mówi. "Moja rodzina jest biedna, mamy tylko pięć owiec i siedem kóz i ani jednego wielbłąda" – czytamy. Jej ojciec wykonywał prace budowlane w ich wiosce przed kryzysem związanym z Covid-19, a dziś ma trudności z zapewnieniem bliskim wystarczającej ilości jedzenia.
"Obawiam się, że wkrótce wyjdę za mąż, ponieważ nie ma szkoły, więc po prostu siedzimy bezczynnie w domu. Jeśli ktoś mnie zechce, mój ojciec otrzyma trzy wielbłądy" – wyjaśnia. Dziennikarka Al Jazeery wyjaśnia dalej, że szkoła była dla takich dziewczynek jak Gumato wentylem bezpieczeństwa. Nauczyciele informowali dzieci o ryzyku okaleczania żeńskich narządów płciowych. Kiedy ktoś zgłosił, że dziewczynka przeszła zabieg, natychmiast wzywano policję. Rodzice wiedzieli, co ich czeka, jeśli pozwolą zrobić krzywdę córce. Dzisiaj nie ma kto ich pilnować.