GwiazdyKobieta dynamit, mężczyzna fajtłapa. "Wykastrowałam faceta w 3 lata"

Kobieta dynamit, mężczyzna fajtłapa. "Wykastrowałam faceta w 3 lata"

Kobieta dynamit, mężczyzna fajtłapa. "Wykastrowałam faceta w 3 lata"
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Katarzyna Chudzik
29.03.2018 15:12, aktualizacja: 09.11.2018 10:38

Kobiety kastrują mentalnie swoich mężczyzn. Z powodzeniem. Często kobieta, nawet bezdzietna, zaczyna w związku funkcjonować w roli matki, traktując partnera jak dziecko, któremu musi przypomnieć, żeby nosiło czapkę i ciepłe majtki.

On chodzi jak w szwajcarskim zegarku, ona jest jak ów czasomierz nakręcona. On milczy, ona pokrzykuje, nie znosząc sprzeciwu. I choć sformułowanie, że to "kobieta nosi spodnie w tym związku" jest już wytarte jak dżinsy z dzieciństwa, to bywa ono nader trafne. Mężczyzna w takim związku funkcjonuje jak przedszkolak, często nie z własnej woli. Kobieta jest bowiem przekonana, że trzeba za niego umyć podłogę, bo on zrobi to niedokładnie i przy okazji obleje ścianę brudną wodą. Jest przekonana, że on nie wie, co jest dobre, a co złe i jaką decyzję ma podjąć. I właściwie taki związek może być idyllą, jeśli obu stronom ten specyficzny układ odpowiada. Problem jednak w tym, że rzadko tak bywa.

– Mężczyzna długo nie czuje, że jest niezadowolony. Zaczyna się buntować dopiero po jakimś czasie, dokładnie tak jak buntuje się dojrzewające dziecko. Często uświadamia mu to otoczenie, na przykład koledzy, którzy zapraszają na wspólne oglądanie meczu. Jeśli ten facet dziesiąty raz z rzędu odmówi, bo "żona prosiła, żeby wywiesił pranie", to w końcu zacznie do niego docierać, że "żarty" kolegów z jego pantoflarstwa wcale nie są żartami – opowiada psychoterapeutka par Monika Dreger.

Owego siedzenia pod kobiecą miotłą można się nauczyć; nie jest to cecha cichego fajtłapy, z którą się rodzimy. Podobnie kobieta, która rządzi władzą niepodzielną, nie rodzi się jako żeńska wersja domowego Hitlera. Wpływ na zajmowanie określonych ról w związku mają jednak rodzinne wzorce, co przyznaje Weronika, twierdząc, że "wykastrowała faceta w trzy lata".

- Tu się kłania Freud. W moim domu był typowy model rodziny patriarchalnej, w której kobieta była dodatkiem do związku. Mój ojciec był absolutnym macho, więc ja sobie wymyśliłam, że będę miała partnerski związek z fantastycznym facetem, którego wydawało mi się, że znalazłam. Chodząca encyklopedia, typ wrażliwca, romantyka i artysty. Nieświadomie zaczęłam go wykańczać – zaczyna opowiadać Weronika, która z Markiem wytrzymała kilka lat. Opowiada dość klasyczną historię o tym, że wychodząc z domu rodzinnego, marzyła o tym, żeby egzystować inaczej niż rodzice i funkcjonować w lepszym modelu związku. Niechcący zaczęła jednak "być swoim własnym ojcem". Twierdzi, że wszystkie cechy, które imponowały jej w silnym ojcu, zaczęła przenosić na swoje małżeństwo. - Stałam się facetem w tym związku – kwituje.

Jak twierdzi Monika Dreger, to dość częsta sytuacja. Matriarchat lub patriarchat w rodzinnym domu, determinuje nasze zachowania związkowe w dorosłym życiu. – Nie wypracujemy takiego związku bez zaplecza, nie odnajdziemy się bez niego. Albo powielamy schemat naszych rodziców, albo go odwracamy – mówi psycholożka.
Tak właśnie było w przypadku Weroniki i Marka. Ona odwróciła schemat, on się do niego w naturalny sposób przystosował. W jego rodzinnym domu również panował matriarchat.

Pierdoła i utracjusz życiowy

To ona podejmowała w tej relacji decyzje, od niego nie zależało absolutnie nic. Życie domowe średnio ją interesowało, dlatego fakt, że Marek doskonale gotował, był przez nią przemilczany, czy wręcz niezauważany i naturalny. Interesowała ją głównie kariera oraz dobre wychowanie i wykształcenie ich wspólnej córki. – Traktowałam go jak mebel w moim domu. Uważałam go za pierdołę, utracjusza życiowego. Tylko że nawet o meble trzeba dbać, żeby nie skruszały i nie pokryły się kurzem – ocenia po latach Weronika. Tymczasem jego bogate życie wewnętrzne czasem ją intrygowało, częściej jednak irytowało. Pisał jej wiersze, recytował je, zostawiał romantyczne liściki za drzwiami. Nie rozumiała jednak jego priorytetów.

- Kiedy ja nie mam kasy, to nie zastanawiam się nad tym, czy na pewno się w swojej pracy spełniam, czy czasem nie otaczają mnie głupki, czy jestem w 100 procentach zadowolona. Jeśli straciłabym pracę i nie mogłabym znaleźć innej, która by mnie satysfakcjonowała, to poszłabym chociażby na kasę do Biedronki, a nie marudziła. On natomiast był idealistą, który zamiast pamiętać o tym, że żadna praca nie hańbi, zdawał się w kwestii finansowej na mnie – mówi Weronika.

Twierdzi, że przede wszystkim Marek jej już nie imponował. Nie zarabiał, nie umiał się postawić, był niezaradny. Spełniał tylko cztery z dziesięciu jej wymagań: dobrze gotował, świetnie tańczył, był diabelsko inteligentny i jest doskonałym ojcem. Do tej pory, wiele lat po rozwodzie, spędzają razem każdego Sylwestra.

"Mogłabym mieć każdego"

Weronika twierdzi, że nigdy swojego mężczyzny nie poniżała. Nigdy też nie otrzymała od niego sygnałów, że on myśli inaczej. Niestety Magda nie uniknęła tego błędu.

- Jak przypalił obiad, to mówiłam mu, że "nawet tego nie potrafi zrobić", wzdychałam na widok jego za dużego brzucha w sytuacjach intymnych. Zdarzyło mi się nawet powiedzieć na jednej imprezie, że powinien się cieszyć, że w ogóle ze mną jest, bo mogłabym mieć każdego – mówi trzydziestolatka. Przyznaje, że choć była wtedy pijana, to bardzo żałuje tych słów. Ale nie są już razem, bo ją zdradził. A tego nie była w stanie wybaczyć.

Nietrudno jednak zgadnąć, jaka była przyczyna tego skoku w bok – jego kobieta obniżyła mu poczucie wartości na tyle, że szukał jej potwierdzenia w cudzych ramionach. I choć oczywistym jest, że trzeba zdradę potępić, to staje się ona w tym momencie bardziej zrozumiała.

- Nierzadko do gabinetu seksuologicznego przyprowadza męża kobieta. Ona mówi, co jej przeszkadza i jaki jest problem. Niejednokrotnie wręcz się awanturuje, a na moją prośbę, żeby poczekała na korytarzu, nie reaguje. Twierdzi, że jej mąż przekręci informacje, że będzie się wstydził – opowiada seksuolog Zbigniew Izdebski, dodając, że jest różnica między mobilizacją mężczyzny, a jego upokorzeniem. I twierdzi, że z owego upokorzenia właśnie mogą brać się problemy ze wzwodem i sprawnością seksualną. – Czasem brak erekcji może być spowodowany czynnikami biologicznymi, a czasami niechęcią do kobiety, lęku przed nią – opisuje.

I tak było w przypadku Magdy. Choć do seksuologa nigdy ze swoim chłopakiem nie poszła, to jego problemy ze współżyciem były coraz bardziej widoczne. Dziewczyna wciąż jednak twierdzi, że jej partnerowi poniżające uwagi na ogół nie przeszkadzały, a być może nawet go stymulowały (m.in. do ciągłej walki o nią). Seksuolog stawia jednak inną tezę. Zwłaszcza, że finalnie mężczyzna Magdę zdradził.

- Niektórzy mężczyźni w moim gabinecie mówią, że się nie odzywają, bo wiedzą, że na każde ich słowo przypadnie artyleria kobiecej argumentacji. I że finalnie i tak ją przegrają, dlatego po prostu milczą i przeczekują. Zgadzam się z tym, że dyplomacja jest w związku ważna, ale jednak każdy ma poczucie własnej godności – mówi.

On ją zdradził, ale to ona podjęła decyzję o rozstaniu

Kiedy poczucie naruszenia własnej godności jest tak silne, że ciężko je wyprzeć nawet przed samym sobą, mężczyźni odchodzą.

- Czasem mężczyźni mają odwagę wyjść z tego związku. Wszyscy w ich otoczeniu ich żałują i współczują, a później przyklaskują takiej decyzji, co często dla rządzącej dotychczas kobiety jest kompletnie niezrozumiałe – twierdzi Izdebski. Jego zdaniem najwięcej decyzji o rozwodzie zapada podczas świąt, kiedy kobieta jest w ferworze przygotowań i musztruje mężczyznę przy całej rodzinie. – Już niedługo święta, a to czas niezwykle konfliktogenny. Pamiętajmy jednak, żeby takiej kobiecie alfie zwrócić uwagę w cztery oczy, a nie przy wszystkich, bo jeszcze bardziej upokorzymy mężczyznę i doprowadzimy do eskalacji smutku i gniewu – mówi Izdebski.

Mężczyzna Magdy odszedł do innej. Facet Weroniki również, ale … to ona podjęła decyzję o jego wyprowadzce. To ona złożyła papiery rozwodowe, choć Marek żył od jakiegoś czasu w równoległym związku z inną kobietą. Nie przyznał się. "Ta trzecia" zadzwoniła do Weroniki do biura z pretensjami, dlaczego ona nie chce mu dać rozwodu.To piękna pointa tego związku.

Co zrobić, żeby zostać wykastrowanym? Tak naprawdę wystarczy przyznać, że związany z nami człowiek jest od nas lepszy, w związku z czym ma pełne prawo do podejmowania wszelkich decyzji. To dobrowolne oddanie przywódczej pałeczki, która po jakimś czasie staje się magiczną różdżką, której mocy nie sposób przeskoczyć. Niezależnie od tego jakiej płci ów człowiek jest.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (482)
Zobacz także