Kobiety będą mogły prowadzić czołgi i strzelać z moździerzy
Do tej pory nie mogły prowadzić czołgów, odpalać moździerzy i dowodzić walkami żołnierzy piechoty. Teraz kobiety mogą działać „wszędzie tam, gdzie dotychczas mogli służyć tylko mężczyźni”.
04.12.2015 | aktual.: 04.12.2015 15:14
Do tej pory nie mogły prowadzić czołgów, odpalać moździerzy i dowodzić walkami żołnierzy piechoty. Teraz kobiety mogą działać „wszędzie tam, gdzie dotychczas mogli służyć tylko mężczyźni”. To kolejny krok w drodze o poszanowanie równości w amerykańskiej armii, po tym, jak pięć lat temu prezydent Barack Obama podpisał ustawę znoszącą zakaz służby wojskowej jawnych homoseksualistów.
Porucznik Shaye Lynne Haver jako jedna z dwóch pierwszych kobiet w historii skończyła latem tego roku szkołę US Army Rangers. Wzięła udział m.in. 62-dniowym kursie, uważanym za jeden z najtrudniejszych w amerykańskim wojsku.
Poszła w ślady swojego ojca i obecnie służy jako pilot Apache. To podstawowy śmigłowiec szturmowy wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych, przeznaczony do zwalczania broni pancernej i innej broni ciężkiej.
- To wspaniałe, że mogłam stać się częścią historii. Mam nadzieję, że kobiety, które pójdą w moje ślady, będą silne psychicznie – mówi Shaye Lynne Haver, która w wolnych chwilach bierze udział w maratonach i triathlonach.
Od 1 stycznia 2016 roku, gdy nowa ustawa wejdzie w życie, panie będą mogły konkurować z mężczyznami o wszelkie stanowiska w wojsku USA, włączając w to wszystkie jednostki bojowe oraz siły specjalne - ogłosił minister obrony Ash Carter, znosząc dotychczas istniejące bariery w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych.
- Tak długo, jak kwalifikują się i spełniają standardy, kobiety będą mogły uczestniczyć w naszych misjach w sposób, w jaki nie mogły do tej pory - zapewnił Carter w Pentagonie.
Będą mogły służyć w elitarnej formacji lekkiej piechoty Armii USA (Army Rangers), jednostkach specjalnych Zielone Berety czy Navy Seals, a także piechocie morskiej i siłach powietrznych. Oczywiście pod warunkiem, że spełniają wymagania, w tym dotyczące kondycji fizycznej, jakie stawiane są mężczyznom.
Szacuje się, że dotychczas około 220 tys. stanowisk w wojsku było niedostępnych dla kobiet, czyli około 10 proc. wszystkich sił zbrojnych USA.
Żołnierki nie czekają biernie na decyzje na szczeblu ministerialnym i same przełamują tabu. Niedawno hitem sieci była fotografia karmiących piersią członkiń amerykańskich sił zbrojnych (prezentujemy ją poniżej).
Fotografka Tara Ruby służyła przed laty w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Jak przyznaje, w latach 90. kobiety, które urodziły, nie mogły liczyć na żadne wsparcie. Kiedy usłyszała, że w jednej z baz wojskowych w Teksasie powstaje specjalny pokój dla matek z dziećmi, postanowiła w jakiś sposób się zaangażować. Zorganizowała więc nietypową sesję zdjęciową.
- Pamiętam jak przewijałam swojego malca w ukryciu, chowałam się w toaletach i gdziekolwiek tylko mogłam, mając na sobie pełen mundur. Przy drugim dziecku kazali mi zakrywać „to coś”. Karmienie piersią nie było normą – przyznała Tara Ruby.
- Myślę, że to historyczny moment. Według mnie nigdy wcześniej nie powstała fotografia, pokazująca żołnierki na służbie karmiące swoje dzieci. To wcale nie deprecjonuje ich jako żołnierzy. Czyni je jeszcze silniejszymi - dodała.
Przypomnijmy, że w 2013 roku Pentagon ogłosił decyzję, że kobiety mogą służyć na okrętach podwodnych i brać udział w walkach na pierwszej linii frontu. Ale już wcześniej kobiety aktywnie walczyły w sferach konfliktu. Szacuje się, że stanowiły 2 proc. wszystkich amerykańskich żołnierzy poległych w Afganistanie i Iraku.
Z kolei w 2010 roku prezydent Barack Obama podpisał ustawę znoszącą zakaz służby wojskowej jawnych homoseksualistów. Było to spełnienie jednej z jego wyborczych obietnic. Obowiązująca od 1993 roku zasada „Don’t ask, don’t tell”, czyli „Nie pytaj, nie mów”, pozwalała na służbą wojskową homoseksualistów. Musieli tylko zachować dyskrecję. Od tego czasu z amerykańskiej armii usunięto kilkanaście tysięcy lesbijek i gejów, którzy jednak postanowili ujawnić swoje preferencje seksualne.
Katarzyna Gruszczyńska, (PAP)