Kończy się era "klient nasz pan". Sklep z Gorzowa Wlk. zareagował ostro
Niezadowolona klientka postanowiła zrobić czarny PR sklepowi z konfekcją damską, pisząc na Facebooku, że została z niego wyproszona przez chamską obsługę. – Inni klienci byli zszokowani zachowaniem tej pani i mówili, że dobrze zrobiłam – powiedziała nam właścicielka lokalu.
14.05.2018 | aktual.: 15.05.2018 07:32
Kapitalizm przyzwyczaił nas do tego, że jako klienci mamy prawo żądać i wybrzydzać, podczas gdy obsługa musi być wobec nas usłużna i nieadekwatnie wręcz miła. Kiedy właścicielka sklepu z damską i ciążową odzieżą w Gorzowie Wielkopolskim wyprosiła matkę z dzieckiem ze sklepu, zaczęła się awantura.
Awantura oczywiście internetowa. "W tym o to sklepie zostałam wyproszona bo cytuję 'proszę uspokoić dziecko bo się nie da pracować'. Pani podeszła do mnie i z rąk zabrała mi ciuchy do przymiarki. Czyli oznaka zakupy skończone. Serdecznie NIE POLECAM" (pis. oryg) – napisała pokrzywdzona kobieta na Facebookowej grupie "Nie polecam w Gorzowie Wielkopolskim", dołączając zdjęcie lokalu. Post został udostępniony 146 razy(!). Internauci podzielili się na trzy grupy: jedna z nich atakowała sklep, druga – matkę, trzecia obserwowała całe igrzyska z popcornem w rękach.
Niestety wyrzucona klientka odmówiła nam komentarza, twierdząc, że "ma już dość tej sytuacji". Skontaktowałam się jednak z właścicielką sklepu, która podobnych obiekcji nie miała. - Klientka weszła do sklepu, jej synek miał ponad roczek, może dwa i był zapięty w szelki bezpieczeństwa, tzw. smycz dla dziecka. On bardzo protestował, rozlał jakąś wodę, potem zaczął się wręcz drzeć. A pani kompletnie nie zwracała na niego uwagi, przeszła przez cały sklep na spokojnie, wzięła trzy sukienki i chciała przymierzać. Dziecko krzyczało coraz bardziej, więc chciałam odwiesić te sukienki na bok i poprosiłam, żeby najpierw uspokoiła dziecko, zwłaszcza, że wszystkie przymierzalnie były jeszcze zajęte. Przecież to już nawet nie chodzi o komfort klientów, a wręcz o dobro dziecka – opowiada pani Dorota Leśko.
Twierdzi, że wszyscy klienci ją wówczas poparli. Byli zszokowani, że matka tak płaczącego, a małego przecież dziecka emanuje spokojem i nie ma zamiaru się nim zająć. Kiedy kobieta wyszła, jej zdaniem "niosła dziecko jak worek ziemniaków i próbowała mu wcisnąć smoczek, ale on już był zbyt niespokojny".
- Ja sobie nie pozwalam na emocje w pracy, od dwudziestu lat pracuję z ludźmi, wiele matek i dzieci się przez ten sklep przewinęło i nigdy mi się nie zdarzyła taka sytuacja. Ale jak usłyszałam, że tak mnie oczerniają na Facebooku, to specjalnie sprawdziłam monitoring, żeby sprawdzić, jak się zachowałam, czy nie przesadziłam. I z monitoringu wynika, że naprawdę zachowałam się grzecznie – opowiada właścicielka sklepu. Tłumaczy też, że chciała te sukienki odłożyć, tak żeby klientka mogła po nie spokojnie wrócić.
Wiele firm w takiej sytuacji przeprasza klienta niezależnie od tego, czy w istocie ma za co, niezadowolenie jednej osoby w dobie internetu może bowiem narazić firmę na poważne naruszenie wizerunku i straty finansowe. W Gorzowie Wielkopolskim właścicielka nie uległa jednak presji, co może być jednym z symptomów końca ery "klient nasz pan".