"Krzyczał: Tak będę was rżnął!". Kulisy zamieszania wokół Marszu Równości w Lublinie
- Pamiętam takiego faceta, który patrzył na nas z uśmiechem i pokazywał gest podcinania gardła. Znajomi mówili, że pod nosem powtarzał ciągle: "Tak będę was rżnął" - mówi Bartek Staszewski, przewodniczący Marszu Równości w Lublinie.
15.10.2018 | aktual.: 15.10.2018 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
*Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Byłeś organizatorem Marszu Równości w Lublinie, po którym zatrzymano 21 osób. Ucierpiało ośmiu policjantów. Działo się. *
Bartek Staszewski: To wyglądało jak w thrillerze. Dowiedzieliśmy się, że marsz został zakazany. Prawnicy mieli tylko 24 godziny, żeby przygotować odpowiednie pisma i zażalenia. Nie spałem. Siedziałem z prawnikami i odbierałem telefony. Dziennikarze dzwonili non stop, a ludzie wypisywali setki wiadomości.
*Właśnie się zastanawiałam, jak teraz wygląda twoja skrzynka na Facebooku. *
Zapchana. Ludzie pisali "je.cie się", „Po co idziecie, sodomici?”. Wielu nawiązywało do słów radnego PiS Tomasz Pitucha, pisząc, że promujemy pedofilię, żebyśmy pomyśleli o dzieciach.
A pozytywne reakcje?
Cała masa! Przede wszystkim czułem, że mieszkańcy Lublina żyli tymi wydarzeniami. W sklepie zaczepiła mnie pani kasjerka, pytając: "Co w końcu z marszem? Idziemy jutro czy nie?". Chwilę po tym, jak w mediach pojawiła się informacja, że marsz się jednak odbędzie, podeszła do mnie młoda dziewczyna na pasach. Zapytała, czy może uścisnąć mi dłoń. Myślałem, że to dziennikarka, ale nie. Ona po prostu śledziła te wydarzenia w telewizji. Później byłem zaczepiany właściwie cały czas – ludzie gratulowali, przybijali piątki i mówili, że przyjdą, bo to nie tylko Marsz Równości ale też marsz w obronie demokracji.
To samo twierdził Adam Bodnar, który rzucił wszystko i przyjechał do Lublina. Rozmawiałeś z nimi osobiście, poza kamerami?
Tak. Powiedział, że gdy usłyszał, że sąd odrzucił tzw. opinie przyjaciół sądu – czyli opinie organizacji pozarządowych np. fundacji helsińskiej, stwierdził, że musi się pojawić. Powiedział, że to bardzo niebezpieczny precedens, bo w ten sposób sąd dewaluuje opinie eksperckie. Adam Bodnar nie wahał się w kwestii przyjazdu ani chwili, chociaż miał inne zobowiązania. Pokazał mi też list, który napisał do uczestników konferencji, którą musiał opuścić na rzecz Lublina. Ten list był naprawdę mocny, pisał w nim, że Lublin i cała Polska pokaże, czym jest walka o prawa człowieka.
Czy kontaktowałeś się bezpośrednio z prezydentem Lublina – Krzysztofem Żukiem?
Gdy zapadł wyrok sądu, że marsz może się odbyć, dowiedziałem się od dziennikarzy, że prezydent organizuje konferencje prasową. Ja kompletnie nic o tym nie wiedziałem. Wszedłem tam jako dziennikarz. Podczas konferencji Żuk mówił, jak bardzo ważne było dla niego staranne przygotowanie do Marszu Równości. Że organizował wcześniej wiele spotkań… wtedy wstałem i powiedziałem kim jestem i że na żadne z nich my, czyli organizatorzy, nie zostaliśmy zaproszeni. Później, gdy konferencja się skończyła, podszedł do mnie i powiedział per ty: "Słuchaj, nie lekceważ tego zagrożenia". Odpowiedziałem, że to przecież to na nim ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom.
Rzeczywiście bał się tego marszu, czy była to raczej zagrywka dotycząca jego światopoglądu?
Mam wrażenie, że się bał. I że chciał zrzucić na mnie moralną odpowiedzialność za to wydarzenie. Sugerowanie, że jako organizator pokojowego zgromadzenia mogę lekceważyć zagrożenie, jest nie na miejscu. Przecież ja wiem, że musi być policja, bo mogą być kontrmanifestacje, ale jako demokratyczne państwo mamy wszelkie środki, żeby się do tego przygotować i zapewnić obywatelom bezpieczeństwo.
To z czego wynikała jego decyzja?
On po prostu skapitulował przed bandytami. Zakazał manifestacji, żeby nie mierzyć się z agresją. W gruncie rzeczy powiedział swoim mieszkańcom: Zostańcie w domu, niech rządzą nami bandyci. Ale nie narażajmy się.
*Jak sam marsz wyglądał z twojej perspektywy? Bałeś się o swoje bezpieczeństwo? Jako organizator byłeś szczególnie narażony. *
Zupełnie przypadkiem widziałem, jak przy Placu Zamkowym podstawiają się autokary z policjantami po cywilu. Było ich naprawdę dużo! Podczas marszu wiedziałem, że ci rośli mężczyźni - nieraz łysi, ubrani w bluzy i dresy, to nie ONR, to nawet nie przechodnie, tylko policjanci, w każdej chwili gotowi do działania.
*Nagrania z marszu dalej krążą po sieci. Skala agresji była niesamowita. *
Tak. Nad nami latały race, pomidory i naprawdę duże kamienie. Wszędzie rozbite szkło. Agresorzy byli bardzo blisko. Pamiętam takiego faceta, który patrzył na nas z uśmiechem i pokazywał gest podcinania gardła. Znajomi mówili, że pod nosem powtarzał ciągle: "Tak będę was rżnął". Na szczęście ci ludzie, którzy pluli na nas i mówili, co z nami zrobią, później leżeli obezwładnieni przez policję, przyciśnięci twarzą do asfaltu. Wtedy nie było im już tak wesoło.
Ucierpiał ktoś od was?
Jednej dziewczynie raca wybuchła zaraz przy twarzy. Spaliło jej się trochę włosów, ale zdecydowała, że nie będzie tego zgłaszać. Podobnie z policjantami – oficjalnie ośmiu zostało poszkodowanych. Prawda była taka, że wielu z nich miało sińce na ciele, ale uznali, że nie będą tego zgłaszać. Że są twardzielami i na następny dzień normalnie idą do pracy.
Poza marszem spotkałeś się z agresją?
Tylko ze strony przewodniczącego ONR, Pawła Bartoszka, po konferencji przed Sądem Apelacyjnym. Podszedł do mnie i wykrzyczał: "Lublin was nie chce". Powiedziałem: "Nie Lublin, tylko wy". Ale z nim nie było merytorycznej dyskusji. Przyznał się tylko do tego, że rozwieszał homofobiczne plakaty na mieście i że namawiał narodowców, żeby przyjeżdżali i zagrażali bezpieczeństwu publicznemu. Ale Lublin był z nami - po marszu zmęczeni poszliśmy do knajpy. Kelnerka powiedziała, że dzisiaj zrobi dla nas wszystko, żebyśmy tylko poczuli się już bezpiecznie. Zaczepiła nas też starsza pani, zaniepokojona zapytała czy wszystko dobrze. Jak odpowiedziałem, że tak, powiedziała: "Spokojnie, za rok będzie lepiej!". Wielu ludzi dziękowało, mówiąc, że są dumni ze swojego miasta. Dla niektórych Lublinian to był jedyny dzień w roku, gdy mogli chodzić po mieście, trzymając za rękę swojego partnera lub partnerkę.
Jak byś podsumował te ostatnie dni?
Solidarność i walka o demokracje. Na marsz przyszli ci, którzy zobaczyli, że wolność w naszym kraju jest zagrożona. Taka prawda – dzisiaj my mogliśmy dostać zakaz demonstrowania, a jutro ktoś inny. Jest taki słynny Lublinianin, wielki społecznik i obrońca demokracji – profesor Zbigniew Hołda. Podczas marszu mówiliśmy sobie wszyscy, że Hołda zerka na nas z góry i na pewno się uśmiecha.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl