Blisko ludziLiza walczy o życie. Na Ukrainie nikt nie potrafił jej pomóc. W Polsce jest dla niej szansa

Liza walczy o życie. Na Ukrainie nikt nie potrafił jej pomóc. W Polsce jest dla niej szansa

Na zdjęciu po prawej widać, jak Liza wyglądała jeszcze kilka miesięcy temu. Po lewej - jak stopniowo wyniszcza ją nowotwór. Liza, a dokładniej Yelizaveta Martseniuk, to 19-letnia Ukrainka, która walczy w Polsce o życie. Tylko u nas można było jej pomóc.

Liza walczy o życie. Na Ukrainie nikt nie potrafił jej pomóc. W Polsce jest dla niej szansa
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

28.02.2017 | aktual.: 24.01.2018 12:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Kochani, potrzebna jest nasza pomoc dla Lizy, której na Ukrainie nikt nie dawał szans. Przeczytajcie jej historię i pomóżcie proszę, jak tylko możecie - to wpis Martyny Wojciechowskiej sprzed kilku godzin. Dziennikarka, związana na co dzień z Fundacją Przylądek Nadziei, włączyła się w zbiórkę pieniędzy na rzecz 19-latki, chorej na RMS, złośliwy nowotwór.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu od potwornego bólu zęba. Liza chodziła do stomatologa, który szukał coraz to nowych sposobów, by ulżyć jej w cierpieniu.

- Niestety, po pół roku takiej nieskutecznej walki okazało się, że na dziąśle zaczęła jej rosnąć gula, która szybko zamieniła się w dość dużego guza - wspomina tata Lizy, Igor.

Wydawałoby się, że w tej chwili powinna rozpocząć się sztafeta po lekarzach, ci powinni wykonywać podstawowe badania, ale nie. Kiedy w Polsce miałaby już pewnie zrobione badanie tomografem, biopsję i postawioną diagnozę, lekarze na Ukrainie wciąż się zastanawiali. Pół roku minęło, zanim powiedzieli rodzicom, co dolega Lizie.

Diagnoza brzmiała jak wyrok - nowotwór złośliwy, mięsak. Po roku od pojawienia się pierwszych dolegliwości lekarze rozłożyli ręce i uznali, że mogą dziewczynie podać jedynie chemię paliatywną. Jej głównym celem nie jest wyleczenie raka, a jedynie przedłużenie życia, łagodzenie odczuwanych dolegliwości. A przecież powinna mieć jeszcze całe życie przed sobą.

- Na Ukrainie każdy chce mieć z głowy problem. Robi swoje i natychmiast zapomina o pacjencie. Nie szuka sposobów, żeby pomóc, żeby zrobić coś, co wykracza poza codzienną rutynę i utarte schematy. Machnęli ręką na moją córeczkę i dlatego zaczęliśmy szukać pomocy w Polsce - opowiada tata dziewczyny.
Dzięki pomocy znajomych i rodziny trafili do Wrocławia. Liza przyjechała tu ostatkiem sił. Cierpiąca i ogromnie wychudzona. Lekarze przecierali oczy ze zdumienia, patrząc na dziewczynę, której stan odzwierciedlał dokładnie to, co mówił jej tata. Liza na Ukrainie została spisana na straty. Szybko okazało się, że wystarczyło podać jej odpowiednie leki przeciwbólowe i zacząć dokarmiać, żeby stanęła na nogi. To był dopiero początek trudnej walki.

- W sytuacji, w której trzeba ratować życie nie myślimy o narodowości czy historycznych zaszłościach. Liza jest wspaniałą młodą dziewczyną, której lekarze na Ukrainie nie dawali żadnych szans. Przyjechała do Polski po nadzieję na życie i wierzymy, że będziemy mogli ją jej podarować. Ufamy też, że znacznie więcej jest ludzi dobrej woli, którzy zechcą nam pomóc - mówi Agnieszka Aleksandrowicz, prezes fundacji.
Liza przeszła szereg badań, potem skomplikowaną operację, podczas której usunięto jej guza i część podniebienia. Okazało się, że lekarze na Ukrainie błędnie zdiagnozowali typ nowotworu. W listopadzie 2016 roku zaczęto podawać jej nową kombinację chemii. Ratować jej życie, nie zważając na koszty. A te błyskawicznie poszybowały w górę. Operacja, kolejne chemie, specjalistyczne badania i pobyt w polskim szpitalu swoje kosztują. Rachunek szybko przekroczył 50 tysięcy złotych. Za leczenie zapłaciła Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”.

Tyle że to nie koniec wydatków. Liza co trzy tygodnie wraca do Wrocławia, by przyjmować kolejne dawki chemii. Dwa dni w szpitalu i powrót na Ukrainę.

Lekarze nie potrafią powiedzieć, jak długo potrwa leczenie i ile dokładnie będzie kosztować. Wiadomo, że na terapię przez najbliższe pół roku potrzeba około 35 tys. złotych. To pieniądze, które mogą dać jej nadzieję na życie.Tak będzie można opłacić najbliższe pół roku. Akcję zbierania pieniędzy na leczenie dziewczyny prowadzi Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”.

- Liza jest bardzo dzielna i wiem, że zrobi wszystko, żeby pokonać chorobę. Potrzebuje tylko trochę pomocy - mówi Igor.

- Rzeczywiście jest nadzwyczaj dzielna i waleczna. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy po dwóch, albo trzech dniach ciężkiej chemioterapii wsiada do busa, który wiezie ją na Ukrainę. Liza i jej bliscy wsiadają we Wrocławiu jako jedni z pierwszych. Potem samochód zbiera ludzi z całego kraju i następnie wyrusza za naszą wschodnią granicę. Taka podróż trwa czasem i 24 godziny. A umęczona Liza wraca i tak z bladym uśmiechem na twarzy - przyznają pracownicy Fundacji.

- Wierzę po prostu, że te trudne wyprawy są wyprawami po życie - mówi z Liza.

Komentarze (238)