Lowelasi, to wy ponosicie winę za aborcje! Tego dowiedziałyśmy się z sejmowej mównicy
10 stycznia w Sejmie odbyły się pierwsze czytania dwóch obywatelskich projektów ustaw dotyczących aborcji. Komitet "Ratujmy Kobiety" przedstawił projekt liberalizacji obowiązującego prawa (postulując m.in. możliwość przerwania ciąży do 12. tygodnia). Drugi projekt zaprezentował ruch "Stop Aborcji". I choć obrady sejmowe trwały kilka godzin, dwie gwiazdy świeciły w Sejmie szczególnie jasno.
10.01.2018 | aktual.: 11.01.2018 09:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W oczy rzuciły się pustki na Sali sejmowej. Bolesne szczególnie w przypadku polityków tzw. opozycji, którzy tak chętnie pokazują się na marszach związanych z prawami kobiet. Barbara Nowacka potrafiła być jednocześnie bardzo rzeczowa, a przy tym w prostych słowach poruszyć tych, którzy, w przeciwieństwie do posłów, poświęcili swój czas na wysłuchanie obrad.
Pełnomocniczka komitetu Ratujmy Kobiety zwróciła w pierwszej kolejności uwagę na moment, w którym zarządzono pierwsze czytania obu projektów – tuż po rekonstrukcji rządu. - To jest przypadek, że ta debata odbywa się dzisiaj. Jakoś musicie spłacić dług zaciągnięty u pana Rydzyka, po tym, jak odwołaliście mu z rządu Szyszkę i Macierewicza. I zrobicie to tak, jak tylko umiecie, godnością kobiet – zaczęła ostro.
Dane przytaczane przez Nowacką przerażają. Mówiła o rozmiarach podziemia aborcyjnego (szacuje się, że między 80, a 100 tys. kobiet rocznie decyduje się na przerwanie ciąży, a co czwarta Polka ma za sobą zabieg tego typu), ale także o 1013 dziewczynkach poniżej 15 roku życia, które urodziły w minionym roku nie raz z narażeniem życia. Poruszyła też wątek niekonstytucyjności "klauzuli sumienia", która obejmuje nieraz całe jednostki wskazane przez NFZ do wykonywania aborcji w przypadkach dopuszczanych w tym momencie przez konstytucję. I w tym przypadku nie jest ona respektowana – zaledwie 10 proc. szpitali prawnie do tego zobligowanych przerywa ciąże. Zwróciła uwagę na fakt, że prawo dyskryminuje tak naprawdę najbiedniejsze Polki, bowiem o tym, jak i gdzie zostanie wykonana nielegalna aborcja, decyduje najczęściej zasobność portfela.
Trudno jednak podejrzewać, żeby te bezpośrednie odwołania do sumień miały jakikolwiek skutek. Nawet były już minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł, nie wstydził się odwołać do argumentu jednocześnie obrzydliwie cynicznego i z punktu widzenia retoryki dość chybionego. Swego czasu wyznał bowiem mediom, że odmówiłby pomocy ofiarom gwałtu w postaci wypisania recepty na antykoncepcję awaryjną. I mówi to jako ojciec czterech córek i jeszcze większej liczby wnuczek, który otoczyłby "opieką i miłością" dziecko zgwałconej córki.
Cóż, pozostaje pozazdrościć takiego szlachetnego ojca i dziadka. Prawego męża stanu, o krystalicznie czystym sumieniu, któremu jakoś umknęło, że publicznie mówi o swoich bliskich jak o ubezwłasnowolnionych. Być może na prawicy to takie alternatywne wyznanie miłości. W końcu zmuszanie kobiet do rodzenia osób niezdolnych do decydowania o sobie, a czasem także do życia bez specjalistycznej aparatury tak zaciekle walczy.
Prawdziwy popis możliwości intelektualnych dał natomiast Robert Winnicki. W 2012, na łamach tygodnika "Polityka" opisał ówczesnego lidera Młodzieży Wszechpolskiej Wojciech Szacki. W leadzie artykułu czytamy, że Winnicki "budzi różne reakcje: nie wiadomo, czy śmiać się, czy bać się". Lata mijają, a emocje 32-latek budzi podobne. W tym odcinku postawiłabym jednak na śmiech.
Swoje wystąpienie ten niezrzeszony obecnie poseł zaczął od argumentu w postaci kilkukrotnie powtarzanego zarzutu kłamstwa. Dalej, jak przystało na człowieka, który deklarował, że jako 14-latek zaczął pasjami słuchać Radia Maryja, było już tylko ciekawiej.
- Jesteście największymi sojuszniczkami wszystkich lowelasów, Piotrusiów Panów, mężczyzn, którzy nie biorą odpowiedzialności za to, co robią ze swoim życiem seksualnym. Ponieważ to mężczyźni są odpowiedzialni, a wy z nich tę odpowiedzialność zdejmujecie. Do tych, którzy zostawiają kobiety same, wy mówicie – nie ma problemu, kobieta dokona aborcji. Podboje, tak, podboje! – burzył się ten geniusz wśród mówców, który kilka lat temu uznał się za Sławka Sierakowskiego prawicy. Odważne słowa, jak na człowieka, któremu przez tyle lat nie udało się nawet obronić licencjatu z politologii (Sierakowski jest m.in. stypendystą Yale).
Zarzucanie kobietom popierającym legalizację aborcji, a więc siłą rzeczy – feministkom, że są sojuszniczkami tajemniczych "lowelasów", jest na łonie polskiego dyskursu politycznego pewną nowością. W końcu to "piękni chłopcy prawicy" przodowali w udowadnianiu, że feministki to lesbijki, a jeśli już heteroseksualne kobiety, to takie, których "żaden facet nie chciał". A tu nagle jakiś mityczny lowelas!
Wydaje się, że w Polsce, rzeczowa dyskusja o aborcji jest po prostu niemożliwa. Naprzeciw siebie mamy bowiem głosy takie, jak Barbara Nowacka, pełne mądrości i empatii i bandę oszołomów opowiadających bez cienia żenady rzeczy tak idiotyczne, że już nawet nie są straszne.
Komentować kąśliwie debaty sejmowe można bez końca, dlatego zakończmy z nadzieją. Cytatem z Barbary Nowackiej. "Bierzecie na swoje sumienia krew, łzy i złamane życia wielu Polek. Także waszych żon, córek i sióstr. Do poświęcenia i do miłości nikogo nie można zmusić. Zakaz jest przyczyną ludzkich tragedii. Zmuszacie Polki do ucieczki do krajów, gdzie prawo respektuje wolność i godność i pozwala im być po prostu ludźmi". Kobiety ciągle są w tym kraju obywatelami drugiej kategorii.