Blisko ludziMa na imię Lera, ma 15 lat, rodziców jej przyjaciółki brutalnie zamordowano. Nie pozwólmy odesłać jej na Ukrainę

Ma na imię Lera, ma 15 lat, rodziców jej przyjaciółki brutalnie zamordowano. Nie pozwólmy odesłać jej na Ukrainę

Ma na imię Lera, ma 15 lat, rodziców jej przyjaciółki brutalnie zamordowano. Nie pozwólmy odesłać jej na Ukrainę
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
16.12.2016 19:23, aktualizacja: 17.12.2016 09:47

Ma piwne oczy, końcówki włosów zafarbowane na różowo. Nauczycielki mówią, że lubi styl rockowy. Przed ósmą rano stoi na przystanku tramwajowym i czeka na „siedemnastkę”, która zawiezie ją do szkoły na ulicy Startowej w Warszawie. Uczy się dobrze, ma przyjaciół, w sobotę chodzi na zajęcia z gitary. Zwykła nastolatka. Tyle że 15-letnia Valeriya Kudarenko jest Ukrainką. Widziała wojnę, coś czego nastolatki z Polski nie znają. Valeriya pochodzi z Donbasu, jej mama w Polsce szukała schronienia przed strachem i śmiercią. Ale Polska, po dwóch latach, chce dziewczynkę i jej rodzinę deportować. To już druga taka sprawa, o której głośno w ciągu ostatnich tygodni.

- Nie mogę słuchać tych doniesień, że Ukraina jest już bezpieczna - mówi Aneta Derda, nauczycielka Lery (tak nazywają wszyscy Valeriye) z gimnazjum. - Zawieszenie broni? Propozycja zamieszkania w zachodniej Ukrainie? Rodzice Lery mają silny rosyjski akcent, jeden dzień byli we Lwowie, a już patrzono na nich dziwnie. Dla wielu Ukraińców właśnie tacy ludzie, jak rodzice Lery wywołali wojnę. Społeczność ich nie chce. Zresztą Lera po przyjeździe do Polski dostała wiadomości od koleżanek z Ukrainy: „jesteś zdrajczynią kraju”. Jeśli ich deportują, może stać się dosłownie wszystko.
Petycja pojawiła się na Facebooku. Udostępniła ją jedna z mam koleżanki Lery. „Koleżanka Zuzi ma być deportowana na Ukrainę. Nie pozwólmy na to! Udostępniajcie. Podpisujemy petycję”.

Petycja adresowana do Marka Kamińskiego, Komendanta Głównej Straży Granicznej. „Jesteśmy uczniami Społecznego Gimnazjum „Startowa” w Warszawie. Nasza koleżanka ze szkoły Valeriya Kudarenko (Lera) pochodzi z Donbasu na Ukrainie. Przyjechała do Polski dwa lata temu, uciekając przed wojną. Od tamtego czasu zdołała przełamać barierę językową, bardzo dobrze mówi i uczy się po polsku”.
Dalej o tym, jaka Lera jest cudowna, jak się z nią wszyscy przyjaźnią, jak bardzo protestują przeciwko deportowaniu dziewczynki. Petycję podpisało już tysiąc osób.

Obraz
© Archiwum prywatne

Mama Lery, Swietlana
Z wykształcenia jest inżynierem. Ale dziś sprząta polskie mieszkania. – Zresztą czego ja nie robię – mówi Swietlana.
Lera o mamie: - Bardzo nas kocha, mimo że nie mamy pieniędzy zawsze stara się nam coś kupić. Dba o nas.
Swietlana kilka razy występowała o zgodę na pracę w Polsce. – Zawsze dostaję odmowę - mówi.
W lipcu 2014 spakowała siebie i dzieci do jednej torby. – Musiałam uciec, bałam się o ich życie i zdrowie - wspomina. Opowiada o żołnierzach, którzy blokowali ulice w mieście. O wybuchach, przed którymi chowała się z dziećmi. O wyłączaniu internetu, telefonów komórkowych, o próbach zastraszania. O tym, jak zamykano kolejne banki, likwidowano bankomaty, pocztę. – Chciano nas odciąć od świata – wspomina.
Pamięta swoje życie przed przyjazdem do Polski. Strach. To najsilniejsze, co czuła. Jeszcze na Ukrainie wystąpiła o wizę do Polski dla siebie i dzieci. – Dostałam odmowę. Powiedziano mi, że ja mogę dostać, ale sama. Po pół roku mogę wrócić po dzieci. Proszę mi powiedzieć: która matka zostawi syna i córkę? Która narazi ich na śmierć? Może jest taka matka. Ja nie potrafiłam, nie mogłabym.

Aneta Derda, nauczycielka ( to ona m.in. koordynuje akcję pomocy dla dziewczynki)

- Wie pani co się stało z rodzicami przyjaciółki Lery? Zostali zamordowani. Ojciec działał w jednym z ugrupowań. Porwali go, po kilkunastu dniach znaleziono zwłoki. Dwa tygodnie później zaginęła mama. Znaleziono ją po kolejnych dwóch tygodniach zmasakrowaną, z odciętymi palcami. Musiała być długo torturowana. Zostawiła czworo dzieci. Czy naprawdę do takiego kraju ma wrócić 15- letnia dziewczynka i jej 8-letni brat?
Aneta Derda wspomina pierwszy rok pobytu Lery w Polsce: - Była zalękniona, nie znała polskiego. Pytała mnie: czy ja mogę sobie szeptem powtórzyć, co chcę powiedzieć? Potrafiła się rozpłakać, bo czegoś nie rozumiała. Zamknięta, bardzo wrażliwa, delikatna. Ale wszyscy jej pomagali. W psychologicznych testach określała poziom stresu w skali od 1 do 10. W 2016 wpisała cyfrę 7. To ogromny sukces, w 2014 i 2015 roku zawsze zakreślała 10.
- Jest coś paradoksalnego w całej tej sytuacji. 11 listopada Lera miała zagrać Sowę w przedstawieniu "Dziady".Taką miała wypowiedzieć kwestię do Złego Pana, który nie wpuścił jej do domu: „Zamarzłam z dzieckiem na rękach”. Ale nie zagrała w tym przedstawieniu, bo była na przesłuchaniu na Taborowej w Urzędzie ds. Cudzoziemców. Do koleżanek napisała: „Prawdopodobnie będę musiała wrócić na Ukrainę”.
Agnieszka Golias, rzecznik prasowy Straży Granicznej: Są kraje, do których powroty zostały wstrzymane. To kraje niebezpieczne. Ukraina nie jest takim krajem. Jakie są? Na przykład tereny były byłej Syrii.

Obraz
© Archiwum prywatne

Aneta Derda: - Na Ukrainie nie jest niebezpiecznie?! To chyba żart.

Z oceny psychologa: „Matka Valeryi, spodziewając się, że konieczność przebywania poza domem jest wyłącznie tymczasowa, zabrała ze sobą tylko niewielką część rzeczy osobistych. Jednakże sytuacja w regionie Doniecka cały czas się pogarszała, do ofensywy przystępowały coraz liczniejsze oddziały separatystów. W tym czasie rodzina dziewczynka, szukając bezpiecznego miejsca do zamieszkania, przeniosła się na zachodnią Ukrainę (Lwów). Jednakże na tamtych terenach przybysze ze wschodu są bardzo źle traktowani przez ludność miejscową. Nazywani są separatystami, spotykają się z niechęcią, agresją, odrzuceniem społecznym. Często odmawia się im wynajmu mieszkania, mają trudności ze znalezieniem pomocy socjalnej, pracy. Zarzuca im się, że są współwinni wybuchu wojny na Ukrainie i mają wracać tam, skąd przyszli”.

Zuzia Stukonis, koleżanka

- Lera była na początku nieśmiała, nie znała polskiego. Pamiętam jak na przerwach tylko rozmawiała po ukraińsku przez telefon. Chyba rozmawiała z koleżankami. Najbardziej pomogła jej Magda Lipiec, nasza nauczycielka polskiego, która już nas nie uczy. Ale była cierpliwa, ciepła, serdeczna. To ona otworzyła Lerę, i to dzięki niej wszyscy w klasie otworzyliśmy się na Lerę. Ktoś powiedział, że Lera kiedyś, na Ukrainie tańczyła w balecie, wiele dziewczyn chciało ją o to spytać. Była bardzo ambitna, wszystkiego chciała się nauczyć, zawsze chciała wiedzieć więcej. Pamiętam, że jak były ataki na Donieck, płakała. Siedziałam też kiedyś za nią w teatrze. To była sztuka o drugiej wojnie światowej, ucieczce Żydów, nie przypomnę sobie tytułu. Lera z mamą bardzo płakały. Może dlatego, że identyfikowały się z tą sytuacją? Też musiały uciekać? Też żyły w strachu?

Valeriya Kudarenko
Lubi pomarańcze, herbatę i grę na gitarze. Mieszka na Starym Mieście w wynajmowanym mieszkaniu. Codziennie po lekcjach pomaga ośmioletniemu bratu. Odrabia z nim lekcje, podgrzewa obiad.
Zuzia Stukonis: - Organizowaliśmy u nas w klasie noc filmową. Lera przyszła z Arturem, swoim bratem. Zauważyłam, że jest bardzo opiekuńcza.
Lera: - To jest mój brat, muszę się nim opiekować. On bardzo się boi powrotu na Ukrainę. Gdy uciekłyśmy, miał 6 lat. Też pamięta wojnę. Choć ja pewnie bardziej. Pamiętam ostrzały, wybuchy bomb. Bałyśmy się z mamą wyjść do sklepu. Kiedyś uciekałyśmy z domu, bo wszystko się tak trzęsło. I mnóstwo, mnóstwo światełek, jak są strzały to staje się bardzo jasno. Nasi sąsiedzi przerabiali piwnice na miejsce schronienia. Nie chcę tam wracać. Ale 11 grudnia zostaliśmy wezwani na przesłuchanie. Rodzice tłumaczyli urzednikom straży granicznej dlaczego mamy tu zostać. Podobno 10 stycznia ma zapaść decyzja, czy będziemy deportowani. Czy się boję? Ja chyba nie wierzę, że ktoś nas wyrzuci z Polski.

Z oceny psychologa (diagnoza psychologiczna dołączona do dokumentów rodziny Lery): "Kiedy matka dziewczynki w lipcu 2014 dowiedziała się o dalszej eskalacji konfliktu zbrojnego w obwodzie Donieckim i dużym zaangażowaniu wojskowym ze strony armii , podjęła decyzję o wyjeździe do Polski i rozpoczęciu tam procedury starania się o status uchodźcy”.

Głośna niedawno, bardzo podobna sprawa, dotyczyła 13-letniej Daryny, która uczy się w liceum na Raszyńskiej. Mama Daryny z Urzędu ds. Cudzoziemców dostała decyzję o zobowiązaniu do powrotu. O uchylenie tej decyzji walczyli uczniowie i przyjaciele z gimnazjum na Raszyńskiej w Warszawie. Interweniował też Marek Michalak, rzecznik praw dziecka. Efekt jest taki, że decyzję o deportacji na razie odłożono. Co będzie z Lerą?
Aneta Derda: - Podpisujmy wszyscy petycję, przecież to jeszcze dzieci. Kto ich ochroni, jeśli nie my, dorośli? 24 dzieci w klasie Lery o nią walczy, walczą też rodzice.

*Wnioski psychologa: * "Wydalenie badanej cudzoziemki z Polski, w której odzyskuje ona poczucie bezpieczeństwa i równowagi, uczęszcza do szkoły, opanowała język polski i adoptuje się do nowych warunków kulturowych, spowoduje znaczne szkody emocjonalne. Powrót na Ukrainę, gdzie prowadzone są działania wojenne oraz istnieje realne zagrożenie życia (częste przypadki porwań, używanie przemocy wobec osób cywilnych i dzieci) z wysokim prawdopodobieństwem narazi ją na powrót traumy, nasili stany lękowe, depresyjne co w konsekwencji może doprowadzić do trwałych zmian osobowości oraz zaburzeń emocjonalnych.

Ukraińcy są obecnie w Polsce drugą najliczniejszą grupą ubiegającą się o status uchodźcy. Ochronę międzynarodową uzyskują jednak nieliczni. Liczba wniosków o azyl w Polsce od obywateli Ukrainy gwałtownie wzrosła w 2014 roku po wybuchu konfliktu z Rosją na wschodzie Ukrainy.

Rodzice Lery, jej przyjaciele ze szkoły, nauczyciele proszą: podpiszcie petycję." Wszyscy farbujemy włosy, ale jedna z nas nielegalnie"

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (72)
Zobacz także