Martyna Wojciechowska o tym, czego kobiety potrzebują do szczęścia
Martyna Wojciechowska. Popularna, zdolna, niezależna. Mimo to, nawet ona znalazła kobietę, której zazdrości życia. O okaleczaniu, bliznach na całe życie i szczęściu na krańcach świata opowiada w wywiadzie dla "Twojego Stylu".
14.08.2018 | aktual.: 14.08.2018 16:37
Martyna mówi, że z każdego ze swoich spotkań wraca mądra ich mądrością. Ich - czyli kobiet, o których kręci reportaże. Znajdziemy tam przekrój niezwykłych kobiecych osobowości. Od Carmen Rojas z Boliwii, która została mistrzynią w zapasach, żeby móc przyłożyć swojemu mężowi, po So Tonh, która w mundurze i ze wściekle różowej szmince usuwa miny z pól w Kambodży.
Poliandria, czyli trzech mężów
"Ojciec, zamiast dzielić pole między synów, woli ożenić ich wszystkich z jedną kobietą, żeby wspólnie pracowali na dobrobyt rodziny" - brzmi jak scenariusz serialu, a tymczasem jest to rzeczywistość wielu rodzin w Nepalu, m.in. bohaterki Martyny, Tsepal. Ma trzech mężów, których kocha tak samo. Wszystkie dzieci, które urodzi, są dziećmi całej czwórki. Nawet męża, który jeszcze z nią nie współżył. Pomimo tak nietypowego dla naszej kultury układu, Tsepal jest kobietą bardzo szczęśliwą.
"Miarą jej szczęścia jest to, że gdy zapytałam, o czym marzy, nie rozumiała, o co chodzi. 'Dream? Pytasz, co mi się śni?'. Tego jej pozazdrościłam. Spełnienia"- opowiada dziennikarzowi Wojciechowska.
Związki chodzone - przychodzi wieczorem, rano znika
Nie mówimy tutaj o prostytutkach, choć może to tak brzmieć. Mówimy o kobietach tak wolnych, że mogą przyjmować co noc innego kawalera, ale mogą też spędzać każdą noc z tym samym. "Kobieta Mosuo podczas spotkań towarzyskich może podać mężczyźnie rękę i skrobnąć palcem wnętrze jego dłoni. To zachęta, żeby odwiedził ją w nocy" - mówi Martyna. I nikt tych kobiet za to nie ocenia, bo tak wygląda ich kultura. Opiera się na związkach chodzonych - przychodzi w nocy, a rano go nie ma. A całe dnie spędza opiekując się swoją rodziną - mamą i siostrami.
"Mosuo to społeczność, która nie zna instytucji małżeństwa, a w ich kulturze nie występuje słowo 'mąż'. Domem zarządza przywódczyni klanu, mieszka wspólnie z córkami i synami, którzy mają troszczyć się o byt rodziny. Ale nie ma tam na stałe innych mężczyzn" - opowiada Wojciechowska. Kobiety z południowych Chin nie mają wieloletnich partnerów. I wcale ich nie potrzebują do szczęścia.
Jak kocha, to bije
Carmen Rojas była bita przez męża w kraju, w którym jest na to społeczne przyzwolenie. Boliwijka postanowiła walczyć o siebie, o swoje życie i swoją wolność, i wbrew mężowi poszła na ring. Chciała nauczyć się zapasów, żeby móc się obronić. I została mistrzynią.
"W końcu od niego odeszła. To był akt największej odwagi. Jednak moim zdaniem lepiej, żebyśmy nie musiały stosować męskich metod. Nasze to komunikatywność, umiejętność negocjacji: to daje kobietom przewagę nad mężczyznami" - opowiada Wojciechowska. Jeszcze nie raz wspomina w wywiadzie o damskich cechach, którym mężczyznom trochę brakuje. Opowiedziała m.in. historię ze srogiego Kazachstanu, gdzie w wyścigach "15-letnie chuchro" wygrało z mocarnymi Kazachami podczas polowań z orłami - "Ta dziewczyna skupia się na tym, co ważne, na porozumieniu ze zwierzęciem, a wy, faceci, za dużo energii poświęcacie na rozkładanie swojego pawiego ogona".
Podryw na porwanie
W Kirgizji co czwarte małżeństwo jest zawierane przemocą. Nie inaczej było w przypadku bohaterki Martyny, Altinchcach, która została porwana przez swojego męża i przez wiele tygodni nie mogła się po tym pozbierać. Po pewnym czasie zrozumiała, że jej mąż nie jest takim złym człowiekiem, ma w sobie wiele dobrych cech. Dlaczego ją więc porwał? Bo nie wiedział, że można inaczej.
Małżeństwa aranżowane, zarówno przez rodziców, jak i przyszłych mężów, są tematem bardzo trudnym. Martyna bardzo się oburzała na myśl o tym, że ktoś inny niż my sami wybiera nam partnerów na całe życie - szczególnie będąc w Indiach. Spotkała wtedy na swoim drodze pewnego człowieka, który w krótkich słowach wyjaśnił, czemu trzymają się swoich tradycji.
"Pewien mądry człowiek, lekarz, zapytał, dlaczego. Dlaczego nie wierzę, że rodzice, którzy chcą naszego szczęścia, nie wybiorą dla nas lepszych partnerów niż my sami, niedoświadczeni, wiedzeni namiętnościami? Powiedział: 'Kiedy wasze europejskie małżeństwa zaczną być trwałe, dawać wam szczęście, nie będzie rozwodów, to my się zastanowimy nad zmianą naszych zasad'" - wspomina w wywiadzie.
Dżirajniha, czyli szczęście na morzu
Jest takie miejsce, daleko na morzu, pomiędzy malowniczymi wyspami Malezji, gdzie mieszkają ludzie bez adresów i dokumentów, którzy nie mają szkół ani szpitali. Bez żadnego obywatelstwa, są morskimi wędrowcami. I według Martyny, to tam kobiety są najszczęśliwsze.
"Czas płynie spokojnie, ludzie są z nim w zgodzie, nie mają zegarków. Kobiety dbają o dzieci, szykują jedzenie, jest dużo radości, bo nie ma stresu. Potrzebowałam czasu, by ten ład zrozumieć, ale nie pamiętam miejsca, w którym byłabym tak spokojna jak u nich" - opowiada Wojciechowska. Szczęście to według niej kwestia wyboru. A ona wybrała bycie szczęśliwą. Tak jak jej kobiety na krańcu świata.
Jeśli macie swoje historie z krańców świata (i nie tylko), którymi chcielibyście się z nami podzielić, piszcie na dziejesie.wp.pl