Blisko ludziMiał tylko 11 miesięcy. Zmarł chłopiec, o którego walczyli ludzie z całego świata

Miał tylko 11 miesięcy. Zmarł chłopiec, o którego walczyli ludzie z całego świata

Connie i Chris przez kilka miesięcy próbowali ratować swojego 11-miesięcznego synka – Charliego. Dopingował papież Franciszek, w sprawę włączył się nawet Donald Trump. Z Wielkiej Brytanii płyną dziś jednak smutne informacje. Chłopiec zmarł w hospicjum.

Miał tylko 11 miesięcy. Zmarł chłopiec, o którego walczyli ludzie z całego świata
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Magdalena Drozdek

28.07.2017 | aktual.: 28.07.2017 20:06

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Nasz piękny, mały chłopiec nie żyje - mówi dziś Connie Yates, w rozmowie z "BBC". Charlie Gards zmarł w hospicjum po wykańczającej walce z chorobą. Wykańczającej nie tylko jego, ale też rodziców, którzy za wszelką cenę próbowali ratować syna.

Przypomnijmy, od kilku miesięcy cały świat żył sprawą Charliego, który cierpiał na rzadką chorobę. Historia jest bardzo kontrowersyjna – rodzice chłopca walczyli o nieodłączanie go od aparatury podtrzymującej życie wbrew decyzji szpitala, dwóch sądów i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Connie Yates i Chris Grad odczytali w poniedziałkowe popołudnie swoje oświadczenie przed Sądem Najwyższym.

- Ostatnie 11, prawie 12 miesięcy, były naszymi najlepszymi, najgorszymi i najbardziej zmieniającymi nasze życie miesiącami. Robiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy dla syna. To będzie najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęliśmy, to będą najgorsze słowa, jakie przyszło nam powiedzieć, ale musimy pozwolić naszemu Charliemu odejść – zaczęła Connie.

- To słodki, cudowny i niewinny chłopczyk, który urodził się z rzadką chorobą. Miał szansę na życie i rodzinę, która go kochała tak bardzo, że długo o niego walczyła. Jesteśmy przerażeni jego ostatnimi wynikami. (…) Jako oddani i kochający rodzice zdecydowaliśmy, że dla jego dobra nie możemy przeciągać terapii. Musimy pozwolić mu dołączyć do aniołów – dodała.

Mały Charlie przez całe swoje krótkie życie mierzył się z syndromem wyczerpania mitochondrialnego. Choroba ta upośledza mięśnie i uszkadza mózg. Szpital, nie widząc szans na wyleczenie chłopca, zdecydował o odłączeniu go od aparatury, która podtrzymuje życie. Nie zgodzili się na to rodzice chłopca. Do czasu. Ostatecznie przyznali, że nie chcą narażać swojego dziecka na ból. Na kolejne terapie było też już za późno. Więcej o tym przeczytacie w naszym materiale:

Komentarze (23)