Koniec dramatycznej walki rodziców o życie syna. "Jest już za późno"
To była długa i wykańczająca walka. Connie i Chris przez kilka miesięcy próbowali ratować swojego 11-miesięcznego synka – Charliego. Dopingował papież Franciszek, w sprawę włączył się nawet Donald Trump. Z Wielkiej Brytanii płyną dziś jednak smutne informacje na temat chłopca i dramatyczne oświadczenie jego mamy.
24.07.2017 18:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od kilku miesięcy cały świat żyje sprawą Charliego Garda, 11-miesięcznego chłopca, który cierpi na rzadką chorobę. Historia jest bardzo kontrowersyjna – rodzice chłopca walczyli o nieodłączanie go od aparatury podtrzymującej życie wbrew decyzji szpitala, dwóch sądów i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Kilka dni temu mały Charlie miały być odłączony od aparatury. Dzięki nagłośnieniu sprawy i włączeniu się w nią papieża i prezydenta USA, decyzję odłożono. Dziś rodzice zdecydowali się zakończyć tę kilkumiesięczną walkę o życie syna.
„Dołączy do aniołów”
Connie Yates i Chris Grad odczytali w poniedziałkowe popołudnie swoje oświadczenie przed Sądem Najwyższym.
- Ostatnie 11, prawie 12 miesięcy, były naszymi najlepszymi, najgorszymi i najbardziej zmieniającymi nasze życie miesiącami. Robiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy dla syna. To będzie najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęliśmy, to będą najgorsze słowa, jakie przyszło nam powiedzieć, ale musimy pozwolić naszemu Charliemu odejść – zaczęła Connie.
- To słodki, cudowny i niewinny chłopczyk, który urodził się z rzadką chorobą, który miał szansę na życie i rodzinę, która do kochała tak bardzo, że długo o niego walczyła. Jesteśmy przerażeni jego ostatnimi wynikami. (…) Jako oddani i kochający rodzice zdecydowaliśmy, że dla jego dobra nie możemy przeciągać terapii i musimy pozwolić mu dołączyć do aniołów – dodaje mama dziecka.
Jak przyznaje, jest jeden prosty powód, dla którego stan zdrowia Charliego ulegapogorszeniu - czas. Mnóstwo zmarnowanego czasu. – Gdyby lekarze zaczęli leczyć go wcześniej, miałby szansę być normalnym, zdrowym chłopcem – przyznaje Connie.
Wylicza, że w styczniu lekarze odmówili leczenia, bo zdiagnozowali u Charliego "nieodwracalne zmiany w mózgu". Lekarze, poproszeni o konsultacje, nie potwierdzili tego. Mijały tygodnie, a leczenie nie zostało podjęte. – I przenosimy się do czerwca tego roku. Nasz chłopczyk jest skazany na to, by leżeć w szpitalu bez żadnej pomocy. Zamiast podać mu odpowiednie leki, Charlie miał leżeć i czekać, aż choroba się pogłębi i to do momentu, skąd nie ma już odwrotu – czytamy w oświadczeniu rodziców.
– Charlie czekał cierpliwie na leczenie. Z powodu różnych opóźnień, cień szansy, jaki mieliśmy, przepadł – dodaje prawnik rodziny cytowany przez "The Guradian". Jak podkreśla, rodzice Charliego nie chcą przedłużać jego cierpień. Sytuację, w jakiej znaleźli się jego klienci, określił mianem "gorszej niż grecka tragedia".
Zobacz także
Walka, która nie pójdzie na marne
Mały Charlie przez całe swoje krótkie życie mierzył się z syndromem wyczerpania mitochondrialnego. Choroba ta upośledza mięśnie i uszkadza mózg. Szpital, nie widząc szans na wyleczenie chłopca, postanowił o odłączeniu go od aparatury, która podtrzymuje życie. Nie zgodzili się na to rodzice chłopca.
Oba sądy, w których rozpatrywano sprawę oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka, zadecydowały, że dziecko zostanie odłączone od aparatury w szpitalu. Nie wyrażono zgody na śmierć chłopca w domu ani w hospicjum. Sąd nie zgodził się też na eksperymentalną terapię, która miałaby odbyć się w Stanach Zjednoczonych.
- Zawsze robiliśmy to, co było w najlepszym interesie naszego dziecka. W listopadzie ubiegłego roku powiedziano nam, że jego organy przestaną pracować, i że w ciągu kilku dni odejdzie. A Charlie żyje aż do dziś. Obiecuję każdemu z osobna, że nie walczylibyśmy tak mocno, gdybyśmy wiedzieli, że nasz syn cierpi, przeżywa ogromny ból – mówi mama chłopca. – Do dziś nie ma dowodów na to, że go boli. Zdecydowaliśmy się odpuścić tylko z jednego powodu. Szanse na polepszenie się jego stanu są dziś zbyt małe – dodaje.
W ciągu tych kilku miesięcy rodzice zostali znienawidzeni przez część internautów. Jedni uważali, że nie słuchają ekspertów i zamiast pozwolić dziecku odejść, na siłę próbują go trzymać przy życiu. Inni przyznają jednak, że pokazali, jak walczy się o swoje ukochane dziecko. Do samego końca. Nie poddali się, gdy wszyscy wkoło mówili, że to już koniec. Wykorzystali każdy skrawek nadziei, że jeszcze będą szczęśliwą, pełną rodziną.
- Do końca życia będziemy zadręczać się myślami: "A co gdyby…". Całkowicie rozumiemy to, że każdy ma o nas swoje zdanie. Ta historia wywołała gorącą dyskusję. Kto ma rację, kto nie… Prawda jest taka, że dziś nie ma tu wygranych tej debaty – mówi Connie.
I dodaje: - Nasz syn nie będzie już z nami, ale jego duch pozostanie na długo. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby taka historia już nigdy się nie przydarzyła. Żeby żaden rodzic nie musiał przechodzić przez to co my. Ciężko nam zrozumieć, co się dzieje. Długo nie pogodzimy się z jego śmiercią. Może był zbyt wyjątkowy na ten okrutny świat? Chcemy spędzić te ostatnie chwile z naszym dzieckiem, które nie dożyje pierwszych urodzin. Prosimy o uszanowanie tego czasu. Charlie, mama i tata kochają cię. I przepraszają, że nie mogli cię uratować…