Mieli być razem do końca życia. Karolina dowiedziała się prawdy po ślubie
Był piękny ślub, suknia z welonem, przysięga składana przed ołtarzem i wesele na 140 osób. Mieli żyć długo i szczęśliwie, dorobić się gromadki dzieci i wspólnego domu pod lasem. Aż któregoś dnia Karolina dowiedziała się, że wszystko, co powiedział jej o sobie mąż, jest nieprawdą. – Część osób tak bardzo chce realizować wymarzoną wizję życia, że ignoruje ewidentne sygnały, które świadczą, że ta wizja nie ma szans się powieść – mówi psycholożka.
Poznali się na portalu randkowym. – Ujęło mnie to, że w opisie Mariusz umieścił informację, że chce mieć żonę, dom, dzieci. I że nie jest zainteresowany przygodnym seksem – opowiada 39-letnia Karolina z Warszawy. Jest menedżerką w koncernie farmaceutycznym, skończyła farmację i zarządzanie, a pracę zaczęła jeszcze na studiach.
– Byłam niezależna finansowo, szybko wyprowadziłam się od rodziców, którzy prowadzili małe gospodarstwo rolne na Warmii. Oprócz wpojenia mi, że edukacja i wykształcenie realnie pozwalają zmieniać życie i sięgać wyżej, nie byli w stanie dać mi nic więcej. Dzięki umiejętności oszczędzania, pracowitości i wytrwałości kupiłam częściowo na kredyt mieszkanie, który spłaciłam bardzo szybko. Do tego zgromadziłam duże oszczędności, których część zainwestowałam.
Karolina wcześniej byłam w dwóch poważnych związkach. - Z pierwszym partnerem mieliśmy zupełnie odmienne cele życiowe; on chciał żyć bez zobowiązań do pięćdziesiątki, a ja chciałam rodziny – opowiada kobieta. - Drugi okazał się być przeciwieństwem pierwszego: był tradycjonalistą, który oczekiwał ode mnie, że przestanę pracować, urodzę dzieci i zajmę się domem. To, co łączyło obu, to narzucanie mi swojej wizji świata, wartości. Albo miałam żyć tak, jak oni, albo do widzenia.
Wiele lat później, w czasie psychoterapii, Karolina zdała sobie sprawę, że ma tendencję do wchodzenia w reakcję z mężczyznami, którzy chcą ją zdominować. – Nie umiałam postawić granicy w odpowiednim momencie. Godziłam się na wszystko… A potem było już za późno – wspomina kobieta.
Niezbyt atrakcyjny, kulturalny, skromny
Na pierwszą randkę umówili się w barze z burgerami w centrum Warszawy. Karolina chciała Mariusza szybko poznać, bo uznała, że porozumiewanie się za pośrednictwem komunikatorów ma niewiele wspólnego z rozmową.
– Zgodził się, twierdził, że właśnie chciał zrezygnować z portalu randkowego, bo nie umiał się odnaleźć w wirtualnej rzeczywistości. Zatrzymała go wiadomość ode mnie – wspomina Karolina. – Mimo że był starszy o kilkanaście lat i wyglądał niezbyt atrakcyjnie, miał w sobie dużo ciepła i uroku. Ujęły mnie w nim jeszcze wysoka kultura osobista i piękny sposób wysławiania się, formułowania myśli. Pochodził w przeciwieństwie do mnie z inteligenckiej rodziny, ale był sierotą. Twierdził, że jego rodzice zginęli razem z jego młodsza siostrą w wypadku samochodowym. Jechali wtedy odwiedzić go w szpitalu, w którym leżał z powodu raka nerki. Wychowała go samotna ciotka, która zmarła 10 lat wcześniej. On dzięki wykształceniu - był inżynierem geodetą – mógł z powodzeniem prowadzić własną firmę. Pomyślałam, że jesteśmy podobni.
- Oszustami matrymonialnymi często są osoby, które mają rys psychopatyczny, doskonale umieją manipulować innymi, wiedzą, jak "czytać" emocje osób, z którymi mają do czynienia, dzięki temu odpowiednio się zachować, mówić to, co ich ofiara chce usłyszeć – tłumaczy psycholożka Magdalena Piotrowska. – Nie dla każdej ofiary splendor, majątek i wystawne życie są nęcące, jak to miało miejsce w przypadku historii opisanych w filmie "Oszust z Tindera". Dla niektórych kobiet wartością jest dom, chęć założenia rodziny, skromność i umiar. Jeśli oszust wyciągnie od kobiety te informacje, co zazwyczaj nie jest trudne, staje się dokładnie takim, jakim ona chce go widzieć.
"Ofiary oszusta to osoby niepewne siebie"
Mariusz wprowadził się do Karoliny już po miesiącu znajomości. – Mówił, że wynajmował mieszkanie w fatalnej kamienicy w Grójcu, bo tam pracował przez ostatnie pół roku. Nie zaprosił mnie tam jednak, mówił, że się wstydzi – wspomina kobieta.
– Twierdził, że ponieważ jego praca wymaga od niego jeżdżenia po całym kraju, nigdy nie zdecydował się kupić mieszkania. Zaskoczyło mnie to, o był już zdrowo po 40., ale nie miałam powodów mu nie wierzyć. Gdy pytałam go o poprzednie związki, to mówił, że żył przez kilkanaście lat z jedną kobietą, która nie chciała mieć dzieci, bo była nastawiona na robienie kariery. Trwał jednak przy niej, ponieważ ją kochał i liczył się, że kiedyś się zmieni. Opowiadał, że mieszka teraz w Niemczech, bo tam dostała pracę jako dyrektorka w jakieś międzynarodowej korporacji. To właśnie dzięki tej rzekomej byłej partnerce pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak. Kiedyś Mariusz opowiadał rozbawiony jakąś historię o niej na kolacji u moich przyjaciół, to powiedział, że ona teraz mieszka w Londynie. "W Berlinie, kotku, pomyliło ci się. Mówiłeś mi, że w Berlinie" – poprawiłam go. Mariusz dziwnie się zmieszał, poczerwieniał i powiedział, że to mnie musiało się zdawać, bo ona mieszka w Londynie. A przecież byłam pewna, co mówił. Spijałam mu z ust. Byłam zakochana. Nigdy wcześniej nie poznałam tak wspaniałego człowieka: czułego, kochanego, ciepłego, doceniającego mnie i to, co robię. On dosłownie obsypywał mnie kwiatami, całował po rękach i stopach. Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie takie szczęście. Zwłaszcza wtedy, gdy wymyślaliśmy imiona naszych przyszłych dzieci i robiliśmy plany naszego przyszłego domu pod lasem.
Karolina od tego czasu zaczęła jednak zwracać uwagę na to, co opowiada jej narzeczony; Mariusz poprosił ją o rękę po pół roku znajomości. – Myślałam sobie, że po prostu koloryzuje. Opowiada historie i je trochę ubarwia po to, żeby wydały się ciekawsze – mówi kobieta.
– Coraz więcej faktów się nie zgadzało, a ja dalej brnęłam w ten związek. Jednak oprócz tych drobnych kłamstw, na których go wiele razy złapałam, nic nie budziło mojego podejrzenia. Teraz wiem, że powinno. Na przykład to, że od początku dążył do tego, żebyśmy mieli wspólne konto, na które będą wpływać nasze pensje. Zgodziłam się, bo chciałam, żeby Mariusz poczuł, że do kogoś należy, że ma z kimś coś wspólnego. Nie miał żadnej rodziny, był sam na świecie. Co prawda zastanawiało mnie, dlaczego 6 tys. zł, które wpłaca co miesiąc na nasze konto, znika z tego konta po dwóch dniach, ale Mariusz mówił, że ciągle inwestuje w rozwój firmy. Godziłam się na to i utrzymywałam nas z mojej znacznie wyższej pensji. Kupowałam mu ubrania, płaciłam za lekarza, a gdy jego stary samochód ostatecznie odmówił posłuszeństwa, kupiłam mu nowy. Nie czułam obaw, bo wyznaczyliśmy datę ślubu.
- Oszuści matrymonialni nie wybierają na swoje ofiary osób pewnych siebie, twardo stąpających po ziemi – tłumaczy psycholożka Magdalena Piotrowska. – Często wiążą się z takimi, które mają zaniżone poczucie własnej wartości, przez długi czas były samotne i marzą o bliskiej relacji. W przypadku kobiet ofiar mogą znaleźć się takie, które bardzo pragną zostać matkami i boją się szybko uciekającego czasu, który pozbawi je szans na zajście w ciążę. Takie osoby znacznie trudniej oszustowi odmówią, zignorują sygnały mówiące, że coś jest nie tak. A to dlatego, że bardzo chcą, żeby ich marzenie o związku, domu, dzieciach się ziściły.
Detektyw: Pani mąż miał wcześniej pięć żon…
Karolina i Mariusz umówili się, że kosztami ślubu i wesela podzielą się po równo. Jednak, gdy dochodziło do płacenia, okazywało się, że kontrahent mężczyzny nie przelał mu pieniędzy, że ktoś inny zalega z fakturą, albo właśnie przyszło pismo z urzędu skarbowego wzywające do zapłaty zaległego podatku. – To również nie wzbudziło moich podejrzeń – opowiada kobieta. – Mariusz wszystko tak sensownie tłumaczył, myślałam sobie, że ma pecha, ale przecież wszystko mi odda, bo obiecał.
Pierwsze poważne obawy naszły Karolinę, gdy robili listę gości. Mariusz nie chciał zaprosić ani jednej osoby. – Pytałam o współpracowników, kolegów, o których opowiadał, choć nigdy żadnego mi nie przedstawił. Miałam nadzieję poznać ich w tym wyjątkowym dniu – wspomina kobieta. – Moja przyjaciółka, usłyszawszy, że Mariusz nie chce zaprosić ani jednej osoby na nasz ślub wyznała mi, że bała się wcześniej o tym mówić, ale że on wydaje się jej podejrzany i że przyszło jej do głowy, że może jest oszustem matrymonialnym. Wybuchnęłam śmiechem. Jej słowa wydały mi się niedorzeczne całkowicie.
Karolina opowiada, że po ślubie nie musiała długo czekać na skutki swoje fatalnej decyzji. – Wróciliśmy z podróży poślubnej do Ameryki Południowej i mój mąż zmienił się o 180 stopni – opowiada kobieta. – Z czułego, kochanego mężczyzny, wyszedł cham i gbur. Przestał ze mną sypiać, zajął drugą sypialnię dla siebie, na dodatek wstawił tam zamek. Z naszego wspólnego konta zniknęły wszystkie pieniądze. Mariusz tłumaczył, że je "pożyczył", bo potrzebował ich na inwestycje. Ucieszyłam się, że nie dałam mu dostępu do konta oszczędnościowego i walutowego, o które wielokrotnie prosił.
Przyjaciółka Karoliny kazała jej wynająć detektywa. Choć kobieta długo się przed tym broniła, w końcu zdecydowała się poprosić firmę detektywistyczną o pomoc. – Okazało się, że jestem szóstą żoną Marusza, ale za to pierwszą, z którą stanął na ślubnym kobiercu – mówi z rozgoryczeniem kobieta. - Na dodatek mój mąż ma troje dzieci, rodziców i dużo rodzeństwa. Nie skończył nawet zawodówki. Oszustwa matrymonialne stały się jego sposobem na życie. Zadzwoniłam do jego rodziców. Dowiedziałam się od jego mamy, że Mariusz jest chory, ma zaburzenia osobowości i żaden sąd go nie skaże, ponieważ ma orzeczenie lekarskie, że nie wie, co robi. Prawnik powiedział mi, że możemy oczywiście w sądzie podważyć to orzeczenie, ale sprawa pewnie będzie ciągnąć się latami. Na szczęście rozwód dostałam na pierwszej rozprawie. "Mąż" nie stawił się w sądzie.