Mieszkają w wakacyjnych "imprezowniach". Latem mają ochotę uciec z domu
Weronika wakacje spędza z dala od centrum Mielna. Ma dość turystów. Podobne uczucia ma pani Maryla, która na łebskich plażach widziała już wszystko. Ich rodzinne miejscowości noszą miano najbardziej "imprezowych". Dla nich to nie jest pochlebstwo.
18.07.2019 | aktual.: 18.07.2019 19:34
Wódka na plaży i klubowe wojaże
Lipcowy wieczór. Na plaży grupka nastolatków, którzy przyjechali na pierwsze wakacje bez rodziców. Rozlewają wódkę do plastikowych kubków i popijają sokiem z kartonu. Śmieją się, cieszą wolnym czasem. Za chwilę ruszą na podbój "Bajki", popularnego klubu. Po drodze skręcą jeszcze na zapiekanki w budce przy głównej ulicy.
Mieszkańcy Mielna, Łeby, Władysławowa i Zakopanego widzą takie obrazki każdego dnia wakacyjnego sezonu. To właśnie o tych miejscowościach mówi się, że to letnie "imprezownie" Polski. Kocha je młodzież i ludzie spragnieni nocnego życia. Dla "tubylców" świetna zabawa przyjezdnych to zazwyczaj udręka. Właśnie w tym gronie znajduje się pani Maryla, która prowadzi jeden z hoteli w Łebie.
"Tu się nie odpocznie"
- Nie ma wieczoru, żeby nie było hałasu, morza pustych butelek na chodnikach i wymiotujących, pijanych ludzi pod żywopłotem. Do Łeby w lipcu i sierpniu przyjeżdżają głównie ludzie poniżej 30-tki. Chodzą na imprezy, śpią do południa i leczą kaca nad morzem. Można się przyzwyczaić, ale mieszkanie tutaj wcale nie jest proste – mówi pani Maryla.
Zjeżdżający do miasta turyści za punkt honoru stawiają sobie przesuwanie własnych granic i zupełną beztroskę. Często zapominając o zwykłej kulturze czy bezpieczeństwie. – Wrzaski, kłótnie na środku ulicy, wyzwiska, robienie siku gdzie popadnie… Tak właśnie wygląda Łeba przez dwa letnie miesiące. Nocne kluby są okupowane, do "Just" albo "Euphorii" zawsze stoją kolejki. Nie tylko w weekendy. Każdego dnia wakacji. Latem ze świecą można u nas szukać osób starszych lub rodzin z małymi dziećmi. Trudno się dziwić. Tu się nie odpocznie – tłumaczy właścicielka hotelu.
Zobacz też: Gdzie pojechać nad morze? Atrakcje Mielna i okolic
- Wielokrotnie słyszałam od osób, które zatrzymują się w moim hotelu, że Łeba jest świetnym miejscem na wczasy, ale albo w maju, albo w październiku. W sezonie to zagłębie pijactwa i wakacyjnej Sodomy - opowiada pani Maryla.
- Pamiętam taką sytuację. Sprzątałam ogródek naszej hotelowej restauracji tuż po zamknięciu. Jesteśmy zlokalizowani praktycznie przy samej plaży, więc parawany odgradzają podest ze stolikami od piasku. Zbieram sobie koce z krzeseł, gaszę świece i słyszę jakieś jęki i sapanie. Jakaś parka postanowiła oddać się uniesieniom tuż za parawanem. Dosłownie chwilę wcześniej w naszym ogródku siedziały dzieci! Myślałam, że wyjdę z siebie. Wściekłam się nawrzeszczałam na tę dwójkę. Nawet nie przeprosili – dodaje.
Od lipca do września w domu
Jedną z najbardziej imprezowych miejscowości w Polsce jest też Mielno. Co roku zjeżdżają do niego setki tysięcy turystów, którzy od rana do wieczora piją piwo na plaży, żeby wieczorem ruszyć na podbój klubów i barów. Wszystko przy akompaniamencie dudniącego disco-polo.
W Mielnie na co dzień mieszka Weronika. Choć sama ma 18 lat i lubi wyjść na miasto ze znajomymi, ma już dość ludzi zjeżdżających do jej rodzinnej miejscowości. – Co roku jest to samo. Od lipca do końca września nie da się nigdzie w spokoju wyjść. Wszędzie naj…ni przyjezdni, którzy robią trzodę. Jakby ich ktoś ze smyczy spuścił. Myślą, że skoro wyjechali na wakacje to im wszystko wolno – zaczyna swój wywód rozgoryczona dziewczyna.
Weronika wakacje stara się spędzać u dziadków, a resztę czasu w domu. Nie uśmiecha jej się imprezowanie w towarzystwie turystów. – Nie bawi mnie obijanie się o pijanych i naćpanych ludzi na deptaku. Do klubu iść nie można, bo nie da się tam szpilki wcisnąć. W "Bajce" zawsze są tłumy, faceci robią wszystko, żeby tylko kogoś poderwać, robią się natarczywi. Nie chcę w tym uczestniczyć. Łatwiej wyjechać i wrócić jesienią. Lato to jakiś koszmar w Mielnie – dodaje 18-latka.
Dziewczyna przyznaje, że takie samo zdanie jak ona mają jej znajomi. – Nikt z nas nie lubi wakacji. Nie możemy spokojnie się spotkać, pogadać, bez przepychania się w tłumie. W kawiarniach zawsze są kolejki, w knajpach nie ma wolnych miejsc, a na plaży co krok siedzą bandy imprezowiczów, którzy puszczają jakieś eskowe hity z bezprzewodowych głośników. Zbierze się takich sześciu i już jest jazgot. Zamiast szumu fal mamy "pa pa americano" – opowiada.
Brak snu przez 1,5 roku
Nie tylko nadmorskie miejscowości cieszą się sławą wakacyjnych "imprezowni". Choć Zakopane nie wydaje się być mekką nastoletnich wczasowiczów, tam również potrafią dziać się dantejskie sceny. Marcin i Kamila mają po 31 lat i oboje wychowali się w miejscowościach pod Zakopanem. Poznali się w szkole średniej, zakochali w sobie i pobrali. Po ślubie kupili mieszkanie niedaleko Krupówek i zamieszkali w centrum miasta. Na początku turyści im nie przeszkadzali. Do czasu, aż na świecie pojawiło się ich dziecko.
- Mamy z Marcinem 1,5-rocznego szkraba. Dopóki byliśmy we dwójkę, sami lubiliśmy imprezy i wieczorne wyjścia, hałas dobiegający z miasta nam nie przeszkadzał. Teraz to zauważamy. Od półtora roku praktycznie nie możemy zmrużyć oka – opowiada w rozmowie z WP Kobieta Kamila.
Synek młodej pary całymi nocami budzi się z powodu krzyków turystów szturmujących Krupówki. – Pijani ludzie nie przejmują się tym, że oprócz barów i karczm, mieszkają tutaj też normalni ludzie. Drą się w niebogłosy, kłócą się, śpiewają na całe gardło. A młody ma na tyle płytki sen, że budzi go każdy szmer. Myślimy już nawet nad wyprowadzką, bo nie da się tego znieść. Nad morzem mają łatwiej, bo cierpią tylko latem. U nas impreza trwa cały rok – komentuje 31-letnia mama.
Kiedy pytamy, czy nie spodziewała się hałasu, wprowadzając się do jednej z najpopularniejszych wśród turystów miejscowości w Polsce, zaprzecza. – Nie wiedziałam, że będzie aż tak źle. Spodziewałam się, że będzie głośno, ale to już przekracza wszelkie granice – tłumaczy Kamila.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl