Mija 8 lat od strzelaniny w amerykańskiej podstawówce. Psychopata zabił dwadzieścioro dzieci
14 grudnia 2012 roku stało się coś, czego nie da się objąć rozumem. Młody mężczyzna z karabinem w ręku wszedł do szkoły podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut i zabił 28 osób, w tym dzieci w wieku od 6 do 7 lat. Do dziś lokalna społeczność odczuwa konsekwencje jego czynu.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas, którzy tam byli, czuł, że świat musi dokładnie wiedzieć, co widzieliśmy – mówił policjant Connecticut State Trooper na początku dokumentu "Newtown".
Barack Obama przyznał, że to był najgorszy dzień jego prezydentury.
Godzina zero
Krótko po godz. 9:30, 20-letni Adam Lanza, strzelił w oszklone drzwi szkoły, aby dostać się do środka. Dziwny hałas zwrócił uwagę dyrektorki Dawn Hochsprung, pedagog Mary Sherlach i nauczycielki Natalie Hammond. Wyszły ze spotkania z kolegami, by sprawdzić, co się dzieje. Na widok chłopaka z karabinem zaczęły krzyczeć: "Tu jest strzelec!".
W ten sposób uratowały innych. Mary i Dawn nie miały szans na ucieczkę. Cudem przeżyła Natalie. Z dwiema ranami postrzałowymi leżała nieruchomo na korytarzu, słysząc krzyki przyjaciół i dzieci. Lanza nie miał litości. Po tym, co zrobił, wszedł do dwóch salek wypełnionych dziećmi. W każdej były po dwie nauczycielki. Wszystkie zginęły. Przeżyło dwunastu pierwszoklasistów.
Kiedy Lanza zorientował się, że szkołę otoczyła policja, zastrzelił się. Była 9:40. Wkrótce odkryto, że wcześniej Lanza zabił swoją matkę. Kobieta trzymała w domu broń i regularnie zabierała syna na strzelnicę. Chłopak miał poważne zaburzenia, sprawiał duże problemy wychowawcze. Nikt nie zareagował, kiedy było to jeszcze możliwe.
Zobacz także: Dla Sylwii Spurek zrezygnował z pracy. Usłyszał: "pantoflarz" i "nie jesteś prawdziwym facetem"
Pęknięcie
Kilka lat temu powstał film o Newtown, gdzie doszło do tej niewyobrażalnej tragedii. Głównymi bohaterami uczyniono rodziców zamordowanych z zimną krwią maluchów. Tylko garstka z nich zdecydowała się wpuścić kamery do swoich domów. Mark Barden płacze, gdy opowiada o ostatnich chwilach ze swoich synkiem Danielem, którego wszędzie było pełno. 9 grudnia wybierali choinkę. 14-go Daniela już nie było.
– Byłem blisko związany z każdym najmniejszym niuansem jego życia, ale pod koniec istniała znacząca mała luka, o której nic nie wiedziałem, i nadal mam tę potrzebę, aby wiedzieć, czego doświadczył – mówił przez łzy jego ojciec. – Możecie sobie wyobrazić, jakie to trudne i wymagające, aby spróbować zinterpretować to, co działo się z nim działo, gdy był mordowany przez bandytę w swojej klasie.
Bardena najlepiej rozumie Nicole Hockley, mama autystycznego Dylana, którego do końca w ramionach trzymała ulubiona nauczycielka. Dokładnych szczegółów jego śmierci wciąż nie poznała, bo nie jest na to gotowa. W jednej ze scen filmu spotyka się z ojcem chłopca, który przeżył. On wie, co się stało. Pada zdanie: "Kiedyś będę miała siłę, by się dowiedzieć. Ale jeszcze nie dzisiaj, proszę".
Dom Hockleyów stoi nieopodal posesji Lanzy. Nicole nienawidzi tego miejsca. Najchętniej to by na nie splunęła. – Fundament pękł – powiedział proboszcz Robert Weiss. – Nikt nie jest pewien, jak duże to pęknięcie.
Co by było, gdyby…
To on musiał modlić się nad maleńkimi białymi trumnami, patrzeć w oczy załamanym rodzicom i dodać im otuchy, choć sam był na skraju załamania. Miał wrażenie, że pogrzeby nigdy się nie skończą. Lekarz Bill Begg, który chciał ratować dzieci, nie był w stanie dokończyć zdania, gdy opisywał, co kule z nimi zrobiły. Trząsł się, połykając łzy.
Laurie Veillette, jedna z ratowniczek medycznych, wspominała, że nikt nie mógł przygotować się na to, co zobaczy. – Drzwi karetki otworzyły się. Położyli tego małego chłopca. Wiedziałam od razu… nie miał szans… Przytuliłam się do niego, płakałam i płakałam, aż odszedł – opowiadała. Później napisała list do rodziców dziecka, Francine i Davida Wheelerów. Chłopczyk miał na imię Ben. Podczas jego pożegnania ratowniczka rzuciła się ojcu w ramiona. Świadomość tego, że Ben nie był sam, dodała mu sił. Niedługo po tragedii Francine zaszła w ciążę i urodziła synka.
Mark Barden ma jeszcze dwoje dzieci. Żadnego nie straciła jego sąsiadka Melissa Malin. Przed strzelaniną rodziny spędzały ze sobą weekendy. Mieli po tyle samo pociech i to w tym samym wieku. Syn Melissy Kyle był najlepszym kolegą Daniela. 14 grudnia razem poszli do szkoły. Lanza skręcił w lewo. Po prawej stronie był Kyle.
Kobieta ciągle zastanawia się, co by było, gdyby szaleniec wybrał jego klasę i nie znajduje odpowiedzi. Pamięta dokładnie, jak czekała na wieści z wewnątrz. Po jakimś czasie do maleńkiego przyszkolnego budynku weszła grupka dzieci. – Kyle podskakiwał sobie, jak to ma w zwyczaju. Kiedy do mnie przybiegł, powiedział: Mamusiu, nie płakałem – opowiada. Daniela oczywiście z nim nie było. Potem gubernator poinformował, że on i pozostałych 19 uczniów nie żyje. – Przysięgam. Miałam wrażenie, że budynek w tej minucie eksplodował – relacjonuje.
Malinowie i Bardenowie nie są dziś ze sobą tak blisko jak kiedyś.
Mark zaangażował się w działalność fundacji walczącej z dostępem do broni. Razem z Nicole Hockley jeździ po kraju, wygłaszając poruszające przemowy. Bolą go komentarze ludzi, którzy nie wierzą w to, że strzelanina miała miejsce. Co jakiś czas ktoś wymyśla kolejną teorię spiskową.
Sandy Hook zburzono. Ojciec Bena Wheelera poszedł tam, zanim placówkę zrównano z ziemią. Chciał zobaczyć salę, w której jego syn spędził ostatnie minuty swojego krótkiego życia. W dokumencie przyznał, że nigdy nie zapomni o Benie, ale musi iść dalej.