Mija 8 lat od strzelaniny w amerykańskiej podstawówce. Psychopata zabił dwadzieścioro dzieci
10.12.2020 12:22, aktual.: 02.03.2022 19:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
14 grudnia 2012 roku stało się coś, czego nie da się objąć rozumem. Młody mężczyzna z karabinem w ręku wszedł do szkoły podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut i zabił 28 osób, w tym dzieci w wieku od 6 do 7 lat. Do dziś lokalna społeczność odczuwa konsekwencje jego czynu.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas, którzy tam byli, czuł, że świat musi dokładnie wiedzieć, co widzieliśmy – mówił policjant Connecticut State Trooper na początku dokumentu "Newtown".
Barack Obama przyznał, że to był najgorszy dzień jego prezydentury.
Godzina zero
Krótko po godz. 9:30, 20-letni Adam Lanza, strzelił w oszklone drzwi szkoły, aby dostać się do środka. Dziwny hałas zwrócił uwagę dyrektorki Dawn Hochsprung, pedagog Mary Sherlach i nauczycielki Natalie Hammond. Wyszły ze spotkania z kolegami, by sprawdzić, co się dzieje. Na widok chłopaka z karabinem zaczęły krzyczeć: "Tu jest strzelec!".
W ten sposób uratowały innych. Mary i Dawn nie miały szans na ucieczkę. Cudem przeżyła Natalie. Z dwiema ranami postrzałowymi leżała nieruchomo na korytarzu, słysząc krzyki przyjaciół i dzieci. Lanza nie miał litości. Po tym, co zrobił, wszedł do dwóch salek wypełnionych dziećmi. W każdej były po dwie nauczycielki. Wszystkie zginęły. Przeżyło dwunastu pierwszoklasistów.
Kiedy Lanza zorientował się, że szkołę otoczyła policja, zastrzelił się. Była 9:40. Wkrótce odkryto, że wcześniej Lanza zabił swoją matkę. Kobieta trzymała w domu broń i regularnie zabierała syna na strzelnicę. Chłopak miał poważne zaburzenia, sprawiał duże problemy wychowawcze. Nikt nie zareagował, kiedy było to jeszcze możliwe.
Zobacz także: Dla Sylwii Spurek zrezygnował z pracy. Usłyszał: "pantoflarz" i "nie jesteś prawdziwym facetem"
Pęknięcie
Kilka lat temu powstał film o Newtown, gdzie doszło do tej niewyobrażalnej tragedii. Głównymi bohaterami uczyniono rodziców zamordowanych z zimną krwią maluchów. Tylko garstka z nich zdecydowała się wpuścić kamery do swoich domów. Mark Barden płacze, gdy opowiada o ostatnich chwilach ze swoich synkiem Danielem, którego wszędzie było pełno. 9 grudnia wybierali choinkę. 14-go Daniela już nie było.
– Byłem blisko związany z każdym najmniejszym niuansem jego życia, ale pod koniec istniała znacząca mała luka, o której nic nie wiedziałem, i nadal mam tę potrzebę, aby wiedzieć, czego doświadczył – mówił przez łzy jego ojciec. – Możecie sobie wyobrazić, jakie to trudne i wymagające, aby spróbować zinterpretować to, co działo się z nim działo, gdy był mordowany przez bandytę w swojej klasie.
Bardena najlepiej rozumie Nicole Hockley, mama autystycznego Dylana, którego do końca w ramionach trzymała ulubiona nauczycielka. Dokładnych szczegółów jego śmierci wciąż nie poznała, bo nie jest na to gotowa. W jednej ze scen filmu spotyka się z ojcem chłopca, który przeżył. On wie, co się stało. Pada zdanie: "Kiedyś będę miała siłę, by się dowiedzieć. Ale jeszcze nie dzisiaj, proszę".
Dom Hockleyów stoi nieopodal posesji Lanzy. Nicole nienawidzi tego miejsca. Najchętniej to by na nie splunęła. – Fundament pękł – powiedział proboszcz Robert Weiss. – Nikt nie jest pewien, jak duże to pęknięcie.
Co by było, gdyby…
To on musiał modlić się nad maleńkimi białymi trumnami, patrzeć w oczy załamanym rodzicom i dodać im otuchy, choć sam był na skraju załamania. Miał wrażenie, że pogrzeby nigdy się nie skończą. Lekarz Bill Begg, który chciał ratować dzieci, nie był w stanie dokończyć zdania, gdy opisywał, co kule z nimi zrobiły. Trząsł się, połykając łzy.
Laurie Veillette, jedna z ratowniczek medycznych, wspominała, że nikt nie mógł przygotować się na to, co zobaczy. – Drzwi karetki otworzyły się. Położyli tego małego chłopca. Wiedziałam od razu… nie miał szans… Przytuliłam się do niego, płakałam i płakałam, aż odszedł – opowiadała. Później napisała list do rodziców dziecka, Francine i Davida Wheelerów. Chłopczyk miał na imię Ben. Podczas jego pożegnania ratowniczka rzuciła się ojcu w ramiona. Świadomość tego, że Ben nie był sam, dodała mu sił. Niedługo po tragedii Francine zaszła w ciążę i urodziła synka.
Mark Barden ma jeszcze dwoje dzieci. Żadnego nie straciła jego sąsiadka Melissa Malin. Przed strzelaniną rodziny spędzały ze sobą weekendy. Mieli po tyle samo pociech i to w tym samym wieku. Syn Melissy Kyle był najlepszym kolegą Daniela. 14 grudnia razem poszli do szkoły. Lanza skręcił w lewo. Po prawej stronie był Kyle.
Kobieta ciągle zastanawia się, co by było, gdyby szaleniec wybrał jego klasę i nie znajduje odpowiedzi. Pamięta dokładnie, jak czekała na wieści z wewnątrz. Po jakimś czasie do maleńkiego przyszkolnego budynku weszła grupka dzieci. – Kyle podskakiwał sobie, jak to ma w zwyczaju. Kiedy do mnie przybiegł, powiedział: Mamusiu, nie płakałem – opowiada. Daniela oczywiście z nim nie było. Potem gubernator poinformował, że on i pozostałych 19 uczniów nie żyje. – Przysięgam. Miałam wrażenie, że budynek w tej minucie eksplodował – relacjonuje.
Malinowie i Bardenowie nie są dziś ze sobą tak blisko jak kiedyś.
Mark zaangażował się w działalność fundacji walczącej z dostępem do broni. Razem z Nicole Hockley jeździ po kraju, wygłaszając poruszające przemowy. Bolą go komentarze ludzi, którzy nie wierzą w to, że strzelanina miała miejsce. Co jakiś czas ktoś wymyśla kolejną teorię spiskową.
Sandy Hook zburzono. Ojciec Bena Wheelera poszedł tam, zanim placówkę zrównano z ziemią. Chciał zobaczyć salę, w której jego syn spędził ostatnie minuty swojego krótkiego życia. W dokumencie przyznał, że nigdy nie zapomni o Benie, ale musi iść dalej.