Blisko ludziMłoda matka przyznała się, że ma depresję poporodową. Lekarz wezwał policję

Młoda matka przyznała się, że ma depresję poporodową. Lekarz wezwał policję

– Potraktowano mnie jak kryminalistkę – pisze Jessica Porten na Facebooku. Mama 4-miesięcznej Kiry podczas rutynowego badania przyznała się lekarzowi, że cierpi na depresję poporodową. Zamiast udzielić jej pomocy, personel szpitala wezwał policję.

Młoda matka przyznała się, że ma depresję poporodową. Lekarz wezwał policję
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Lidia Pustelnik

25.01.2018 | aktual.: 26.01.2018 10:06

Do zdarzenia doszło w Kalifornii. Jessica Porten pojawiła się na pierwszej po urodzeniu dziecka, umówionej wizycie u lekarza. Nie mogła przypuszczać, że rutynowe badanie skończy się dla niej interwencją policji. Wszystko dlatego, że postanowiła być szczera co do swojej kondycji psychicznej.

Klinika, do której zapisana jest Jessica, wcześniej kilkakrotnie przekładała jej wizytę, co kobieta uznaje za "nieludzkie". Młoda mama chciała uzyskać pomoc lekarza, ponieważ zauważyła u siebie symptomy, wskazujące na depresję poporodową – miewała na przykład napady złości. Jej mąż poinformował o tym personel kliniki, kiedy telefonicznie umawiał ją na wizytę.

Kiedy młoda matka powiedziała personelowi, że chciałaby porozmawiać o rodzajach terapii lub leków, jakie pomogłyby jej poradzić sobie z depresją poporodową, pielęgniarka, zamiast udzielić fachowej pomocy lub skierować na dalsze badania, wezwała policję. Personel kliniki chciał, by funkcjonariusze zdecydowali, czy kobieta nie stanowi zagrożenia dla swojego dziecka.

Porten opisała na Facebooku, jak potwornie ją potraktowano. – Czuję, że trzeba to opowiedzieć światu, by pokazać, jak mało wsparcia otrzymują kobiety od służby zdrowia – zauważa. Mimo że szukała profesjonalnej pomocy lekarskiej, zmuszono ją do czekania godzinę w asyście personelu na policję. Co więcej, w czasie całego zamieszania wokół matki, jej 4-miesięcznej córeczce w ciągu około 10 godzin udało się usnąć jedynie na pół godziny.

Policja eskortowała Porten i jej dziecko na ostry dyżur. Ponieważ funkcjonariusze nie spuszczali z niej wzroku, czuła się jak groźny przestępca. – Towarzyszyli mi do toalety, bym mogła pobrać próbkę moczu – opowiada wstrząśnięta. – Kazano mi zdjąć wszystkie ubrania - łącznie z klapkami na nogach, zamiast których dostałam skarpetki - i zamknęli je na klucz – dodaje. Co więcej, Porten musiała czekać na pracownika opieki społecznej, który zjawił się w szpitalu dopiero o 10:45 wieczorem.

Po wielu godzinach ustalono, że Porten nie wymaga natychmiastowego leczenia psychiatrycznego i zwolniono ją do domu. Gdy kobieta opuszczała szpital, dochodziła północ. To, co było dla niej najbardziej zdumiewające to to, że w czasie całego zdarzenia nie rozmawiała z ani jednym lekarzem.

Mimo że czuje, że potraktowano ją niesprawiedliwie I nieadekwatnie do okoliczności, kobieta nie zamierza dochodzić odszkodowania. Bardziej zależy jej na tym, by uświadomić społeczeństwo, że osoby mające problemy psychiczne powinny uzyskać pomoc, a nie być traktowane jak groźni przestępcy. Jej wiadomość na Facebooku już wywołała dyskusję i lawinę wsparcia dla matek z depresją poporodową.

Komentarze (298)