Blisko ludziMobilne kosmetyczki mówią o swojej pracy. Wiele z opisanych sytuacji w salonie byłoby nie do przyjęcia

Mobilne kosmetyczki mówią o swojej pracy. Wiele z opisanych sytuacji w salonie byłoby nie do przyjęcia

Mobilne kosmetyczki mówią o swojej pracy. Wiele z opisanych sytuacji w salonie byłoby nie do przyjęcia
Źródło zdjęć: © iStock.com
05.02.2020 15:08, aktualizacja: 05.02.2020 16:59

Ula i Alicja są mobilnymi kosmetyczkami. Magda zrezygnowała z pracy po przykrych incydentach, które miały miejsce w domach klientek. Trzy manicurzystki w rozmowie z WP Kobieta zdradziły, jak wygląda ich praca. Wyjaśniły, co odróżnia ją od usług świadczonych w salonach.

Alicja bywa świadkiem poważnych kłótni małżeńskich, w tym jednej, w której mąż kazał swojej żonie – klientce Ali – wyprowadzać się z domu. Ula odwiedza młode mamy, które nie mogą pozwolić sobie na manicure w salonie, a Magda podczas jednej z wizyt została pogryziona przez psa klientki.

Była świadkiem decyzji o rozwodzie

Alicja jest manicurzystką od 3 lat, ale dopiero od roku świadczy usługi mobilnie. Twierdzi, że elastyczny grafik zdecydowanie bardziej jej odpowiada. Jest młodą mamą i w ten sposób może ustalić sobie dowolne godziny pracy. Odwiedza również klientki o dość niestandardowych godzinach, takich jak 5:30 lub 22, kiedy salony są nieczynne.

– Moimi klientkami są naprawdę różne kobiety. Zdarzają się nastolatki oraz dojrzałe panie w okolicach 70-tki – mówi. – Najczęściej jednak zgłaszają się do mnie osoby, które nie mają z kim zostawić dzieci, nie mają ochoty wychodzić z domu, gdy na dworze panuje brzydka pogoda albo po prostu swobodniej czują się u siebie. Chętnych jest dużo, a ceny nie są wysokie. Wykonanie paznokci żelowych kosztuje u mnie 100 zł, a hybrydowych 60 zł. Do tego dochodzi zwrot kosztów benzyny – dodaje Alicja.

Składając swoim klientkom domowe wizyty, Alicja trafia na naprawdę różnych ludzi. Chociaż nigdy nie zdarzyła jej się żadna niebezpieczna sytuacja, nieraz była świadkiem rodzinnych kłótni.

– Doświadczyłam wielu takich sytuacji. Pamiętam, jak pojechałam na manicure do klientki, którą zawsze miałam za szczęśliwą mężatkę. Podczas malowania paznokci nagle oznajmiła, że na 25. rocznicę ślubu chce wręczyć swojej drugiej połówce pozew rozwodowy. Niestety, dotąd niczego nieświadomy mąż usłyszał naszą rozmowę zza drzwi – opowiada.

– Reakcja była natychmiastowa, bo mężczyzna po tym, co usłyszał, wpadł w szał. Zaczął krzyczeć, że gdyby nie on, to jego żona byłaby nikim. Nasłuchałam się, że dom jest jego, a ona ma się wyprowadzić. Klientka wstała od stołu i wybuchła płaczem. Mąż był nieugięty i zaczął ją pakować. Ja patrzyłam na to wszystko, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Sytuacja była tak niezręczna, że chciałam zapaść się pod ziemię. W końcu pojechałam do domu. Manicure został niedokończony – wspomina.

Zdarzało się, że mężowie klientek nie byli zachwyceni wizytą stylistki, co subtelnie dawali odczuć Alicji. Największe pretensje mieli jednak do żon.

– Bywało, że mąż miał pretensje do żony, twierdząc, że wydaje ona zbyt dużo pieniędzy na swoje "przyjemności". Partner innej klientki był zły, że nie ugotowała mu obiadu, bo paznokcie były ważniejsze – wspomina Alicja. – W takich sytuacjach czułam się nieswojo, ale na szczęście paniom jakoś udawało się uspokoić swoich ukochanych – dodaje.

Alicja lubi swoją pracę i nie planuje przenosić działalności do salonu. Wie jednak, że stała praca mobilnej kosmetyczki nie jest możliwa z przyczyn zdrowotnych.

– Kręgosłup już daje mi się we znaki, a to za sprawą dźwigania dwóch ciężkich kufrów, torby i torebki. Mój ekwipunek waży łącznie około 27 kg. Nie każda klientka mieszka na parterze, a wnoszenie tego sprzętu na trzecie czy czwarte piętro bywa naprawdę męczące – zapewnia. – Dziennie odwiedzam około 4 pań, a swój grafik zawsze dopasowuję do godzin, w których mój mąż jest w domu i może zająć się dzieckiem – dodaje.

Obraz
© Archiwum prywatne
Obraz
© Archiwum prywatne

Klientki piły alkohol, robiły przerwy na obiad i papierosa

Magda była mobilną kosmetyczką, ale po kilku nieprzyjemnych incydentach zrezygnowała z pracy. Podkreśla, że podstawowym problemem był fakt, że klientki nie szanowały jej czasu.

– Praca mobilnej kosmetyczki ma wiele minusów. Panie często wychodziły z założenia, że skoro do nich przyjeżdżam, czas usługi jest nieograniczony – mówi. – Zdarzało się, że zamiast kobiety, z którą byłam umówiona, drzwi otwierał mi ktoś inny, tłumacząc, że klientki nie ma jeszcze w domu, ale zaraz wróci np. z zakupów. Wówczas musiałam na nią zaczekać i traciłam czas – dodaje.

Manicurzystka przyznaje, że klientki czuły się przy niej bardzo swobodnie. Potrafiły zrobić przerwę na ugotowanie obiadu, otworzyć wino lub przejść się do lodówki po zimne piwo, bez konsultacji.

– Panie, do których przyjeżdżałam, często nalegały na przerwę w mojej pracy, bo chciały podgrzać jedzenie, przypominały sobie nagle o pilnym wstawieniu prania lub potrzebie zapalenia papierosa – wspomina Magda. – Zdarzało się również, że piły alkohol. W salonie podobna sytuacja nie miałaby miejsca, ale przecież one były u siebie. Zachowywały się, jakby paznokcie robiła im koleżanka – twierdzi.

Klientki nie zawsze potrafiły upilnować dzieci i zwierząt. Bywało, że kot wszedł na stół podczas pracy albo dzieci zaczynały sięgać do kuferka po kolorowe lakiery. Takie warunki skutecznie utrudniały Magdzie wykonywanie usług.

– Nie w każdym domu czułam się bezpiecznie, bo ludzie są naprawdę różni. Jedną z największych nieprzyjemności, jaka mnie spotkała, było pogryzienie przez psa – mówi. – Rodzice klientki wpuścili mnie na podwórko i kompletnie zapomnieli o uprzednim zamknięciu w zagrodzie agresywnego zwierzęcia.

Magdzie nie odpowiadał również nieokreślony czas pracy. Klientki dzwoniły do niej nawet o godzinie 23, prosząc, aby przyjęła je na manicure.

– Wieczne telefony, że sprawa jest pilna i właśnie uszkodził się jeden paznokieć, sprawiały, że odechciewało mi się pracy. Dojazd do klientek zajmował dużo czasu, do tego dochodziło wnoszenie ciężkiego kufra po schodach. Moim zdaniem jedynym plusem pracy mobilnej kosmetyczki jest brak opłat za wynajem lokalu.

Rozpoznają ją dzieci i zwierzęta klientek

Ula łączy pracę w salonie z obowiązkami mobilnej kosmetyczki. Stylizacją paznokci zajmuje się już od 5 lat. Na początku klientki przychodziły do niej do domu, później rozpoczęła pracę w lokalu, a z czasem zaczęła również świadczyć swoje usługi mobilnie.

– Podstawową różnicą między pracą mobilną a pracą w salonie jest to, że na miejscu mamy gotowe stanowiska. Nie musimy rozkładać sprzętu i oszczędzamy czas na dojazd – opowiada. – Mobilnie pracuję na własną rękę, w momencie, gdy chcę dorobić. Cena takich usług nie różni się bardzo od tych w salonie. Po prostu dochodzi zwrot kosztów dojazdu za benzynę – mówi.

Za paznokcie hybrydowe u Uli można zapłacić od 50 do 70 zł, w zależności od ich długości. Koszt przedłużania wynosi 100 zł. W większości przypadków klientki z salonu nie są obsługiwane przez nią w domu. Zdarzały się jednak odstępstwa od tej reguły, gdy stała klientka złamała nogę i musiała odwołać wizytę.

– Mam stałe klientki, które poznałam przed podjęciem pracy w salonie. Czasem dzwonią do mnie również nowe panie z polecenia. Atmosfera przy świadczeniu usług mobilnie jest bardzo swobodna. Jednej pani malowałam paznokcie w towarzystwie trójki dzieci, które z zaciekawieniem oglądały, co robię, a nawet pozwoliły sobie zrobić mały porządek w moim kuferku – wspomina z rozbawieniem. – Dzieci lubią obserwować moją pracę. Bardzo często moimi klientkami są młode mamy, które nie mogłyby zabrać dzieci do salonu i kazać im czekać na kanapie przed gabinetem – dodaje.

Ulę rozpoznają nawet psy stałych klientek. Niektóre zwierzęta wyprzedzają właścicielki w progu, by przywitać kobietę, która raz w miesiącu odwiedza ich dom.

– Nie spotkały mnie jakieś nieprzyjemne sytuacje. Czasem, bywało, że pies klientki upatrzył coś sobie w moim kuferku, chwycił i szybko uciekał, a my go goniłyśmy. Sytuacja zarówno dla mnie, jak i dla pani, którą odwiedziłam, była jednak zabawna. Jest inaczej, gdy odwiedza się kogoś od kilku lat – wyjaśnia.

Łączenie pracy mobilnej kosmetyczki z zawodem manicurzystki w salonie jest dla Oli łatwym sposobem na dodatkowy zarobek.

– Zależy od dnia, ale czasem po pracy jestem w stanie przyjąć jeszcze trzy panie. W salonie może i takie usługi są trochę droższe, ale pieniądze, które zarobię dzięki pracy mobilnej, są tylko dla mnie. Poza tym pracuję tak od lat, lubię, to co robię i nie chciałabym porzucić stałych klientek – wyjaśnia Ula.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (43)
Zobacz także