Monica Belluci zaczynała jako modelka po to, aby w 1990 roku zaistnieć na szklanym ekranie. Ma w swoim dorobku niejedną sesję i kilka spektakularnych ról m.in. w „Malenie” reżyserii Giuseppe Tornatorego czy w „Nieodwracalne” Gaspara Noégo. I choć aktorka ma już 48 lat, nadal uchodzi za ikonę rzekomo naturalnego piękna. Rzekomo, bo aż trudno uwierzyć, że aktorka swój młody wygląd zawdzięcza dobrym genom, a nie zabiegom chirurgii plastycznej. Być może dobre geny idą w parze z pomocną dłonią grafików. Takie przynajmniej wrażenie robi jej ostatnia sesja dla Vanity Fair.
Obecnie bowiem Monicę Belluci możemy podziwiać w jednej z najbardziej komentowanych i najdłużej oczekiwanych sesji właśnie dla Vanity Fair. Aktorka pozowała przed obiektywem Normana Jeana Roy’a. Uroku sesji z pewnością dodała sceneria ekskluzywnego, podparyskiego pałacu. Aktorka pozowała do zdjęć w kreacjach najznamienitszych, światowych projektantów. Wystąpiła m.in. w sukni z najnowszej kolekcji marki Gucci, a całości kostiumu marki Burberry dopełnił naszyjnik zaprojektowany przez Cartiera. W kadrach zdjęciowych nie mogło też zabraknąć projektów Dolce&Gabbana czy szpilek Christiana Louboutina.
Należy przyznać, że odważne kreacje odsłaniają nienaganne piękno Bellucci. Okładka prezentująca aktorkę o ezoterycznym wdzięku przyciągnęła z pewnością niejedno oko i zawstydziła nie tylko panie w wieku Bellucci, ale także i kobiety znacznie od niej młodsze. Pytanie tylko czy rzeczywiście istnieją powody do tego, żeby się wstydzić? Monica Bellucci znakomicie prezentuje kreacje znanych projektantów, ale żeby w tej sesji rozpoznać byłą modelkę trzeba naprawdę wytężyć wzrok. Być może mało podobna do siebie aktorka, nie pierwsza i nie ostatnia, jest już w tym wieku, że postanowiła zaprzyjaźnić się z Photoshopem lub po prostu padła jego ofiarą?
lł/ags, kobieta.wp.pl