Blisko ludziNa męża chciała kawalera, a to rozwodnik skradł jej serce

Na męża chciała kawalera, a to rozwodnik skradł jej serce

Dla wielu kobiet rozwodnik to mężczyzna gorszej kategorii. Czarno na białym widać, że raz już mu w życiu nie wyszło, zapewne zawiódł jakąś kobietę, a dodatkowo - co często się zdarza - zostawił dzieci. Poszukując kandydata na męża biorą pod uwagę tylko kawalerów, bo ci mają czystą kartę. Tymczasem rzeczywistość może okazać się znacznie bardziej złożona.

Na męża chciała kawalera, a to rozwodnik skradł jej serce
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta

03.11.2019 | aktual.: 03.11.2019 13:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Arleta, 35-letnia tłumaczka, postanowiła poszukać męża tuż po swoich 30. urodzinach. Do tego czasu stawiała na edukację, karierę i podróże - udało jej się skończyć lingwistykę stosowaną, zostać tłumaczką przysięgłą zatrudnioną w administracji państwowej i odwiedzić 72 państwa! Była w kilku związkach, z jednym partnerem nawet mieszkała przez blisko dwa lata, ale ponieważ nie chciała założyć welonu i zostać matką gromadki słodkich bobasów, relacja legła w gruzach.

- Jednak po trzydziestce zmieniłam zdanie. Postanowiłam wyjść za mąż, a do małżeństwa podejść jak do projektu, który chcę zrealizować. Wiem, że to może mało romantyczne, ale zależało mi, żeby ustalić, co jest dla mnie ważne, na co mogę się zgodzić, a jakie kwestie są dla mnie nie do zaakceptowania. Co mam na myśli? Zależało mi na przykład, żeby mój przyszły mąż miał wykształcenie wyższe. I nie chodzi o to, że ktoś bez dyplomu jest głupszy niż ten z dyplomem, ale o doprowadzanie spraw do końca. Ktoś z dyplomem musiał umieć to robić - opowiada Arleta.

- Chciałam faceta, który ma podobny system wartości jak ja, raczej jest wolnomyślicielem niż osobą przywiązaną do jednej ideologii. Zależało mi, żeby chciał zostać ojcem, ale co najwyżej dwójki dzieci, by współdzielił ze mną domowe obowiązki, a idee feminizmu były mu bliskie. No i chciałam kawalera, a nie faceta z odzysku, który nie sprawdził się w roli męża i ojca, a teraz próbuje schrzanić coś po raz drugi - wyjaśnia.

Zobacz także: Jak powstają kosmetyki?

Profesjonalne doradztwo

#

Arleta próbowała znaleźć wymarzonego kandydata wśród bliższych i dalszych znajomych. Zwierzała się przyjaciołom, że szuka męża i prosiła o aranżowanie spotkań z wolnymi kawalerami. Często wychodziła z domu nie tylko na przyjęcia, ale także do fitness klubu, bo "na ślub trzeba mieć idealną sylwetkę". Była też stałą bywalczynią teatru i spotkań stowarzyszenia tłumaczy. Mimo że udało jej się poznać kilku interesujących mężczyzn, to wszyscy albo byli w związkach, albo po rozwodzie.

- Pomyślałam, że potrzebuję pomocy profesjonalistów - wyznaje Arleta. - Zgłosiłam się do poleconego przez znajomą biura matrymonialnego. Tylko niech to nikogo nie zmyli. Chodzi o supernowoczesny system łączenia ze sobą ludzi, gdzie stawia się na pogłębione i dokładne testy psychologiczne, ankiety osobowości i potencjalnych przyszłych małżonków sprawdza się do szóstego pokolenia wstecz. Wszystko po to, by łączyć osoby, które rzeczywiście do siebie pasują.

Arleta najpierw poznała Macieja, bankowca w swoim wieku. Przystojny, elokwentny, do tego znakomicie zapowiadająca się kariera. - Zanim pierwszy raz się spotkaliśmy, pogadaliśmy trochę na czacie - wspomina Arleta. - W czasie pierwszej randki zrobił na mnie rewelacyjne wrażenie. Niestety szybko się okazało, że Maciej o ile jest bardzo nowoczesny w sprawach gospodarki światowej, to jeśli chodzi o miejsce kobiety w jego życiu, wyznaje tradycyjne wartości - mówi.

Niedoścignionym wzorem kobiety była jego mama, która na święta miała kilka rodzajów mięsa na cztery pasztety, umie ulepić w ciągu wieczoru 200 pierogów, krochmali i własnoręcznie prasuje pościel. Beneficjentem tych wszystkich dóbr jest Maciej, ponieważ mama ma go tylko jedynego na świecie, więc on oprócz pracy nie musi kiwnąć palcem w żadnej sprawie.

Kryptogej i rasista

#

Potem był Piotr, też kawaler, który ciągle rozmawiał o seksie i swoich fantazjach seksualnych, ale gdy tylko Arleta próbowała się do niego zbliżyć fizycznie, odpychał ją. Okazało się, że mimo czterdziestki na karku nigdy nie był z żadną kobietą w związku trwającym dłużej niż trzy dni. - Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się działo - opowiada Arleta. - Wysoki, przystojny, prawnik… Jak to możliwe, że żadna babka nie zastawiła do tej pory na niego sideł? Myślałam początkowo, że może go nie pociągam, ale mam podejrzenia, że chyba był kryptogejem.

Kolejni to malkontent, hipochondryk, miłośnik wojskowego drylu i początkujący hazardzista. Najdziwniejszy był jednak 42-letni muzyk studyjny. - Pozornie fantastyczny facet, wolny duch, saksofonista, kawaler, bez dzieci, miłośnik podróży - wspomina Arleta. - Jednak okazało się, że nie dość, że jest antysemitą i rasistą, to jeszcze ma mnóstwo natręctw. Nie mogłam dotykać jego włosów ani jego ubrania, jeśli nie miał go na sobie. Zrobił mi kiedyś karczemną awanturę, gdy przewiesiłam jego koszulkę. Do tego w czasie podróży autem nie mogliśmy rozmawiać, bo musiał liczyć wszystkie latarnie albo słupki albo drzewa… Gdy mu się przerwało liczenie, dostawał szału.

Gdy się czeka za długo…

#

Arleta zażądała od biura matrymonialnego zwrotu pieniędzy. - Moim zdaniem w ich bazie nie ma ani jednego normalnego faceta - zżyma się tłumaczka. - Oddali mi pieniądze za miesiąc, choć zapłaciłam za rok. I to naprawdę pokaźną kwotę. Nie miałam siły się z nimi procesować, ale zrobiłam im czarny PR. Choć muszę przyznać, że dzięki nim czegoś się dowiedziałam: jeśli facet jest przed czterdziestką i nie ma żony oraz nigdy nie był w co najmniej kilkuletnim związku, to musi być dziwakiem.

Kobieta dowiedziała się też, że pewnie są tacy mężczyźni, którzy do tej kategorii nie należą, ale ona takiego nie spotkała. - Na babskiej imprezie "rozłożyłyśmy" facetów na czynniki pierwsze. I po pierwsze, zdałyśmy sobie sprawę, że skoro facetów na świecie jest mniej niż kobiet, to szanse na znalezienie wymarzonego partnera życiowego maleją z każdym rokiem. Po drugie, doszłyśmy do wniosku, że oczekiwanie od faceta koło czterdziestki, że będzie kawalerem, to jak wymaganie od kobiety, by w tym samym wieku była dziewicą. I że jeśli się za długo czekało, to nie ma co wybrzydzać… - stwierdza.

Arleta na babskiej imprezie u przyjaciółki trochę za dużo wypiła. Do domu odwiózł ją jeden z kolegów męża przyjaciółki, którzy w męskim gronie spędzali tego wieczoru czas na mieście. - Igor co prawda jest rozwodnikiem, ale poza tym to ideał - mówi, a na jej twarzy pojawia się błogi uśmiech. - Nie ma co ukrywać, że facet z doświadczeniem jest lepszy od tego, który go kompletnie nie ma.

Drugie małżeństwo szczęśliwsze

Podobną opinię wyraża Joanna Puławska, psycholożka i terapeutka par. - Gdy mężczyzna w okolicach czterdziestki nie ma doświadczeń bycia w związku, to po pierwsze warto zadać sobie pytanie, dlaczego tak się stało, co sprawiło, że nie stworzył trwałej, głębokiej relacji z drugą osobą. Bo w tym wieku zazwyczaj mamy już spory bagaż doświadczeń i często wynikającą z tego tzw. mądrość życiową - tłumaczy.

- Po drugie, gdy taki mężczyzna łączy się w parę z kobietą doświadczoną, to można przypuszczać, że rozdźwięk między doświadczeniem jej a jego będzie generował różne problemy życiowe. Często to, co dla mężczyzny jest nowe i pierwsze, dla kobiety jest już znane. I nie chodzi tu tylko o dobre rzeczy, emocje, uniesienia, ale również te negatywne. Warto też pamiętać, że rozwodnik to mężczyzna, który poniósł już raz porażkę i najpewniej wyciągnął z niej lekcję. Badania pokazują, że drugie związki większości ludzi są szczęśliwsze niż pierwsze, właśnie z powodu doświadczenia i wiedzy, czego nie chce się we własnej relacji - kwituje ekspertka.

Jak informował Główny Urząd Statystyczny, w 2018 roku rozwiodło się prawie 63 tys. par małżeńskich, a w przypadku kolejnych ok. 1,3 tys. małżeństw orzeczono separację. Rozwodów było o ponad 2 tys. mniej niż w 2017 r., a separacji o 0,3 tys. mniej niż rok wcześniej. Według amerykańskiej organizacji Marriage Foundation, pierwsze małżeństwa rozpadają się w 45 proc. przypadków (czyli miej więcej co drugie), w kontekście drugiego małżeństwa wygląda to już lepiej – do rozpadu dochodzi w 31 proc. przypadków.

Komentarze (179)